ANDRZEJ OLKIEWICZ: Czasy się zmieniają i my zmieniamy się wraz z nimi

Z nastaniem pandemii epidemiolodzy zalecili abyśmy zmienili niektóre z naszych codziennych zwyczajów. Między innymi abyśmy witając się, przestali podawać sobie rękę, obejmować się i całować. (Całowanie – tak naprawdę to najczęściej chodzi tu o całowanie powietrza obok policzka.)

Bardzo wielu ludzi przyjęło to zalecenie z żalem.  Uważali, że trudno będzie im żyć bez możliwości okazywania tych codziennych intymności. Jedna z dziennikarek w Dagens Nyheter obawiała się nawet, że mogą one w związku z Corona-wirusem całkiem zniknąć. Wyraziła obawę, że brak tych subtelnych gestów spowoduje, że zaufanie społeczne może na tym ucierpieć.

Jej obawy są oczywiście płonne. Społeczne zaufanie nie zależy od powitalnych rytuałów. To nie rytuał jest ważny, ale uczucie które on nosi w sobie. Ale, oczywiście, to jest całkiem możliwe, że powitalne rytuały zmienią się i będą inaczej wyrażane.

Obawiać się musimy z innych powodów. Jeżeli obecny kryzys będzie trwał długo i będzie rozwiązywany nieudolnie, wtedy mogą dojść do głosu populistyczne, antydemokratyczne siły. I… wtedy, rzeczywiście, społeczne zaufanie nie ma szans przeżycia.

Niektórzy młodzi ludzie wyobrażają sobie, że sposób pozdrawiania, który mamy obecnie, wyglądał zawsze tak samo. Mylą się bardzo! Podczas mego życia w Szwecji – a przyjechałem do Szwecji w 1957 roku – szwedzki sposób bycia zmienił się bardzo. Wcześniej, szwedzkie zwyczaje towarzyskie były bardzo zrytualizowane. Szwecja wtedy, a teraz, to dwa różne światy. Wiele się zmieniło – także sposób pozdrawiania.

Podanie sobie ręki na przywitanie oczywiście istniało, ale nie we wszystkich środowiskach. Gdy przyjechałem, jako 19-latek, z Danii do Szwecji w 1957 roku, dostałem pracę w Malmö jako blacharz. Pierwszego dnia po przybyciu do fabryki podszedłem do najbliżej mnie pracujących kolegów, aby się przywitać – podając im rękę. Tak zwykle witałem się z moimi kolegami w pracy w Stoczni Gdyńskiej. Moi nowi koledzy zareagowali zdziwieniem i moja ręka zawisła w powietrzu. Kiedy po pewnym czasie dostałem pracę jako kreślarz w Sztokholmie zrobiłem to samo – to znaczy obszedłem biuro, aby przywitać się z moimi kolegami przez podanie ręki. Jeden z moich nowych kolegów zapytał mnie z ironią w głosie: „Czy… jesteś… może sprzedawcą?”

Rękę podawało się, ale praktykowało się to przede wszystkim przy bardziej oficjalnych okazjach – szef mógł podać rękę, gdy się zostało zatrudnionym, przy prezentacji i w innych  podobnych sytuacjach.

Powitalne obejmowanie i całowanie się w policzki na ulicy czy w innym publicznym miejscu, nie tylko że nie istniało – było raczej nie do pomyślenia. Te intymne okazywanie uczuć oczywiście występowało, ale były ograniczone do życia rodzinnego.

Obejmowanie i powietrzne całowanie w policzki przy powitaniu spotykało się w niektórych, tak zwanych „lepszych sferach” – kobiety wymieniały powietrzne buziaki, ale nigdy, absolutnie nigdy, mężczyzna z mężczyzną.

Pewnego razu odwiedził mnie kolega z Polski, marynarz, którego statek zawinął do Sztokholmu. Żegnając się na przystanku tramwajowym na Sture-planie objęliśmy się i pocałowaliśmy się w oba policzki. Na drugi dzień jeden z kolegów w pracy, który widocznie był świadkiem tej sceny, zapytał mi się pół żartem, pół serio: „Czy jesteś homo?” Było to w 1960 roku.

Nie wiem kiedy obejmowanie, całowanie w policzki i podawanie ręki stało się nagminne. Zwyczaj ten wkradł się stopniowo, niezauważalnie i stał się obecnie częścią szwedzkiej kultury towarzyskiej. Pierwszy raz zwróciłem uwagę na ten nowy zwyczaj widząc grupę witających się śniadych chłopców. Możliwe że to z Rinkeby, Rosengårdu czy Hammarkullen rozpowszechnił się ten nowy sposób pozdrawiania. Kto wie?

W Polsce także, mimo że nigdy nie było tak restryktywnie traktowane jak w Szwecji, ludzie spotykając się na co dzień w miejscach publicznych, obejmują się i całują w policzki. Zdaje mi się, że ten zwyczaj stał się powszechny w bardzo wielu krajach. Oczywiście w Polsce, tak samo jak w Szwecji, pandemia zahamowała praktykowanie tego zwyczaju.

Ludzie i kultury spotykając się oddziałują na siebie. Jest to nieustanny proces, który popycha ludzkość naprzód. Zmiany te są nieuniknione. Zmieniamy się, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli pandemia potrwa bardzo długo doświadczymy, być może, większych zmian w ludzkim zachowaniu niż sobie możemy w tej chwili wyobrazić. I to nie tylko, w jaki sposób się witamy. Nikt nie wie, co nam przyniesie przyszłość. Może zmiany w powitalnych ceremoniach będą ulgą dla niektórych. Znany profil radiowy Ludvig Rasmusson pisze: „Absolutną zaletą Corony-wirusa jest to, że ludzie przestali obejmować się i całować.”

Andrzej Olkiewicz

www.immigrant.nu

 

Lämna ett svar