Był rok 2000. W warszawskie Ostatki występował w Teatrze Wielkim, przeto na scenie bardzo poważanej, słynny iluzjonista amerykański David Copperfield. Natomiast na placu Piłsudskiego, nieopodal Grobu Nieznanego Żołnierza, zebrał się wielki tłum, żeby na wielkich ekranach (nie dla wszystkich starczyło miejsca wewnątrz) oglądać transmisję pokazu niezwykłych sztuczek.
Poza znikaniem pewnych osób na widowni, oglądano też lot iluzjonisty w powietrzu itp. atrakcje. Nic nie jest zbyt trudne dla p. Dawida, najtrudniejsza była polszczyzna, jaką się posługiwał ku uciesze publiczności.
Pogoda panowała niesympatyczna tego wieczora: wiał gwałtowny wiatr i padał deszcz, co nie zniechęcało niektórych do długiego wyczekiwania na transmisję.
Przystojniak ten Dawid! — szeptały warszawianki, gdyż uroda iluzjonisty jest duża, zaś towarzyszące mu asystentki też niezgorsze. Cooperfield znany jest dobrze z telewizji, gdzie potrafił dokonać nawet takiego wyczynu jak zniknięcie potężnej lokomotywy. Oczywiście owego „numeru” w Warszawie nie było, gdyż sala raczej niewłaściwa, a PKP nieskore do wypożyczania swego taboru. Natomiast znikanie z przed teatru luksusowych samochodów, nawet w biały dzień, nie należy do rzadkości, a tym mniej do cudów, gdyż nie brakuje utalentowanych rodzimych złodziei aut.
David Copperfield (to jego pseudonim artystyczny wywodzący się z lektury powieści Karola Dickensa) ma istotnie imię David, ale nazwisko prozaiczne: Kotkin, pochodząc z rodziny emigrantów; według jednych niemieckich, według drugich rosyjskich — jak jest naprawdę nie wiem, gdyż z powodu tłoku z nim nie rozmawiałem.
Pytanie o Davida w stylu „a z których to Kotkinów” nie ma sensu. Zresztą i tak nikt z artystów prawdy o sobie nie mówi, konfabulując, wspomagany przez maszynę reklamową. Nż. nasza Pola Negri w oczach jednych była Polką, według drugich Węgierką, czy Niemką – bo występowała w filmach niemieckich, bądź Amerykanką — w czym po trosze zawsze tkwi źdźbło prawdy… David (czy po swojsku Dawid) — urodzony w New Jersey — zaczynał karierę jako brzuchomówca, później wystąpił w musicalu „The Magic Man”, wreszcie — dzięki pracowitości — opanował perfekcyjnie trudną sztukę iluzjonizmu. Telewizja uczyniła zeń gwiazdę wielkich widowisk. Ponadto jego uroda i młodzieńczość mogą podobać się nie tylko kobietom.
Według klasycznych podziałów istnieją magia czarna i biała. Ta pierwsza czarodziejska sztuka wykorzystuje — jak się powiada — złe duchy, wywierając demoniczny wpływ na przyrodę i naruszając rządzące nią prawa. Coś na kształt sztuczek legendarnego Pana Twardowskiego. Posiłkowanie się duchami dobrymi stanowi cechę magii białej. David Copperfield latający w powietrzu z pewnością nie korzysta ze wsparcia żadnych sił nadprzyrodzonych, ale z sugestii, złudzeń optycznych i najnowszej techniki, także laserowej. Z zazdrością patrzeć musi na jego występy konkurencja, zasłużonymi oklaskami darzą go widzowie.
Warto przypomnieć, że ongi sławą wielką cieszył się Włoch Giuseppe Balsamo [1743-1795], znany także jako hr. Alessandro Cagliostro, gdyż chętnie przybierał różne szlachetne tytuły i nazwiska. Był to poszukiwacz przygód i awanturnik, alchemik, cudowny lekarz (posiadał tajemnicę „kamienia filozoficznego”, eliksiru młodości itp.), wizjoner, wywoływacz duchów i fałszerz. Odwiedził wszystkie stolice europejskie, a wygnany z Rosji w 1780 r. zjawił się w Warszawie, gdzie zgotowano mu owacyjne przyjęcie. Za czary i herezje wtrącony został potem do więzienia, gdzie zmarł w fortecy San Leo pod Urbino.
Jego życie stało się natchnieniem dla pisarzy i muzyków. Pisał o nim Fryderyk Schiller (1789), Johann Wolfgang Goethe (1791), Aleksander Dumas (1849), operetkę o nim skomponował Johann Strauss (1875), zaś balet pt. „Cagliostro w Warszawie” – J. A. Maklakiewicz. Awanturnicy i magicy zawsze rozbudzają twórczą fantazję!
Z pewnością Dawid nie doczeka się takiego echa w literaturze bądź muzyce, gdyż — mimo wielkiego talentu w górnych rejonach iluzji, zdaje się być człowiekiem uczciwym i kontentuje niebłahymi dochodami, jakie zapewnia mu co roku 500 występów przed publicznością.
Telepatia, hipnoza, magnetyzm były znane i prezentowane jako dziedziny nauk tajemnych nie raz w dziejach Bydgoszczy. Na przykład przed 100 laty — w styczniu 1920 r. reklamowano wielki wieczór eksperymentalny w Domu Polskim. Zapraszano na wystąpienie znanego telepata i hypnotyzera Apolinarego Semarua — sala dobrze ogrzana — bilety po 5, 4, 3, 2, 1.50 mk u p. Posłusznego ul. Niedźwiedzia i w Księgarni Ludowej p. Modlibowskiej, ul. Pocztowa 5. Niestety, na łamach „Dziennika Bydgoskiego” zabrakło relacji z owego wieczoru, czemu trudno się dziwić, gdyż gazeta była wtedy cieniutka i ważniejszą sprawą było zapowiadane powitanie wkraczających wkrótce do miasta wojsk polskich po 148 latach zaboru pruskiego.
Natomiast wielka reklama w mieście nad Brdą poprzedzała występy znanego telepaty Szyllera-Szkolnika, z własnym medium w osobie panny Evigny-Rara, który w 1932 roku występował w kinie „Rewia”, zaś zamieszkiwał w hotelu Pod Orłem. Tenże chiromanta z Warszawy, fizjonomista, astrolog i frenolog specjalizował się w podawaniu szczęśliwych numerów losów na loterię, za co pobierał odpowiednie honoraria. A ponieważ nigdy sam nie wygrał — uwierzyć w jego talent trudno.
Od czasu do czasu reklamowano różnych osobników obdarzonych jakoby nadprzyrodzonymi siłami i zdolnościami. Im bardziej egzotyczni, tym większe budzili zainteresowanie. Wcześniej w 1930 roku bawił reklamowany Ben Ali, o którym później pisano, że jest oszustem i naciągaczem. W 1936 roku pojawił się w Bydgoszczy fakir indyjski (oczywiście: światowej sławy) o nazwisku Allmistakeo Lungri, który odgadywał przeszłość klientów i przepowiadał przyszłość, ponadto potrafił rzekomo leczyć najgorsze bóle. Kiedy niezadowolony chory zaskarżył fakira do sądu okazało się, że jest nim bezrobotny murarz Władysław Michaluk, wykorzystujący ludzką naiwność. Skazano go na rok więzienia.
Magia, iluzja i przepowiednie nie strąciły uroku także w naszym rzekomo oświeconym wieku XXI.
JN