Aż do roku 2001-2002 historycy nie mieli dostępu do dokumentów sporządzanych przez służby wywiadowcze – poza pewnymi wyjątkami, gdy trafiły one po 1990 roku do Archiwum Akt Nowych. Sytuacja uległa zmienia, gdy całość materiałów historycznych (tj. do 1990 roku) wywiadu cywilnego i wojskowego, trafiła do Instytutu Pamięci Narodowej. W oparciu o te materiały powstało już wiele opracowań. Jednym z nich jest książka „Wywiad polskie w roku 1949. Sprawozdanie z działalności” opracowane przez profesora Andrzeja Paczkowskiego. Zawiera ona m.in. opis sieci agenturalnej, między innymi w Szwecji.
Środowiska dawnej emigracji niepodległościowej już wiele lat temu formułowały postulat ujawnienia nazwisk byłych agentów rozpracowujących emigrację – całe szczęście – w minionych czasach. Od tego czasu pojawiło się już kilka opracowań na ten temat, w tym także publikacje obejmujące Szwecję. Nie zawsze zawierają one pełne nazwiska agentów, ale poznajemy ich pseudonimy a także zakres działania. Tylko z publikacji Andrzeja Paczkowskiego „Wywiad polski w roku 1949” i Arnolda Kłonczyńskiego „My w Szwecji nie porastamy mchem… Emigracja z Polski w Szwecji w latach 1945-1980” dowiadujemy się jak wiele trudu wkładały ówczesne służby specjalne, by infiltrować tutejsze środowiska polonijne. A wszystko zaczęło się niemal zaraz po wojnie.
„Zenek”, „Magister”, „Szofer”, „Meteor”, „J. Kwiatkowski”, „Prezesowa” – to pseudonimy agentów zwerbowanych zaraz po wojnie. Wymienia ich w swojej książce profesor Paczkowski opierając się na dokumentach wywiadu PRL. Część z nich zwerbowano spośród emigrantów polskich, którzy przybyli do Szwecji z niemieckich obozów koncentracyjnych, bądź byli uciekinierami z Polski zaraz po wojnie. Między innymi „Szofera” – pochodzenia robotniczego, w czasie wojny działającego w Robotniczej Partii Polskich Socjalistów i Milicji Ludowej (organizacja bojowa RPPS), w Szwecji zaangażowanego w działalność Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Landskronie. Do zadań, jakie wyznaczyła mu delegatura wywiadu, było rozpracowanie SPK, sporządzenie charakterystyk najważniejszych działaczy SPK, a także zbieranie informacji o uciekinierach z Kraju m.in. na kutrach motorowych i statkach. „Szofer” dostał polecenie silniejszego związania się z SPK i wejścia w struktury krajowe.
„Zenek” został zwerbowany już w 1947 roku przez Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Toruniu. Ten młody wiekiem („zasadniczym minusem „Zenka” jest tylko jego młody wiek – 23 lata” – czytamy w reporcie PUBP) agent aktywny był w Polskim Stronnictwie Ludowym i jednocześnie związany ze Szwedzką Misją Pomocy działającą w Gdańsku. „Zenek” po nielegalnym przerzucie do Szwecji kontynuował swoje studia w Wyższej Szkole Technicznej w Sztokholmie, a za zadanie miał wniknięcie w struktury PSL w Szwecji, zwłaszcza rozpracowanie „ośrodka wywiadowczego „Olsson” zorganizowanego na bazie ludowców /PSL/ i prowadzącego robotę na Kraj”.
Ważnym agentem miał zostać „Magister”: w swoim życiorysie miał okres członkostwa w grupie Rossmana w ONR (Henryk Rossman, ur. 24 grudnia 1896 r. w Warszawie, zm. 23 lutego 1937 r., adwokat, radca prawny, narodowy działacz polityczny, współtwórca Obozu Narodowo-Radykalnego i ONR-ABC: więzień obozu w Berezie Kartuskiej. Jeden z głównych ideologów obozu narodowego), w czasie wojny był więźniem w obozach koncentracyjnych Oświęcim, Sachsenhausen i Heinkelwerke, w obozie oświęcimskim był związany z grupą Cyrankiewicza, co „zmieniło jego nastawienie polityczne”. Po wojnie znalazł się w Szwecji i związał z działaczami Stronnictwa Narodowego. Zwerbowany został przez wicekonsula w Sztokholmie Janusza Pilarskiego w 1949 roku.
