Krystyna Lange, artystka malarka, profesjonalna kopistka wśród licznej rzeszy przyjaciół, znajomych i wielbicieli nazywana była Ciocią Krysią. Nawet znajomi Szwedzi też tak ją nazywali.
Ciocia Krysia ,była zawsze elegancką damą, w jasnej sukience z białym koronkowym kołnierzykiem z broszką, pachnąca Soir de Paris, pięknie uczesana ze srebrnymi loczkami. Nawet panie z młodszej generacji zazdrościły jej tej gładkiej, z rumieńcami twarzy, zawszy uśmiechniętej. Ciocia były jak figurynka z saskiej porcelany. O swoim życiu opowiada barwnie i z humorem mimo że było często niełatwe. To określenie „barwnie” ma znaczenie, bo Ciocia opowiadała w kolorach (mimo że od paru lat traciła wzrok) i swoje przemiłe, wspaniałe pomocnice, określa kolorami np. „Błękitna”, „Czarna”…
O wszystkich ciemnych stronach wieku podeszłego nie rozmawiamy. Jest przecież jasne, że kiedy się ma tyle lat co ona, nie wszystko działa sprawnie. Kiedy byłyśmy razem, te sprawy nie istniały. Kieliszek koniaku, rozmowa o aktualnych wydarzeniach na świecie, szczególnie w sztuce, pozwalały zapomnieć o tym co bolesne i przemijające. Nasze dzieci, a teraz już wnuki, kochały słuchać Cioci opowieści o dawnych czasach, o zachowaniu, o formach i normach jakże „egzotycznych” dla nich.
Krystyna Lange urodziła się 28 października 1910 roku w Warszawie i warszawianką czuła się do końca. Szkoła i pensja w Belgii, studia malarskie w Warszawie a potem długa, okrutna przerwa wojenna, po której musiała na nowo odbudowywać swoje życie. Wraz z domem rodzinnym na Niecałej w Warszawie spłonął cały jej przedwojenny dorobek i prace malarskie.
Do Szwecji przyjechała w 1946 roku i jako hospitantka studiowała na wydziale malarskim pod kierunkiem prof. Otto Skölda w Szwedzkiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1958 r. po raz drugi wyszła za mąż i pozostała na stał w Szwecji z dala od swoich bliskich w kraju. Po śmierci męża w 1971 roku z powodu różnych perturbacji spadkowych, była zmuszona do sprzedania swoich ukochanych obrazów przywiezionych z Polski. Przedsiębiorcza i pomysłowa Krystyna postanowiła je skopiować, aby nadal być wśród swoich ulubionych obrazów. Zrobiła to z takim powodzeniem, że mimo iż nigdy wcześniej nie kopiowała, ten rodzaj sztuki pochłonął ją. Mówiła kiedyś:
– Kopia jest specyficzną dziedziną sztuki malarskiej. Wymaga nie tylko umiejętności. Jest sztuką cierpliwości i źródłem zdobywania wiedzy o artyście. Całe pokolenia malarzy kształciły się kopiując dzieła mistrzów. Dla mnie kopiowanie ma wartość szczególną: dało mi siły na przetrwanie i normalne życie. Pochłonęło mnie i zafascynowało. Dało satysfakcję posiadania ulubionych obrazów mistrzów z wielkich galerii europejskich. To prawda: sztuka kopiowania to nie odbijanie przez kalkę Myszki Miki, ale żmudne studia nad charakterem i psychiką mistrza, nad materiałem, epoką i stylem..
Rozpoczynała od Florencji w Galerii Uffici, gdzie zrobiła pierwsza autoryzowane kopie. Potem dostała pozwolenie na kopiowanie w Muzeum Narodowym w Sztokholmie, który stał się niemal jej drugim domem. Atmosfera, spokój i serdeczność otoczenia stały się zachętą do pracy i pozwoliły zapomnieć o dokuczliwej samotności. Tutaj też powstało wiele kopii Rembrandta, Breugla, van Goyena, Pizzaro, Gauguina, Hilla, Bert Morrisota, Corrota i innych. W międzyczasie kopiowała w National Galery w Londynie, w Luwrze w Warszawie w Muzeum Narodowym. Wszystkie kopie zostały uznane przez fachowców za wybitne.
Ciocia opowiadała o licznych przygodach i trudnościach, które trzeba było pokonać. Miała przecież już przeszło 60 lat. Jeżdżąc samotnie po wielkich miastach, taszcząc torby z materiałami malarskimi z blejtramami i płótnami, literaturą o mistrzach, posługując się zamiast palety linijka, stojąc godzinami w muzeach, znajdowała w sobie ogromną radość, wielkie uznanie oraz podziw bliskich i znajomych.
Największym przeżyciem i satysfakcją dla artystki była historia pewnego obrazu, o której warto przypomnieć. Ciocia Krysia w czasie pobytu w Rzymie w 1978 roku powzięła postanowienie skopiowania obrazu Rembrandta „Święty Piotr z kluczem” znajdującego się w Muzeum Narodowym w Sztokholmie (oryginał wisi w sali rembrandtowskiej). Kopiowanie trwało pół roku, przyjaciele i rodzina towarzyszyli jej zmaganiom śledząc postępy. W Wielkanoc 1981 roku (miesiąc przed pamiętnym zamachem na Papieża) Ciocia Krysia wręczyła na audiencji w Watykanie swoje dzieło Janowi Pawłowi II, za które dostała piękne podziękowanie z Sekretariatu Stanu. Upłynęło 5 lat i w 1986 roku odbyło się poświęcenie Kaplicy w nowopowstałym kościele pw św Piotra Apostoła w Wadowicach. Na tę uroczystość nowa parafia otrzymała z Watykanu prezent od wadowiczanina, Jana Pawła II. Była to właśnie kopia Rembrandta autoryzowana „Krystyny Lange ze Sztokholmu”. Wywołało to ogromną radość i zaskoczenie rodziny Cioci z Warszawy i z Wadowic, że ten „krąg daru serca” artystki ze Sztokholmu zamknął się w Wadowicach.
Bywając w kaplicy parafii św. Piotra, patrząc na fantastyczną kopię Rembrandta, szepcząc modlitwy, pomyśl w sercu o dystyngowanej Pani, która z dalekiej Szwecji darem serca dla Jana Pawła II jest wśród nas obecna” – pisał reporter gazety wadowickiej.
Zofia Kukulska