Wszystko to już było

Interesujące byłoby wiedzieć, a jeszcze lepiej sprawdzić na sobie, jak pozbyć się napięcia, jakie rodzi się w walce tezy z antytezą, prawdy z nieprawdą. Czyżby było prawdziwym podejrzenie, że każda rzecz, (zła czy dobra nieistotna), im większa i mocniejsza, tym większy produkuje cień?

Dla mojego pokolenia – dojrzewającego w cieniu oparów II Wojny Światowej i brutalnego sowieckiego stalinizmu drwiącego z demokracji i jej przestrzeni – człowiek był pyłkiem, igraszką brutalnych sił wytwarzanych, o ironio!, przez jemu podobnych „homo sapiens”. I tu podejrzenie drugie, wynikające zresztą z pierwszego: Zło jest efektem tego, co w człowieku i jego otoczeniu jest od dawien dawna znane i oczywiste.

Naiwnie tęsknimy do takiego miejsca na ziemi, (lub gdzie indziej), gdzie rezyduje mądrość. Wierzymy, że takie miejsce istnieje ponieważ trudno nam się pogodzić z sytuacją, że go nie ma, nigdy nie było i zdani jesteśmy wyłącznie na siebie. Trudno pogodzić się z tym zwłaszcza takim jak ja, uciekinierom z mroku, gdzie brutalne łamanie kołem historii było regułą, koniecznością i przyjemnością oprawców.

Czy każdy żywy organizm tej ziemi ma ograniczony zasób energii? Zakładam że to prawda, a zatem przyjmuję, że jeśli człowiek zostanie wplątany, czy zmuszony, do wyjątkowo trudnej decyzji, jego cała psychiczna energia może zostać zużyta i następuje totalny „klops”. Brak mu sił na jeden choćby krok.

Potwierdzenie takiej tezy znajdujemy u Simony Weil, francuskiej filozofki żydowskiego pochodzenia: „Jest naiwnością z naszej strony jeżeli dziwimy się, że postanowiliśmy coś zrobić i nie dotrzymujemy słowa. Coś nas pobudziło do powzięcia postanowienia, ale to coś było niewystarczająco silne, żeby nas popchnąć do wykonania; a nawet może się zdarzyć, że sam akt postanowienia wyczerpał podnietę i dlatego nie mogliśmy nawet zacząć wykonywania tego, co postanowiliśmy”. Przywołanie tego cytatu nie jest próbą usprawiedliwiania się przed sobą samym, jest tylko podparciem własnych przemyśleń uznanym autorytetem.

Spojrzenie w swoje życie poprzez pryzmat słów Simony Weil, może wyjaśnić powód wielu niepowodzeń, zaś łacińskie – Cuius regio eius religio, czyja władza tego religia, przypomina o realiach w jakich relacjach człowiek i państwo się obracają. Cóż oznacza „demokracja parlamentarna”, jeżeli w ławach zasiadają osoby bez osobistej kindersztuby ani parlametarnych tradycji demokratycznego państwa, których jedynym orężem jest tupet i rozpastwienie okresem gdy rządzili?

Nie jestem kolosem. To przypadek zapędził mnie w trzeciej ćwiartce ubiegłego stulecia na drogi emigracji, w kłębowisko namiętności, zawiści, zapyziałych animozji i bzdurnych nienawistnych oskarżeń rzucanych bez opamiętania na lewo i prawo. Nikt prócz mnie nie był zainteresowany dbaniem o mnie, a jedyną moją cnotą była wówczas niewybredność. Mogłem pracować przy wszystkim, wszędzie i bez przerwy. Dola emigranta, brutalniej mówiąc uchodźcy, jest nie niedocenianą i nierzadko niezauważaną przegraną, a bywa upadkiem.

Jeżeli jednak udaje się komuś wyrwać z tych przepaści i pisać oraz wydawać książki, byłby kłamcą przypisując zasługi wyłącznie samemu sobie. Opiekował się mną los, miał pieczę Palec Przeznaczenia. Wiem o tej sferze niewiele, ale trochę wiem. Byłem prowadzony niespiesznie, poznawałem inspirujących mnie i przyjaznych ludzi, a tego artysta, szczególnie w embrionalnym okresie, potrzebuje jak powietrza.

Tu, trochę na marginesie dodam, że podejrzewam iż na niezmiennym nieomal terenie totalnej władzy czasu, odbywając pełną przygód wyprawę pomiędzy dzieckiem a starcem, wydziera się mu (czasowi) swoją porcję przyjemności. Tym samym narażamy się na zemstę, którą ponury czas objawia człowiekowi stopniowym ograniczaniem mu rozrywek i rozkoszy.

Na szczęście ominęło mnie to, co dotyka wielu, śmieszne nadymanie się sukcesem. Śmieszne, ponieważ każde, nawet największe osiągnięcie, dzieje się wczoraj, a czas pędzi i dzieli twarde nauki – Nikt nie jest bardziej głuchy niż ten, kto nie chce słuchać! Przypomniały się słowa piosenki zapamiętanej z młodości: „Wszystko to już było i nie wróci więcej”.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar