Do zwariowania jeden krok, jeden jedyny krok nic więcej. Gdyby Andrzej Dąbrowski tak dziś zaśpiewał, sądzę że wszyscy jak jeden mąż by się z nim zgodzili. Ale do rzeczy.
Dzieci się w Polsce rodzi mało? Prawda, ale zmartwienie jest ogólnoeuropejskie, więc jakby mniejsze. Wiadomo, Europa stara dama. W moim pokoleniu, a tym bardziej moich rodziców, pościelowe wpadki były na porządku dziennym. Nieomal wystarczyło przewiesić spodnie przez poręcz łóżka i ciąża gotowa. A dziś? Dziś głowa boli ile się młodzi muszą nastarać, natrudzić, nadenerwować. Coś ze mną nie tak, myśli młoda i na wszelki wypadek oskarża młodego. Lekarz zrobi jakieś badania, nic mu z nich nie wyjdzie i tyle tego dla obojga.
Dlaczego tyle dzieci rodzi się z autyzmem? Przecież chodziliśmy do kościoła, przecież braliśmy komunię? Szukają powodów i znajdują, a bliżej mówiąc znajdują inni i im podpowiadają: szczepionki, zatruta dieta, zatrute powietrze, big pharma… you name it!
Antyszczepionkowa armia szalbierzy w natarciu? W nieustannym natarciu! W 1998. w Stanach Zjednoczonych zdobył ogromną popularność doktor Andrew Wakefield i stał się głównym autorytetem antyszczepionkowców. Opublikował on, wraz z kilkunastoma innymi „naukowcami” (ale byli wśród autorów także autentyczni ludzie nauki), w prestiżowym piśmie medycznym „The Lancet” wyniki badań, wskazujących na związek stosowania szczepionki MMR wśród dzieci, (przeciw odrze, śwince, różyczce), na występowanie u nich autyzmu.
Potem, ale nie od razu, po dłuższych badaniach i śledztwach okazało się, że wyniki zostały sfauszowane, natomiast sam Wakefield był sowicie opłacany przez prawników walczących z koncernami produkującymi szczepionki. W 2014. przeprowadzono na ponad milionie dzieci badania i związku szczepionki MMR z autyzmem nie stwierdzono.
Co się stało dalej? Otóż nic! Antyszczepionkowców to nie przekonało a ludzie, szczególnie młodzi „produkcyjni”, byli i są coraz bardziej zdezorientowani. I nie ma się czemu dziwić, gdybyś z każdej strony słyszał/ła stanowcze wołanie, że szczepionki są po to, aby skrzywdzić twoje dziecko, nie pomyślałabyś: Może jednak jest coś na rzeczy?
Co mamy dziś? Dziś środę mamy dobrzy ludzie! Nie dzieje się nic, z czego moglibyśmy się cieszyć, choć wielu nieustannie cieszy się spiskowym Internetem. W tym osobliwym medium wszystko łączy się ze wszystkim, wcale nierzadko wprost szaleńczo: rząd światowy planuje depopulację Ziemi, nanochipy w szczepionkach, w religijnych portalach spisek przeciw Polsce, ostatniemu bastionowi katolicyzmu na świecie. W skrajnie prawicowych, internetowych i innych, narracjach możliwe jest wszystko: Homoseksualizm i legalizacja aborcji zniszczą białych Europejczyków, którzy zostaną zastąpieni emigrantami z Arabii, Azji i Afryki. Mogą to również być (dla każdego coś miłego) iluminaci, reptilianie, kosmici. To wszystko zazwyczaj dojeżdża w końcu do wypróbowanej wiekami stacji, starego dobrego i sprawdzonego na każdą okazję antysemityzmu.
Słowem gnicie widać znakomicie! Chodzi mi o angielskie słowo brainrot, tłumaczone od dziesiątek lat, jeszcze za mojej młodości na język polski, jako „lasowanie mózgu”. A lasują go Polakom, oj lasują! Przypadkowo wpadł mi do ręki egzemplarz „Tygodnika Solidarność”, a tam narodowiec Robert Winnicki głosi: „Wojna duchowa idzie do Polski z Zachodu, który nic nam nie dał!”.
Słusznie prawi Winnicki, nic nam Zachód nie dał. No może poza prawami człowieka i zasadą suwerenności państw, może poza wolnością religii i rządami prawa, może poza równością kobiet i mężczyzn i ograniczeniem roszczeń rządu. Zaś najlepsze, że ów Zachód nie musiał nas wcale podbijać, żeby dać. Własną krwią zapłaciliśmy za to, że możemy teraz (z Zachodu!) myśleć ze współczuciem i patrzeć na tych, którzy się jako naród nie załapali i cierpią na Wschodzie.
Cóżby tu dodać na koniec, żeby mniej ponuro było? Nie wiem jak Państwo, ale mnie pomaga czasem westchnienie: Świat jest zbyt wspaniały, aby go zrozumieć.
Andrzej Szmilichowski