Ciągle pojawiają się nowi autorzy wyspecjalizowani w życiu-po-życiu, którzy z przesadną niekiedy pewnością siebie prezentują Czytelnikowi swoje wizję astralnej przestrzeni, plan mentalny gdzie bogato pulsuje istnienie-po-istnieniu. Znajdują tam wiele poziomów mentalnych, poczynając od pierwszego gdzie spotykają się młode dusze, poprzez drugi zamieszkały przez dusze mające już za sobą jeden lub więcej cykli reinkarnacyjnych, aż po przestrzeń dusz trzeciego stopnia, istot dostatecznie doświadczonych by awansować do grupy przewodników. Mówi się o istnieniu jeszcze wielu poziomów, ale są to sfery bardzo zaawansowanej i nieosiągalnej dla żyjącego w świecie fizycznym człowieka wiedzy.
Pełna na to zgoda, bowiem wydaje się oczywiste, że skoro w świecie fizycznym widać wielość i rozmaitość form, świat metafizyczny również jest (powinien być!) wielowarstwowy i ja wierzę, że tak jest. Taka koncepcja jest prosta i do przyjęcia, gorzej gdy próbujemy cofnąć się „przed wszystko” i tu skorzystałem z pomocy filozofa, profesora Leszka Kołakowskiego.
Informacja o ciągach reinkarnacyjnych i funkcjonowaniu świata duchowego, to jedno, ale w rozwiązywaniu podstawowego problemu co-było-na-początku, nie pomaga. Pierwszą konsekwencją konstruktywnego myślenia jest bowiem, że rdzeń Bytu musi być jeden. Opatrywany jest różnymi nazwami, Bóg, Stwórca, Jahwe, Dobro, Absolut, ale po prawdzie wymyka się słowu, ponieważ nie ma żadnych właściwości. Możemy ewentualnie mówić czym nie jest, ale czym jest już nie, bowiem nie jest „czymś”. Nawet „jest” sprawia trudności, ponieważ mówi, że istnieje, a tego nie można o Nim powiedzieć. Trudności nawarstwiają się bo nie możemy spojrzeć w twarz Bogu, ale musimy o Nim mówić, bo gdybyśmy milczeli, nie moglibyśmy sensownie mówić o niczym.
Jest także drugie źródło, mówiąc kolokwialnie, znajomości Boga – zjednoczenie z jego niepojętą otchłanią. Czyli to, co nazywamy doświadczeniem mistycznym. Człowiek, który miał szczęście tego doznać, wie o czym mówię. Nie ma na świecie całym nic bardziej doskonałego i bardziej cudownego, niż przeżycie mistyczne.
Spotkanie takie nie jest przypadkowym zdarzeniem, choć wielu którzy go doświadczyli tak uważa. Ta chwila wymaga długotrwałego przygotowania duchowego, wymagającego niełatwego wysiłku, ale może również dziać się bezwiednie. Trudność polega na tym, że dusza, żywiąc wielkie pragnienie bycia Nim, zwolna i etapami odwraca się od wszystkiego co cielesne.
Plotyn, jeden z filarów filozoficznej kultury europejskiej, jak twierdził jego uczeń i redaktor pism Porfiriusz, podobno wstydził się, że jest w ciele. Samo bycie w ciele nie jest złe ani zdrożne, mówił Plotyn, ale ciało i jego namiętności przyciągają duszę ku sobie i znieprawiają ją. Trzeba więc się od niego oderwać i porzucić wszystko, co fizyczne, a to udaje się nielicznym.
Zjednoczenie z Bogiem nie jest bynajmniej podróżą w obce krainy, przeciwnie, jest powrotem duszy do domu. Jest wiecznością, co nie znaczy wcale, że trwa nieskończenie, ale że nie trwa w ogóle. Jest nieobecnością czasu, nie ma tego co przeszłe i tego co przyszłe, jest tylko wieczne i nieruchome teraz.
Czas traktowany jest przez Plotyna tak, jakby był degradacją wieczności, wiecznością schorzałą. Zjawił się (czas) w procesie tworzenia, gdy dusze się zrodziły, bo był niezbędny. To my sami, ludzie, jesteśmy twórcami czasu, ale życie, pomimo właściwości czasu, nigdy się nie kończy. To co uważamy za koniec, Jest wyruszeniem w podróż do innej krainy.
Andrzej Szmilichowski