W sztokholmskim Teatrze Dramatycznym miał miejsce oryginalny wieczór, zatytułowany „Duch Palmego”. Jednorazowy spektakl na temat klas społecznych i co się za tymi słowami kryje, z aktywnym udziałem indywidualnie zaproszonej publiczności.
Przy wejściu goście otrzymali do wyboru, guziki z napisem: överklass, medelklass, underklass. Najszybciej zabrakło guzika medelklass. Istnieją uprawnione podejrzenia, że niektórzy przedstawiciele klasy wyższej, z manierycznych powodów, woleli swoją błękitną krwistość identyfikować troszkę niżej, zaś klasa niższa, z tych samych powodów, troszeńkę wyżej.
W ferworze żywej dyskusji, ktoś rodzaju żeńskiego z guzikiem medelklass (ze wskazaniem w górę) przy biuście, użył słowa „rewolucja”, co spowodowało powszechny śmiech. Nie śmieli się tylko posiadacze guzików medelklass (ze wskazaniem w dół), czym zdemaskowali swoją proletariacką (słowo używane nagminnie w epoce, gdy Europa i Azja doznały kompletnego obłędu) przynależność. Wówczas to klasa wyższa popełniła gruby błąd usuwając się w szlachetny cień i pozostawiając wolne pole łatwej do manipulowania underklass.
I tyle, ku rozczarowaniu dziennikarzy zajmujących się problemami ruchów społecznych, którzy chociażby ze względu na miejsce, spodziewali się nieco więcej dramatyzmu.
„Sunday Times Magazine” dał wywiad z lady Colin Campbell, damą specjalizującą się w biografiach brytyjskiego tronu i arystokracji. W niezbyt odległej przeszłości szanowny małżonek lord Colin Campbell złożył był pozew rozwodowy, podając sądowi królewskiemu materiał dowodowy, w postać szczegółowej listy osiemdziesięciu ośmiu kochanków żony. Zaznaczył równocześnie z ubolewaniem, iż niestety nie jest w stanie zagwarantować, że lista kompletna jest, gdyż lady małżonka cieszy się nadal nadzwyczaj dobrym zdrowiem. Madame słuchała uważnie i skinieniem głowy zaświadczała, że wszystko się zgadza.
Lady Colin Campbell niedługo później napisała książkę o pociągającej przez całe życie ostro gin, brytyjskiej królowej-matce Elizabeth, która przeżyła była godne najwyższego szacunku 101 lat (gin!) a poddani ją wielbili.
Problem w tym, że jak pisze lady, królowa-matka prawdopodobnie nie była dzieckiem swojej królewskiej mamusi… a pałacowej kucharki. Zaś jej obie córki, aktualna królowa i nieżyjąca już księżna Margaret, poczęte zostały nie drogą, którą Pan Bóg uznał za najlepszą, a drogą inseminacji, gdyż córka kucharki już we wczesnych młodzieńczych latach doszła do wniosku, że seks nie jest zajęciem, za którym by przepadać miała i pozostawiła te nużące monotonne ćwiczenia w rękach(?) króla i jego przyjaciółki, aktorki Evelyn Laye. Kto był donatorem historia milczy, ale gdzieś na obrzeżach przewija się postać przystojnego butlera, co mówiłoby, że deklaracja królowej nie obejmowała jednak wszystkich przedstawicieli odmiennej płci.
Wierzyć? Nie wierzyć? Mówi się, że podobno wiara matką głupich jest, więc może lepiej się nie deklarować, ale poczytać można, co uczynił za Szanownych Czytelników
Andrzej Szmilichowski
Tekst ukazał się w NGP w 2015 roku