„Magister” jest zdolnym, inteligentnym, posiadającym duży dar zjednywania sobie ludzi agentem, a co najważniejsze to fakt posiadania przez ww. b. poważnych koneksji umożliwiających dotarcie mu do interesujących nas środowisk SN na tym terenie. Należy podkreślić również doskonałe opanowanie przez ww. języka szwedzkiego. Żona „Magistra” jest Szwedką, przyjęła obywatelstwo polskie i fakt ten ułatwia ww. w dużym stopniu stosunki i bycie na terenie Szwecji.
„Meteor” zwerbowany został w maju 1948 roku. Jego zadaniem było rozpracowanie dawnych, przedwojennych pracowników wywiadu („Dwójki”), później znanach i cenionych działaczy emigracyjnych: majora Witolda Szymaniaka i Jarosława Pieniężnego. Z kolei „J. Kwiatkowski” zwerbowany został już w 1946 roku (był wówczas II sekretarzem Ambasady RP w Londynie), później przeniesiony w 1948 roku do Sztokholmu.
W ciągu całego okresu współpracy z nami na terenie Szwecji, uzyskaliśmy od niego następujące materiały: a) szczegółowe dane dotyczące przewodniczącego PSL Plucińskiego Michała (…), przy czym uzyskane materiały pozwalają na powiązanie opracowania ww. z Krajem (rodzina), b) informacje dotyczące działalności emigracji w Göteborgu i jej powiązania z Krajem. Materiały te były mało szczegółowe, c) inne informacje dot. obiektów ekonomicznych i wojskowych. Powyższe materiały ocenione zostały jako wiarygodne i wartościowe. /…/ Analiza dostarczonych nam materiałów wykazała, iż „Kwiatkowski” nie jest dowartościowany. Jego minusy to w pierwszym rzędzie mała doza sprytu, no i poza tym fakt pozostawania na placówce oficjalnej. Przy planowaniu wykorzystania „Kwiatkowskiego” braliśmy pod uwagę jego pochodzenie społeczne (pochodzi z arystokratycznej polsko-szwedzkiej rodziny). /Analiza/ dowiodła nam jeszcze raz, iż praca naszego agenta uplasowanego na placówce nie może dać należytych rezultatów. Należy podkreślić, iż jak ustaliliśmy, „Kwiatkowski” dezinformował nas kilkakrotnie, podając jako rzekome źródła informacji krewnego swojego Hamiltona zatrudnionego w szwedzkim MSZ, kiedy informacje te uzyskał on przypuszczalnie od innego swojego krewnego również Hamiltona, nie mającego nic wspólnego z Hamiltonem zatrudnionym w Szwedzkim MSZ, z którym „Kwiatkowski” nie pozostaje w kontakcie. Jest leniwy i na ogół nieprzydatny.
Warto dodać, że fragment tego raportu jest dość niejasny, tym bardziej, że mogło by się wydawać, że „Kwiatkowski” miał kontakt z „właściwym” Hamiltonem, a mianowicie Carlem Gustafem Hugo Casimirem Hamiltonem af Hageby – byłym attache w szwedzkim MSZ, na placówkach m.in. w Londynie 1948 roku i w Warszawie 1957 rok. Ale to tylko domysły.
