Magna meretrixs

Cisza jak makiem zasiał. Spokój wtulony w bezkresny horyzont, wieczysta harmonia ziemi, powietrza, wody. Jakie to proste i zarazem wspaniałe, nic nie wiedzieć, nic nie rozumieć, nic nie umieć, tylko siedzieć przy oknie, patrzeć, być.

Niełatwo powiedzieć, co znaczy sukces, co porażka, łatwiej przyjąć myśl, że życie nie prowadzi do niczego. Życie jest, a ciągły przymus zbierania wiedzy tylko odsuwa człowieka od magicznej prostoty bycia. Święty Augustyn wiedział coś więcej, gdy pisał: Wierzę, ponieważ to niedorzeczne, wierzę, ponieważ nie rozumiem.

Myślenie nie prowadzi do niczego, co po nim! Tym bardziej, że takie niedorzecznie i niestałe: słoneczne, burzliwe, precyzyjne, mgliste, spokojne, gwałtowne, wiarygodne, fałszywe… Myśli nadchodzą i odchodzą, produkt maszyny reflektującej czas, mózgu. Tak intensywnie identyfikujemy się z myślami, że to sprawia wrażenie uczestnictwa w swoistym bractwie niewolniczym, ale cóż, tak zostaliśmy skonstruowani i być może kryje się w tym nawet jakiś sens.

Niektórym ludziom udaje się odsunąć od siebie pragnienia i uczestniczyć w Byciu, jakimi ono jest, ale są nieliczni, większość dźwiga ciężar odpowiedzialności za narzucone z zewnątrz lub tworzone przez samych siebie warunki, płacąc za to ciśnieniem uczuć oraz wewnętrznymi i innymi konfliktami. Pomiędzy tym, „co jest” a tym, „co powinno być”, leżą łąki marzeń, plaże pragnień, góry niespełnień. Owe tęsknoty i bóle mogą być sygnałem ostrzegawczym, znakiem, że popełniamy błąd „przeciwstawiając się”.

Co dzieje się, gdy ból zdobywa przewagę a człowiek nie zdąży mu umknąć? Wtedy, najczęściej powodowany niepewnością albo strachem, zakłada maskę i obarcza winą kogoś innego, albo myśli o sobie ze współczuciem.

Czy być tak może, że gdy człowiek zagłębi się w sobie i skoncentruje wystarczająco silnie, skupi pozytywną energię i w ogóle wszystko, co dzieliło, co słabe, bolesne, cielesne, nastąpi coś podobnego implozji zgarniającej wszechświat na powrót w kapsułkę, wszystko zmaleje i pozostanie tylko spirala boskiej energii, która wyzeruje mu (człowiekowi) bezbronność i wskaże celowość nieuchronności?

Zakładając, że tak może być, to ilu ludzi potrafiłoby wspiąć się wystarczająco wysoko, aby to pojąć? Potrafili prorocy, to wiemy, ale z nawiedzonymi nie ma już pewności, mogą oszukiwać.

Może jesteśmy unikalną manifestacją Stwórcy, może ty i ja jesteśmy bezkresną miłością, kwintesencją wolności? Jeszcze o tym nie wiemy, ale kiedyś się dowiemy. Najwyższemu się nie spieszy. No dobrze, zgoda, ale w czym miałoby nam pomóc posiadania tej wiedzy, kiedy koleje życia nieciekawe a perspektywy coraz gorsze?  Co mają za korzyść z tego ci, którzy wierzą, że On prześwietla wszystko?

Przyjmując, że ludzkie istnienie ma charakter bezkresnej duchowości, to może oznaczać, że na wszystko jest miejsce i nie ma żadnych zahamowań, bo nic konkretnego nie istnieje. Nawet Super Centrum paradoksalnie nie jest żadnym punktem, a nieograniczoną otwartością. Bóg nie jest nigdzie, bo jest wszędzie, nie ma niczego, co można wygrać albo stracić, otrzymać lub odrzucić, albowiem nie istnieje nic, co można nazwać, Kismet, Amen!

Człowiek od długich pokoleń stoi na rozdrożu. Chyli głowę przed faktami i jednocześnie nastawia ucha wierze i mistyce. Mistyka. Stara potężna i rozległa wiedza, od której odżegnują się funkcjonariusze wiary jakby nie pamiętając, że z mistyki wyrasta potężny gmach ich religii.

Dojść do prawdy niełatwo, jeśli w ogóle możliwe, ale wydaje się, że krokiem zbliżającym ku niej może być dobrowolne podporządkowanie się. Coś w rodzaju bezpośredniego zespolenia z prawdą, z wiosną, wiatrem, deszczem, wróblem.

Przyjmując taką koncepcję nie ma miejsca ani potrzeby na poszukiwania, w których prym wiodą logika, motywacja, argumentacja, gdzie króluje szalejące ego, które zależnie jak zostanie zaprogramowane, gardłuje przeciw religijnym podporządkowaniom, lub bezkrytycznie im wierzy. Tu uchodzi nierzadko uwadze, że podwyższając te argumentacje o stopę i przybliżając je mistyce, logika i fakty stają się drugorzędne, gdyż nawet najlepsza praca wykonywana przez umysł, leży na poziomie sprawności maszyny biologicznej, a ta w świecie istnienia ponadmaterialnego nie wystarcza pomimo tego, że mózg, jedyna w swoim rodzaju magna meretrixs, jest genialną maszyną.

