Gabinet cieni

Od z górą ćwierć wieku zajmuję się, jak to nazwał jeden z czytelników, duchowym traperstwem. Pytał również a spomiędzy linijek wyglądało współczucie, czy mam świadomość, że to trochę jak z motyką na księżyc.

Mam tą świadomość Szanowny Czytelniku, tylko nie rozumiem, w czym miałoby mi to przeszkadzać? Bezsilność wobec nieznanego świata nie stwarza mi żadnej niewygody. Powiem więcej, ja to nawet lubię! Masz mnie Panie Boże tam, gdzie chciałeś mieć!

Przepuszczający Boga przez umysł i przeprowadzając niekończące się próby umocowania Go ziemską logiką, często zapominamy (lub nie chcemy pamiętać?), że On nie jest z tej ziemi. Boga, który jest, nie ma, pisał ewangelicki teolog Detrich Bonhoeffer.

Jesteśmy cząsteczką kosmicznej ewolucji. Rozum wystarcza by to pojąć i nauka daje sobie radę (Kant, Hawkins i inni). Cierpliwie drążymy świat naszej planety a nawet wysuwamy już macki w kosmos. Nasza nauka wnika coraz dalej, coraz głębiej, notuje niepodważalne sukcesy, ale nadal istnieje brama, której sforsować nie potrafimy.

Stoimy bezradnie wobec kwestii, dlaczego ewolucja i jej rzucający się w oczy uporządkowany rozwój, w ogóle ma miejsce? Odpowiedzi nie znamy i na dobrą sprawę nie jest nam do niczego potrzebna, ponieważ punkt ciężkości spoczywa gdzie indziej.

Tajemnicę ewolucji uznalibyśmy za z gruntu błahą, w ogóle niebyłą, gdybyśmy zdobyli wiedzę: K t o? Kto stworzył i wprowadził w ruch ewolucję, kto dał pierwszy impuls, kto to wszystko wymyślił, zapoczątkował, kontynuuje?

W różnych publikacjach i rozmowach powraca, często tłumiona religijnymi dogmatami, alternatywa, że to, w czym uczestniczymy, może być czystym przypadkiem, rezultatem połączeń z zakresu chemii.

Wyznam, że ta ewentualność budzi moją niekłamaną niechęć. Myśl, że mógłbym być tylko inteligentnym zwierzęciem, odbiera mi to, co najważniejsze, moje marzenia. Czuję się pomniejszony. Problem polega na tym, że nie potrafię tej ewentualności obalić. Hipoteza, że istnienie materii żywej oraz inteligencji, może być skutkiem bezsensownego przypadku, jest mi wstrętna, ale mieści się w logice.

Na całe szczęście ta sama logika podsuwa inną myśl, że porządek tego świata, który objawia się pod postacią ewolucji, może być odbiciem porządku istniejącego poza granicami tego świata. Mało tego, ów inny porządek, którego nie potrafimy umiejscowić ani zrozumieć, może być dzieckiem jakiegoś jeszcze innego porządku zataczającego znacznie szersze kręgi, a ten…

Nie wiem jak inni, mogę mówić tylko za siebie, ale pomimo tego, że się w głowie kręci, gdyby ta koncepcja była ostateczną, przyjąłbym ją z ulgą.

No a tajemnica? Co z nią? Nic! Po prostu nic! Tajemnica niech sobie spokojnie dalej będzie tajemnicą. Egzystujemy w takim a nie innym świecie i kropka! Czyż ewolucja, której obecność wszyscy – od zakamieniałych ateistów zaczynając na świętych z ołtarzy kończąc – akceptujemy, nie jest stałym aktualizowaniem tajemnicy? Nie sposób żądać od drzewa, by nie rzucało cienia.

Z otchłani niewyobrażalnie dalekiej przeszłości ciągnie się nić łącząca nasz świat, z zaświatową rzeczywistością. Ponadczasowa pępowina przybliża, co nie było, do tego, co jest. Związek tego, co nie było, z tym, co jest, pojawił się raz, w chwili powstania wszystkiego i trwa, nad czym się tu zastanawiać?

Nasz świat, nieustannie rozwijająca się niższa rzeczywistość, jest żywym dowodem na istnienie wyższej rzeczywistości, transcendencji.

Świat oparty na ewolucji z natury rzeczy musi być otwarty na transcendencję, na zaświatowość. Musi, ponieważ jest jej (ewolucji) częścią. Ale by ta świadomość mogła stać się powszechna, trzeba by pozbyć się stworzonego przez nas samych hamulca. Wyuczonego w szkole obcowania z materią zdrowego rozsądku.

Jeżeli kiedyś uda się nam wyzwolić, jeżeli pozbędziemy się zrodzonej w genialnej, ale jednak tylko maszynie, w mózgu, racjonalności, być może wtedy zdamy sobie sprawę, że wprawdzie granica dzieląca nas od nieporównywalnie większej niż nasza wiedzy, jest nie do usunięcia, ale nie jest nieprzenikalna.

Jak świat stary, rodzą się wśród nas ludzie mądrzy i wyjątkowi, którzy mają wrodzoną umiejętność zaglądania za lustro. I oni mówią, że w warstwach wyższego istnienia (Stamtąd pochodzimy, a zatem jesteśmy w drodze do przeszłości?) najważniejsze to niczym nieskrępowana fantazja.

I oni jeszcze ostrzegają, że jeżeli się nie obudzimy, pozostanie nam rola stopniowo degenerującego się (jak kiedyś neandertalczyk), gabinetu cieni niegdysiejszego istnienia.

asz

 

Lämna ett svar