Dość charakterystyczne było, że w pierwszym okresie działalności, służby komunistyczne korzystały przede wszystkim z pracowników dyplomatycznych – i to zarówno przy werbowaniu agentów (głównie zajmowali się tym pracownicy konsulatu, attache wojskowi), jak i przy samej działalności inwigilacyjnej. Pisze o tym Arnold Kłonczyński w książce „My w Szwecji nie porastamy mchem…”. Jako przykład podaje agenta „Baśka” (pracownik dyplomatyczny – Kłonczyński w adnotacjach pisze:
W pracy celowo nie podaję nazwisk TW i agentów polskich służb specjalnych na terenie Szwecji, gdyż ich identyfikacja nie ma tu znaczenia. Istotą jest skala inwigilacji, metody pracy i konsekwencje, które ich działania spowodowały w środowisku emigracyjnym”), którego raporty budzą wiele wątpliwości co do rzetelności danych. W jednym z raportów czytamy m.in. że w środowisku byłych polskich wojskowych w Sztokholmie powstała organizacja do walki z „komunistyczną Rosją i państwami satelickimi”, którą kierował amerykański generał Reginal Sutton Pratt, był on w latach 1939-1947 attache wojskowym w Sztokholmie. Polacy mieli rzekomo stworzyć grupę o kryptonimie „Lu3”, a w jej skład wchodzili ppłk Feliks Brzeskwiński, Franciszek Stefaniak, płk Władysław Łoś, mjr Wojciech Sas-Korczyński, płk Skrobecki i Tadeusz Norwid-Nowacki.
Innym agentem z tego okresu, którego wymienia Kłonczyński, był „Niwicz” używający również pseudonimu „Sprytny”. Dostarczane przez niego informacje dotyczyły głównie Feliksa Brzeskwińskiego (w czasie wojny był attache wojskowym w poselstwie RP w Sztokholmie, jeden z założycieli SPK w Szwecji), „upatrując w nim agenta wywiadu, a SPK komórkę wywiadowczą”. Autor opracowania podaje więcej przykładów, raczej dość powierzchownej i często konfabulacyjnej działalności tychże agentów. Między innymi informacje o silnej organizacji Stronnictwa Narodowego w Szwecji, w rzeczywistości nie była to organizacja zbyt liczna, skupiona przede wszystkim wokół Bożysława Kurowskiego w Lund, byłego działacza endecji. Podejmowano próby zwerbowania go, tym bardziej, że Kurowski miał troje dzieci i nie wiodło mu się finansowo najlepiej. Ale ani Kurowski, ani jego żona, Maria z Żurowskich, nie ulegli naciskom. Stronnictwo Narodowe miało według agentów olbrzymi wpływ na działalność Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, Polski Związek byłych Więźniów Politycznych i Radę Uchodźstwa Polskiego w Szwecji.
Z czasem, gdy organizacje emigracyjne okrzepły i zintensyfikowały swoją działalność, potrzeba dotarcia do ich członków stawała się coraz większa – pisze Arnold Kłonczyński. – W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na terenie Szwecji istniała stała rezydentura o kryptonimie „Wiking”. Jej celem było zbieranie informacji wywiadowczych dotyczących funkcjonowania państwa szwedzkiego, a szczególnie obiektów wojskowych i przemysłowych. Agenci zajmowali się również zbieraniem danych na temat emigracji niepodległościowej. Wśród pracowników rezydentury był Janusz Kochański pseud. „Stępień” (w latach 1956-1958) (dop. red: podpułkownik, oficer polskiego wywiadu, później współpracownik CIA, w 1967 roku zbiegł do USA) oraz osoby o pseudonimach: „Gałązka” (1957-1958), „Czarny” (1960-1962), „Zygmunt” (1958-1961), „Sinus” (1962-1964) i „Sław” (1962-1964).
Do tego należy doliczyć pokaźną grupę tajnych współpracowników i agentów doraźnie wysyłanych do Szwecji”. Jedną z takich postaci był kapitan Władysław Mróz, oficer polskiego wywiadu zagranicznego, który często przyjeżdżał do Szwecji posługując się fałszywym paszportem, jako obywatel jednego z krajów zachodnich. W 1959 roku uciekł na Zachód i pracował jako agent izraelskiej służby bezpieczeństwa Szin Bet. W październiku 1960 roku odnaleziono go zamordowanego we Francji.
W tym czasie podejmowano różne próby zwerbowania również działaczy środowisk emigracyjnych. W Västerås w początkach lat 50-tych próbowano zwerbować „Lotnika”, również „Rysia”, dawnego oficera zawodowego, dowódcę oddziału WiN w Małopolsce, a w Szwecji jednego z czołowych działaczy SPK. Wcześniej, już w 1948 roku, niepowodzeniem zakończył się werbunek „Iskry”, interesowano się także innym czołowym działaczem PSL „Koniczynom”, „Henrykiem” i „Miłą”. Często wykorzystywano przy próbie werbunku szantaż związany z rodziną pozostawioną w Kraju, a także zachęty finansowe. W kręgu zainteresowania służb specjalnych była także Zofia Sokólska była więźniarka obozów koncentracyjnych, pracująca w Polskim Instytucie Źródłowym w Lund (rozpracowywana przez agenta „H.Lange”), a także Juliana Szwackiego.