Sprawność mózgu pozwala na wiele, dysponuje ogromną elastycznością myśli i umożliwia posługiwanie się sceptycyzmem, przydatnym na przykład w zwalczaniu idealizmu religijnego, z jednoczesnemu poddawaniu krytyce niektórych gałęzi akademickiej nauki. Tu rodzi się dość istotne pytanie, dlaczego nie próbować wykorzystać oba te światy, wszystkie światy?

Tu hamulcem bywa, wpajana od dzieciństwa i wisząca kamieniem u szyi wieku dojrzałego, prostolinijność. Aż chciałoby się zawołać: Boże użycz nam więcej wszechstronności, co nam po prostolinijności!

Człowiek ma obowiązek, przede wszystkim przed sobą samym, rozwijanie wszystkich swoich talentów, a kurczowe trzymanie się jednej opcji szkodzi mu tylko. Wystarczy, że zwierzęta są prostolinijne, a to, że prostolinijni byli Święci Pańscy, utwierdza tylko w decyzji żeby nie zostać świętym! Na pytanie, jak można dokonać czegokolwiek będąc prostolinijnym, można odpowiedzieć kolejnym pytaniem: A kto powiedział, że koniecznie trzeba dokonać czegokolwiek?

Można pragnąć wiedzy i ku jej pozyskaniu dążyć, ale dobrze wiedzieć, grunt to niepewny i grząski. Są różne gatunki wiedzy. Czy jest wiedzą codzienne praktykowanie modlitw, postów i tego wszystkiego, czego oczekuje od wiernych religia? Raczej nie, to nie wiedza a wrażenia i trzeba być ostrożnym. Wrażenia mistyczne mogą zbliżyć człowieka wrażliwego do prawd, z którymi nie będzie potrafił sobie poradzić.

Cena czynu prostolinijnego może okazać się zbyt wysoka, ponieważ człowiek bardzo jest podatny na manipulacje, co prowadzi go nierzadko prostą drogą do utraty wolności. Człowiek bardzo spragniony i poszukujący wolności, łatwo znika za kratą, a ponieważ niema empirycznych gwarancji, że jakaś droga w ogóle istnieje, powstaje sytuacja paradoksalna. Człowiek pragnący duchowego wyzwolenia podporządkowuje się tym, którzy jego zdaniem wiedzą lepiej od niego, co znaczy wolność i tym samym ją traci.

Niewolnictwo, wolność… Słowa powtarzane zbyt często tracą na ostrości i stają się banalne. Przeciwieństwo nie musi być zaraz sprzeciwem, choć tak woła prostolinijność.

Słowa, słowa, opium dla mas, jeśli tylko dobrze brzmią. Wspaniałe słowo „wolność”. Skrop niewolę wodą ogólnego sprzeciwu, a otrzymasz wolność, za którą podobno warto nawet zginąć. Inne słowo o magicznych właściwościach „prawda”. Gdy magiczną prawdę połączyć z czarodziejską wolnością, nie trzeba prochu by wysadzać góry.

Ciekawe zjawisko, ludzie mówią wiele i głośno o „prawdziwej wolności”, ale nie mówią o „prawdziwej prawdzie”. Prawdziwa wolność brzmi naturalnie lepiej niż „wolność zwykła”, ale z „prawdą” trudniej sobie poradzić, ponieważ niesie w sobie właściwości magiczne, a te można przyjąć tylko, jako prawdę duchową, prawdę wewnętrzną, prawdę wyższą, prawdę najwyższą. W takiej sytuacji „prawda prawdziwa” brzmi jakby pochodziła z języków prymitywnych, Bora-Bora, bunga-bunga.

Dotarcie do tej ostatniej, prawdy najwyższej, wydaje się możliwe tylko przy pomocy mistyki i jest przywilejem wolności, nieosiągalnej dla nas, ludzi fizycznych i niedokończonych. Nasza mentalność wymagamy dodatkowych podziałów: Prawda, o której istnieniu wiemy, Prawda, której doświadczyliśmy.

Święty Tomasz mówił, że żaden umysł nie zdoła ujrzeć boskiej istoty, o ile śmierć, czy jakiś specyficzny rodzaj zachwycenia, nie oddzieli go od cielesnych zmysłów. Mądre słowa drogi i święty Tomaszu, ale z małym uzupełnieniem: zachwyceniem może być wszystko! Szum fal, oddech, krążenie krwi, sny, eructo ergo sum, drzewo, słoneczna strona ulicy…

Niechętni mistyce mówią ze szczyptą sarkazmu, że mistyka to szlachetna odmiana snobizmu, teren dysput ludzi dysponujących bogatą wyobraźnią, a zarazem wyzwolonych z ograniczeń religijnych tabu.

Elegancko powiedziane, ale owe granice, o ile w ogóle istnieją, są ogromnie niewyraźne. Niełatwo odróżnić słów filozofującego mentalisty, od pełnych trików słów sprytnych błaznów.

A może próżne nasze wysiłki, bo po prostu jest tak, że Siły Stwórcze wysyłają nas gromadami na Ziemię, a my w poświacie księżycowych nocy i świetle ulicznych lamp, wyglądamy jak nanizane na Bycie srebrzyste kuleczki gradu, przed którymi stoją tylko dwa zadania: wybór i odejście.

ASZ

magna meretrixs = wielka ladacznica

Lämna ett svar