Za życia był pośmiewiskiem, ale tylko w rodzinnej Danii. Niezgrabny marzyciel gdy zyskał światową sławę pisarza dla dzieci był rozgoryczony, bo ambicje miał wieksze. Chciał pisać dla dorosłych! Napisał 156 bajek, będących dziś w większości częścią kanonu literatury dziecięcej, ale i 6 powieści, 47 sztuk teatralnych i 1000 wierszy. Był właściwie poetą.
Hans Christian Andersen, to najpewniej najpopularniejszy Duńczyk na świecie a jednocześnie postać w pewien sposób tragiczna.
Urodził się w 2 kwietnia 1805 roku w Odense w Danii. W mieście jest oczywiście pomnik pisarza ale i kilka innych pomników poświęconych jego bajkom jak jednonogiemu Cynowemu Żołnierzowi czy Nowym Szatom Króla.
Ojciec był czeladnikiem szewskim a niepiśmienna, religijna i przesądna matka pracowała jako służąca. Nie wiadomo dziś, w którym domu urodził się Hans Christian, ale istnieje muzeum w małym domku jego dzieciństwa, w którym mieszkał z rodziną od drugiego do czternastego roku życia. Ojciec samouk i również trochę marzyciel, robił jedynakowi zabawki i kukiełki do domowego teatrzyku, czytał Szekspira i opowiadał bajki. Dostrzegł w nim samotnika i zapewne tym rekompensował synowi jego odmienność. Mały Hosi, jak w skrócie nazywają pisarza od pierwszych liter jego imion, gdyż Andersenów w Danii i Skandynawii jest tysiące, nie miał przez całe życie prawdziwych przyjaciół. Był dzieckiem wrażliwym a z racji niedostatków czy wad swej budowy, zawsze pogardzanym dziwolągiem.
Był jasnowłosym, wysokim, kościstym chłopakiem o wielkich stopach, olbrzymich dłoniach kończących zbyt długie ręce. Chudą twarz „ozdabiał” długi nos a nad nim szparki powiek skrywały ruchliwe oczy. Ojciec nie zmuszał go do niczego, lecz starał się pokazywać i objaśniać otaczający chłopca świat. Zabierał syna na wycieczki do lasu czy wyprawy do miasta a nawet do teatru. Hosi obejrzał jakąś sztukę teatralną w wieku 7 lat i być może wtedy postanowił zostać aktorem. W szkole uczył się dobrze, ale był wciąż wyśmiewany, co pogłębiało jego stan wyobcowania i skłonności do marzycielstwa. Samotność była powodem jego nadmiernej wrażliwości a zbyt poważne jak na jego wiek lektury prowadziły do częściowej utraty kontaktu z rzeczywistością. Gdy zmarł ojciec, jedenastoletni Hans Christian już wiedział, że zostanie sławnym człowiekiem, zwłaszcza, że jego wielką życiową karierę przepowiedziała matce jakaś wróżka.
Matka najęła się do pracy jako praczka, a on zmieniał szkoły, bo wszędzie drwiono z jego wyglądu i fantastycznych teorii. Nie utrzymał się dłużej w żadnej pracy, więc siedział w domu i czytał książki lub pisał naiwne sztuki teatralne.
Chciał wiedzieć wszystko, chciał być tancerzem, aktorem, pisarzem, śpiewakiem… Gdy uczył się krawiectwa i introligatorstwa wiadomo było że nie dotrwa do końca terminu. Ponad wszystko chciał być sławny, więc matka wysłała go do stolicy.
W Kopenhadze skompromitował się wielokrotnie, próbując przekonać ustosunkowanych ludzi do swych talentów. Parę razy wyrzucono go po prostu za drzwi lub ostro skrytykowano teksty, ponieważ nie potrafił poprawnie pisać. Znaleźli się jednak życzliwi ludzie, których ujmował ten niewątpliwie utalentowany odmieniec o miłej osobowości.