Szczegółnie wiele wysiłku włożony w celu rozpracowania Michała Lisińskiego – był nie tylko znanym działaczem emigracyjnym, ale także stałym korespondentem Radia Wolna Europa w Szwecji. Starania o pozyskanie go do współpracy trwały od początku lat pięćdziesiątych do 1970 roku, a sprawę zamknięto w 1981 roku – pisze Kłonczyński. Lisiński figurował w dokumentach MSW pod wieloma pseudonimami: „Lis”, „Olsson”, „Maciej” i „Burek”. Lisińskiego rozpracowywał TW „Karol”, marynarz ze Szczecina, TW „Apollo”, TW „Tarnowski”, TW „Karol”, TW „Biegalski” i TW „Malinowski”.
Innym pracownikiem RWE, którego – bez powodzenia – próbowano pozyskać był Aleksander Jerzy Kawka, dziennikarz, aktor, później mieszkający w Malmö. O próbach werbunku poinformował on swoich szefów, i agentów MSW zdemaskowano. Wówczas zorganizowano akcję „Meduza”, której celem było skompromitowanie Kawki w środowisku emigracyjnym, fałszując korespondencję pomiędzy jego przyjaciółką, a jej matką zamieszkałą w Polsce. Miał to być dla Szwedów dowód na działalność wywiadowczą Kawki. Sprawa mimo, że sfabrykowana, spowodował jednak, że został on zwolniony z RWE w lutym 1958 roku, jako podejrzany o współpracę z władzami PRL.
Pod krypronimem „Medard” kryje się sprawa naszego redakcyjnego współpracownika, redaktora Ludomira Garczyńskiego-Gąssowskiego. Kłonczyński pisze:
Ze środowiskiem RWE w Sztokholmie związany był również Ludomir Garczyński-Gąssowski, który z tego powodu stał się obiektem zainteresowania polskich służb specjalnych. Podejrzewano go o inspirowanie wywiadów, które ukazały się w telewizji szwedzkiej w związku z wydarzeniami w Ursusie w 1976 roku oraz dostarczanie mediom szwedzkim materiałów o trudnej sytuacji gospodarczej w Polsce. Jesienią 1974 roku podjęto próbę skłonienia go do współpracy, nadając mu w dokumentach kryptonim „Medard”. Jednak akcja się nie powiodła. Garczyński przed wyjazdem w 1971 roku był dziennikarzem „Głosu Młodzieży Wiejskiej” i tygodnika „Życie Literackie”, doskonale znał metody pracy SB i nie był skłonny do dalszych spotkań z oficerami tej instytucji. O rozmowie poinformował Lisińskiego i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Z tego powodu został wciągnięty na listę osób niepożądanych w PRL, na której widniał aż do października 1989 roku.
Z kolei inną współpracowniczkę z wczesnego okresu RWE, mieszkającą w Szwecji Irenę Świat-Ihnatowicz, inwigilowało dwóch agentów TW „Andrzej” i TW „Ryszard”. Świat-Ihnatowicz uciekła z Polski w 1958 roku.
Inwigilacja dotyczyła zresztą całego sztokholmskiego biura RWE w Sztokholmie i nosiła kryptonim „Efter”. Prowadzono ją w latach 1963-1985, a więc jeszcze parę lat po tym jak biuro w Sztokholmie zamknięto.
W kręgu zainteresowania służb specjalnych byli oczywiście czołowi przedstawiciele tutejszej Polonii, w tym m.in. Norbert Żaba, dziennikarz, dawny dyplomata, reprezentant paryskiej „Kultury” w Szwecji, jedna z najbarwniejszych postaci Polonii szwedzkiej. Do rozpracowania Żaby oddelegowano TW „Malinowskiego” (krewnego Żaby) i TW „Rysia”, którego „figurant” znał jeszcze z czasów wojny. Jak informuje Kłonczyński, brak jest jednak informacji, czy próbowano Żabę werbować do współpracy, ale znając go, łatwo było przewidzieć, że nic takiego się nie uda.
