Chwilami trudno zrozumieć pobudki rodaków, którzy wspominając swe pierwsze emigranckie lata, drapują je z jednej strony w dramatyzm, z drugiej zaś w swoją niebywałą dzielność. Choć przecież doskonale ich rozumiem! Trudy owych zmagań przydają im splendoru, czynią bohaterami, to są ich colty, ich stedsony i mustangi. Ci wspaniali: urzędnicy, stolarze, inżynierowie, elektrycy, nikt, tancerze, śpiewaczki, złodzieje, architekci, cymbały, kurwy, humaniści, bandyci, filozofowie, stalinowcy, cichodajki, pomoce domowe, adiunkci, szubrawcy, lekarze, sadomasochiści, profesorowie, weterynarze, gamonie… (niepotrzebne skreślić), dosiadają swych Rosynantów i zmagając się z oporną materią okazują spiżową dzielność pionierów. Artykuł Andrzeja Szmilichowskiego.
W numerze także: „Historia o fryzjerze”:
Fryzjer jest miły i lubię ten jego zapał. Strzyże wolno, ale dobrze i fachowo (stara dobra szkoła!), by już nie wspomnieć, że strzyże mnie za darmo. Więc tak słuchałem tych jego opowieści, czekając aż na głowie ułoży mi zgrabną fryzurkę.
Także zabawny tekst Jerzego Marciniaka „Ślub na Madagaskarze”:
Moją byłą żonę kochałem gorąco i zawsze, zawsze. Ona mnie nigdy, co powinno być dobrą, mocną zachętą dla mnie na budowanie podwalin pod trwałe i pełne żarliwej miłości małżeństwo. Niestety, reguły są nieraz powszechnie uznanymi prawidłowościami, a życie swoje robi. Po czterdziestu kilku latach szczęśliwego pożycia stałem się kawalerem do wzięcia. Moja jedyna i kochana rzuciła mnie i odeszła. I to szybkim krokiem. A chwilami to nawet biegła, co wyglądało tak, jakby bardzo chciała być jak najszybciej ode mnie i jak najdalej.
I inne artykuły oraz informacje.
Numer dostępny także na naszej stronie www.polonica.se
STREFA.SE