Dania jest małym morskim krajem gdzie wszędzie jest blisko, a z każdego miejsca nie jest dalej do morza niż 50 km. Możliwe, że 150 – 200 lat temu, łatwiej było życzliwym dotrzeć do znanych duńskich literatów czy nawet następcy tronu z prośbą o protekcję. Wreszcie siedemnastoletnim Hosim zainteresował się jeden z dyrektorów Teatru Królewskiego Jonas Collin wysyłając go do szkoły w mieście Slagelse. Wszystko by się dobrze toczyło, gdyby nie porywczy nauczyciel, niejaki Meisling. Nie rozumiał i nie chciał zrozumieć inności Hansa Christiana, traktując go jak idiotę, co z kolei przywoływało Hosiemu myśli samobójcze.
Byli jednak przy nim ludzie prawdziwie życzliwi, którzy mimo swej łaskawości nie chcieli się z nim przyjaźnić, chociaż Hosi uważał ich za przyjaciół. Poznał wtedy wielu znakomitych duńskich intelektualistów i napisał (1827) przełomowy w swym życiu wiersz „Umierające dziecko”, zwracają na siebie uwagę krytyki. Wreszcie w 1828 roku Hosi zdał egzamin maturalny a w rok później egzamin z filozofii na Uniwersytecie w Kopenhadze.
Hans Christian wiarę w przesądy wyjął zapewne z rodzinnego domu. Nie jadał mięsa wieprzowego i słodkich zup. Nie tylko wierzył w czarnego kota zwiastującego nieszczęście, ale cierpiał na pożarową fobię. Na spotkaniach towarzyskich usadawiał się na krześle najbliższym drzwi a w kufrze podróżnym (podróżował jako znany pisarz po Europie bardzo dużo) miał zawsze kłąb sznura, bowiem bał się uwięzienia w płonącym domu. Bał się morskich podróży jak i zakopania żywcem. Stąd na nocnym stoliku zostawiał kartke „Śpię lub jestem w letargu!”
Pierwszy tomik bajek napisał w 1835 roku. O swoim życiu również wiele napisał w pamiętnikach. Był niezwykle nieśmiały, łatwo się wzruszał, miał wielkie serce i był wyrozumiały. Bał się psów i przeciągów, był religijny i nikim nie pogardzał. Wszystkim wybaczał, tak jak spotkanemu po 10 latach sadystycznemu nauczycielowi Meislingowi, gdy ten przyznał się do swych błędów. – Pana jest chwała a mój wstyd – przyznał nauczyciel i Hosi mu wybaczył.
Nie założył rodziny i dziś może gdzieś żyją w nieświadomości dalekiego pokrewieństwa z pisarzem jacyś powinowaci, gdyż matka Hansa Christiana miała z pewnym garncarzem nieślubną córkę Karen Marie, zanim wyszła za mąż za ojca. O 6 lat starszą od siebie, Hosi odnalazł i odwiedził kiedyś w Kopenhadze. Była praczką. Więcej o niej nie wspominał.
Thomas Mann interpretując jedną z bajek odkrył, że Hosi był homoseksualistą i wielu tę hipotezę powtarza do dziś. Tymczasem w pamiętniku „Baśń mojego życia” zapisał wiele zdań świadczących o jego pożądaniu i miłości do kobiet. Wielokrotnie był zakochany, raz nawet w Jenny Lind, szwedzkiej śpiewaczce. Znane są co najmniej dwie kobiety, które być może były jego Muzami. Gdy Hansa Christiana po śmierci w 1875 roku oblekano w śmiertelne ubranie, odkryto na piersi woreczek z listem i adnotacją „Spalić nie czytając!”. To był list od kobiety.
Wspomniany dyrektor teatru zgodził się na pochowanie Hosiego w grobie rodziny Collin w Kopenhadze.
Tadeusz Urbański