W 1962 roku jako kandydata do werbunku zarejestrowano Adama Heymowskiego, któremu nadano kryptonim „Libris”. Heymowski w latach 60-tych odwiedzał Polskę i wówczas próbowano dwukrotnie nawiązać z nim kontakt i skłonić do współpracy. Bez skutku.
Szczególną rolę w rozpracowywaniu emigracji Arnold Kłonczyński przypisuje agentowi specjalnie wysłanemu do Szwecji z zadaniem przeniknięcia w struktury organizacji uchodźczych, który występuje w książce pod inicjałami D.J. (zmienionymi). Działający pod kryptonimami „Zenek”, „Wiśniewski” i „Gunnar” pochodził z Torunia, gdzie w 1946 roku rozpoczął studia, później – tuż przed swoim wyjazdem do Szwecji – był przewodniczącym Związku Młodzieży Polskiej. Zwerbowany przez PUBP w Toruniu rozpracowywał członków PSL, Wici i Szwedzkiej Misji Charytatywnej w Gdańsku.
Do Szwecji próbowano go przerzucić dwukrotnie: najpierw w 1948 roku (nieudana próba), później w 1949. Gdy dotarł do Sztokholmu najpierw podjął pracę jako robotnik, później podjął studia, gdzie zresztą zaprzyjaźnił się z przyszłym premierem Szwecji, Olofem Palme. Związał się najpierw z działającym tutaj Zrzeszeniem Studentów Polskich, współpracował z „Wiadomościami Polskimi”. „Wstąpił również do miejscowej komórki PSL, szybko awansując w strukturze partii. Materiały na temat działaczy tych organizacji przekazywał pracownikowi UB rezydującemu w Sztokholmie pod pseudonimem „Ryś”. Przyczynił się do konfliktu w redakcji „Wiadomości Polskich” oraz częściowo do rozbicia PSL – pisze Kłonczyński. W 1952 roku ożenił się ze Szwedką, która później – podobnie jak on – stała się informatorką służb specjalnych. W 1955 roku nawiązał kontakt z Michałem Lisińskim z RWE, trochę z nim współpracował, ale w 1957 roku zerwał swoje kontakty z RWE, prawdopodobnie nie otrzymawszy stypendium jakiego oczekiwał na studia w USA. Rozpoczął pracę w szkolnictwie. Na skutek zdemaskowania innego agenta przez władze szwedzkie, D.J. chwilowo zaprzestał działałania, uaktywnił się dopiero w 1967-1968 roku. Nadal był cennym informatorem, ale i tym razem zaniechał kontaktów z rezydentami, gdyż ponownie znajdował się w kręgu zainteresowania SÄPO. Zdaniem autora opracowania D.J. był być może najlepiej uplasowanym agentem w strukturach emigracyjnych, przynajmniej do lat 80-tych.
Arnold Kłonczyński opisuje także specjalną operację służb specjalnych polegającą na podporządkowaniu pisma „Nasz Znak” wydawanego przez PSL w Szwecji od 1945 roku i skłócenia środowiska ludowców. Pismo założone zostało przez Michała Plucińskiego i Waldemara Sobczyka, uciekiniera z Polski w 1947 roku, który wstąpił do PSL i został aktywnym działaczem koła w Borås. Działała w Szwecji pod kryptonimem TW „Tur”. Sprawę dokładnie opisuje Kłonczyński.
