Japonia długo była na liście krajów, które pragnęliśmy odwiedzić. Zajęło jednak dużo czasu, by to marzenie urzeczywistnić. Przez wiele lat Japonia przeżywała okres ekonomicznego rozkwitu i należała do jednego z najdroższych dla turystów krajów. Potem nadszedł kryzys, ceny spadły i biura podróży zaczęły kusić tanimi ofertami rejsów. Wykorzystaliśmy sytuację i pojechaliśmy do Japonii. Rejs odchodził z Yokohamy. Uzupełniliśmy go dwoma dniami w Tokio, na własną rękę.
Nie pojechaliśmy tam aby oglądać kwitnące wiśnie. Szpaler drzew obsypanych różowym kwieciem można podziwiać wygodniej i bezpłatnie w centrum Sztokholmu. Natomiast naturalnej wielkości sosny uformowane na podobieństwo bonsai są tylko w Japonii. Po powrocie zaczęłam dostrzegać bonsai w każdej szwedzkiej sośnie. Uzdolniony ogrodnik potrafiłby wydobyć z nich formę bonsai, tak jak rzeźbiarz odkuwa zbędny kamień i uwalnia dzieło sztuki kryjące się w marmurowym bloku.
W zielonych ogrodach stosuje się tylko naturalne materiały, żadnego plastiku, metalu czy asfaltu. Ogrodzenie stanowią bambusowe kijki artystycznie powiązane konopnymi linkami, a ścieżki pokrywa żwir. Istnieją także ogrody Zen, bez zieleni, gdzie na koncentrycznie zagrabionym żwirze leży kilka kamieni. Zachęcają one do medytacji i zadumy.
Japonia ma kulturę tak bogatą i odmienną od naszej, że można wybrać z niej to co nas interesuje. Pewien turysta, po powrocie z Japonii pisał na blogu wyłącznie o pilotach samobójcach, kamikaze i o zapaśnikach Sumo.
Mnie zafascynowały mosty. Pierwszy most jaki minęliśmy o nazwie Akashi Kaiko, położony na wewnątrzlądowym morzu, o swobodnym zawieszeniu długości niemal dwóch kilometrów jest najdłuższym wiszącym mostem świata. Mijając na morzu most doznaje się dziwnego optycznego złudzenia. Po raz pierwszy przeżyłam je mijając most w Zatoce Yokohama, prawdziwą piękność, z wachlarzowo uformowanymi linami. Iluzja polega na tym, że w stosunku do odległych punktów statek porusza się powoli, niemal jakby był nieruchomy i że to most zbliża się do statku, a nie na odwrót.
Bardzo lubię sushi i z góry cieszyłam się, że w Japonii będę mogła do woli delektować się tym przysmakiem. Niestety rozczarowałam się. W Tokio trudno było znaleźć bar sushi. Następnym zaskakującym przeżyciem były plastikowe atrapy potraw prezentowane w restauracyjnych witrynach. Szarobury makaron ozdobiony brunatną papką lub zupa o barwie ścierki z kilkoma trudnymi do zidentyfikowania grudkami nie budziły apetytu, wręcz przeciwnie były odrażające. Japońskie potrawy, poza sushi, nie grzeszyły estetyką.
Należy wspomnieć o drugiej stronie medalu, japońskich toaletach. Kiedy odwiedziłam publiczną toaletę zaskoczył mnie szum. Przypomniały mi się opowiadania o muzyce nadawanej podczas seansów; zależnie od potrzeby albo perlistych tonów szopenowskich mazurków lub potężnego dźwięku 5-ej symfonii Beethovena. Byłam spięta na myśl o nieuniknionej konfrontacji z japońskimi toaletami. Należy je zaprogramować, a dla osoby bez technicznego talentu, takiej jak ja, istnieje ryzyko, że w wypadku naglącej potrzeby zabraknie na to czasu. W Tokio, hotelowa toaleta miała wiele funkcji, ale można było z nich nie korzystać. Istniała jednak możliwość do podgrzewanego siedzenia, prysznica o wybieralnej mocy, pozycji i temperaturze, suszeniu ciepłym powietrzem, masarzem, pulsującym lub normalnym, co by to miało oznaczać, oraz wersji energooszczędnej. Nie odważyłam się wypróbować wszystkich możliwości.