Służby specjalne interesowały się także działalnością Koła Lwowian w Szwecji, i wieloma uchodźcami z Polski m.in. Jerzym Einhornem (znanym lekarzem, później parlamentarzystą w Riksdagu), żoną Einhorna, Niną z domu Rajmic czy np. Heleną Zymler-Svantesson zaangażowaną w działalność Föreningen Förintelsens Ögonvittne. To zainteresowanie środowiskiem polskich Żydów w Szwecji wzrosło w latach 60-tych. Agentom działającym pod kryptonimami TW „Krzysztof”, TW „Benek”, TW „Ida” (nauczycielka), TW „Roman” (monter radarów), TW „Miś” i TW „Weronika” zlecano inwigilację m.in. Karola Laptera (byłego wykładowcy Wojskowej Akademii Politycznej i Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR), Ewy Lipko-Lipczyńskiej, Jerzego Weintrauba, Edwarda Strassera, Henryka Neudinga, Józefa Lebenbauma, Józefa Dajczgewanda, Krzysztofa Kupfera i Krzysztofa Topolskiego. Agent TW „Horzyca” rozpracowywał Natana Tenenbauma, którego był bliskim znajomym. Rozpracowywano również Marka Trokenheima, który był aktywnym działaczem w wielu organizacjach emigracyjnych. Zajmował się tym m.in. TW „Jordan”.
Na terenie Szwecji działał także przysyłany z Polski Leszek Kazimierz Szopa, dziennikarz telewizyjny ze Szczecina, działacz opozycji demokratycznej, którego Służba Bezpieczeństwa pozyskała w 1976 roku. Posługiwał się pseudonimem ”Roman Gawlik” i w Szwecji nawiązywał kontakty m.in. z dziennikarzem Andrzejem Koraszewskim, Norbertem Żabą, Jakubem Święcickim i Józefem Dajczgewandem. Szopa (twórca programu „Śmiechu warte” prowadzonego przez Tadeusza Drozdę w TVP, nagrodzony przez Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Złotym Krzyżem Zasługi za zasługi dla rozwoju Telewizji Polskiej w 2002 roku!) przyznał się do współpracy z SB, ale twierdzi, że zakończył ją w 1979 roku (miał przyznać się do współpracy Bogdanowi Borusewiczowi – ten nie pamięta tego faktu, a w Sztokholmie – Norbertowi Żabie, który nie może tego zweryfikować, bo zmarł już dawno temu).
Z inwigilacją emigracji w Szwecji w latach 70-tych, związana jest sprawa arcybiskupa Stanisława Wielgusa, którą opisywaliśmy w Nowej Gazecie Polskiej w 2007 roku (NGP z 10 stycznia 2007), któremu przed ingresem zarzucono, iż był Tajnym Współpracownikiem o pseudonimie „Grey”. W latach osiemdziesiątych informatorem służb specjalnych miał być TW „Grej”, pod którym to pseudonimem krył się Ryszard Nowak, działacz Kongresu Polaków w Szwecji, redaktor „Słowa Sztokholmskiego”. O sprawie tej pisaliśmy obszernie w NGP w 2011 roku (nr 6 i 7/2011). Warto wspomnieć w tym miejscu, że oficerem prowadzącym sprawę TW „Greya” był generał Stanisław Petelicki, który na początku lat osiemdziesiątych był na placówce dyplomatycznej w Szwecji. W 1983 roku znalazł się w Sztokholmie jako I sekretarz Ambasady PRL, a w rzeczywistości rezydent Wydziału XI Departamentu I Ministerwa Spraw Wewnętrznych. Czyli, po prostu, prowadził działalność wywiadowczą. Petelicki po przemianach w Polsce wylądował dość miękko i awansował, był twórcą jednostki GROM, awansowany został do stopnia generała.
W historii inwigilacji środowiska emigracyjnego w latach osiemdziesiątych rola Petelickiego jest pierwszoplanowa. Dziwnym jednak trafem nie zachowały się żadne akta z tego okresu: nie ma ich ani w Instytucie Pamięci Narodowej, ani w MSZ, ani w ambasadzie w Sztokholmie. Zniknęły – najprawdopodobniej zostały zniszczone – dokumenty sporządzane za rezydentury w Sztokholmie Petelickiego (w latach 1983-1988), ani jego poprzednika.
Ale nie musi to oznaczać, że nasza wiedza o działalność Tajnych Współpracowników w ostatnim okresie PRL pozostanie na zawsze tajemnicą. Dziesiątki, setki, tysiące akt w IPN wciąż czekają na historyków. Ale już dzisiaj, dzięki między innymi Arnoldowi Kłonczyńskiemu, możemy poszerzyć naszą wiedzę o działalność agentów w Szwecji w latach 1945-1980. Nadejdzie chwila, gdy dowiemy się więcej o późniejszych czasach.
(opr. NGP)