Będąc w Tokio odwiedziliśmy dzielnicę rozrywkową, gdzie Małżonek miał nadzieję ujrzeć gejsze, ale jak okiem sięgnąć żadnych gejszy nie było. Może ubrały się po europejsku. Napotkaliśmy jednak kobiety ubrane w tradycyjne kimona, tanie, niegustowne, w jaskrawych barwach, lub bardziej szlachetne, z materiału lepszej jakości i w spokojniejszych kolorach.
Słońce świeciło nad Nagasaki, ostatniego portu naszego rejsu. Bielone domki miasta rozrzucone na wzgórzu tworzyły amfiteatr ze sceną w porcie. Ten piękny, harmonijny widok przypominał krajobrazy śródziemnomorskie. Tym bardziej bolesne jest wspomnienie tragedii jaka rozegrała się tam w czasie wojny. Wzgórza były równie zielone kiedy grzyb radioaktywnej chmury wzniósł się nad miastem rzucając na nie przerażający cień.
Park pokoju to miejsce gdzie oddaje się hołd ofiarom bomby atomowej. Niezniszczalny optymizm zmusza nas do podkreślania pozytywnych a nie negatywnych stron sprawy i stosowania nazw, które są zaprzeczeniem faktycznego stanu rzeczy. W parku wita odwiedzających fontanna której strumienie formują gołąbka pokoju. Zardzewiałe belki więzienia i ruiny zniszczonego kościoła to jedyne pozostałości po wybuchu. W wielu miejscach wyryto czas amerykańskiego ataku, 9 sierpnia 1945 r., godzina 11:02. W epicentrum wybuchu wzniesiono czarny obelisk. Japończycy podchodzili tam z szacunkiem, kładli kwiaty a obcokrajowcy śmiali się, krygowali i fotografowali jak w wesołym miasteczku.
Statek odpływał żegnany tonami orkiestry dętej. Dzieciaki w granatowych mundurkach dęły z przejęciem w swe instrumenty. Rozwinięto długą banderolę z napisem ”Do zobaczenia w Nagasaki”. Nasz statek należał do amerykańskiego armatora. Nie sądzę aby niemiecki krążownik żegnano równie serdecznie w polskim porcie.
Nie sposób opisać wszystkich atrakcji, aby zmieścić się w limicie przewidzianym na felieton. Ale nie wolno pominąć Złotej Pagody w Kioto. rekreacyjnej siedziby wodzów, szogunów, zniszczonej dwukrotnie, odbudowanej i pokrytej płatkami szczerego złota. Beppu zasługuje na wspomnienie ze względu na gorące źródła. Słupy pary wodnej unoszą się z wielu miejsc. A dwa jeziora z niemal gotującą się wodą zadziwiają barwą; jedno krwistoczerwone dzięki zawartości żelaza, a drugie dla odmiany kobaltowo błękitne. W pobliżu Beppu, na zalesionym wzgórzu jest rezerwat małp. Owe makaki stanowiły plagę dla okolicznych rolników, aż w końcu zaczęto je dokarmiać i teraz są turystyczną atrakcją.
Kagoshima, niewielka nieatrakcyjna turystycznie miejscowość, ma aktywny wulkan regularnie zasypujący miasto popiołem. Mieszkańcy zakładają maseczki, chronią się parasolami, a samochody jeżdżą w ciągu dnia z maksymalnym oświetleniem.
Każdy turysta przywozi w z podróży to co wybrał z różnorakich atrakcji. Ale warto wiedzieć, dlaczego w Japonii je się pałeczkami. Nóż to narzędzie śmierci samurajów i szogunów. Nie wolno zakłócać posiłku nożem z jego symbolicznym znaczeniem.
Ale wszyscy chcieliby ujrzeć wulkan Fuji. Dane jest to jednak tylko szczęśliwcom. Fuji najczęściej ”cały szczytem tonie w chmurach”, tak jak to pisał Brzechwa w wierszu o koniku polnym i bożej krówce na Kalatówkach.
Teresa Urban