Tysiące lat mistycy, uczeni, władcy, mnisi, marzyli o wynalezieniu recepty na produkcję złota, oraz poświęcali wiele czasu i wysiłku zgłębianiu tajemnicy wiecznego życia. Oba szlachetne pragnienia pozostają jak na razie w kategorii ludzkich tęsknot, ale nigdzie nie jest powiedziane, że na zawsze.
W retortach bulgotało i syczało. Alchemik studiował magiczne symbole ze starych manuskryptów, mruczał pod nosem mistyczne i tajemnicze formuły, z najwyższą precyzją mieszał ingrediencje: Popatrzmy tylko, to będzie tak: trzy krople rtęci… szczypta siarki… uncja wody królewskiej… i drobina tego magicznego proszku, który otrzymałem w prezencie od Ibn Haima…
Całą procedurę okrywała najwyższa tajemnica. Alchemik brał się za bary z najbardziej sekretnym „naukowym” wyzwaniem: Wyprodukować złoto!
Jak to szło
W starych legendach odnajdujemy alchemika nazwiskiem Raymond Lull, nazywanego również doktor Illuminati. Żył w latach 1200. i był typowym na one czasy mędrcem, łączył studia teologiczne, obserwacje astronomiczne, numerologię, a wszystko podbarwione mistyką.
Celem życia i wielką pasją Lulla było nawrócenie wiernych islamu na chrześcijaństwo. Zaczął od nauki języka arabskiego, a potem podejmował częste i nie pozbawione ryzyka podróże do Egiptu i Palestyny. Wtedy to zetknął się z tajemną nauką zwaną alchemią i wchłonięto go to bez reszty.
Fama o uczonym mężu, który potrafi wytwarzać złoto, rozprzestrzeniała się po Europie (czyli świecie) i w końcu Lulla został wezwany na angielski dwór królewski, otrzymał mały pokoik w londyńskim Tower, i polecono mu kontynuować pracę.
Ubrany w egzotyczną kapę przywiezioną z Orientu, przy filującym świetle świec i cieple kominka, Lulla pracował jak szalony, nieprzerwanie dzień i noc.
W końcu, jak mówi legenda, udało się! Lulla wyprodukował wielkie ilości złota, które zgodnie z jego życzeniem zostało użyte do finansowania wojen krzyżowych, prowadzonych celem odzyskania dla państwa watykańskiego i całego chrześcijaństwa Ziemi Świętej, oraz oczywiście i po pierwsze dla dobra biednych i zagubionych religijnie beduinów. Czy zamierzenie się udało legenda nie wspomina.
Marzenia i pasje
Sagi, jak ta o producencie złota Lulli, budziły przez wieki w wielu ludziach i krajach gorączkowe sny. Szeptano o tajemniczych rękopisach, magicznych zaklęciach, rysunkach, niespotykanych a cudownych ingrediencjach, wszystko podporządkowane marzeniu o złotych grudkach w retorcie.
Słowo alchemia pochodzi od arabskiego al-kimija i w swobodnym tłumaczeniu oznacza sztuka egipska. Badacze tematu uważają, że zachodnia alchemia powstała w Aleksandrii, mieście założonym przez Aleksandra Wielkiego w 332. p.n.e.
W latach bliskich nowemu datowaniu czasu, miastem praktycznie zarządzali Grecy. W instytucie badawczym Museion pracowali najwybitniejsi mędrcy, specjalizujący się w matematyce, geografii, astronomii. W wielkiej i sławnej na cały ówczesny świat bibliotece znajdowała się cała wiedza świata.
Ale eksperymentujących alchemików w Museionie na próżno by szukać. Alchemia była i pozostała ściśle skrywaną tajemnicą. Owa mgła tajemniczości miała naturalne swoje wytłumaczenie, masowa produkcja złota uczyniłaby ów kruszec bezwartościowym.
Grecy podziwiali poziom nauki starożytnego Egiptu (ilekroć czytamy o wiedzy jaką dysponowały narody Lewantu, szczególnie Egipt, tylekroć puka do pamięci historyczna lubo mityczna koncepcja, że w basenie Morza Śródziemnego leżały kolonie zaginionego kontynentu Atlantydy, które przejęły ich wiedzę. Platon pisał o Atlantydzie: Idealne państwo).
Egipt byli daleko w przodzie przed innymi narodami w obróbce metali, produkcji szkła, perfum, medykamentów. Kapłani, na polecenie faraonów, skupili technikę i produkcję w specjalistycznych i ściśle strzeżonych klasztornych warsztatach, co wzmocniło jeszcze wiarę Greków, że związki chemiczne i minerały jakich używali egipscy kapłani, mają duchowe i mistyczne właściwości.
Grecy wplątali w badania naukowe astrologię, magię, religię. Alchemię nazywano boską sztuką, otrzymaną w dziedzictwie po mitologicznych bogach (dziś słyszy się podobne wykładnie, z korektą że owi bogowie byli podróżującymi po kosmosie reprezentantami obcych cywilizacji).
Siedem metali
Nauka i alchemia znały siedem metali: złoto, srebro, miedź, rtęć, ołów, cyna, żelazo. Uważano, że stoją one w relacji do słońca, księżyca i pięciu planet. Metale nosiły identyczne symbole jak ciała niebieskie.
Wiedza nie znosi bezruchu i po Egipcjanach przejęli ją Grecy, potem Syryjczycy i Persowie, w końcu Arabowie. Ci ostatni ponieśli wiedzę do Europy, gdy w 700 latach n.e. podbili Hiszpanię, Portugalię, Sycylię.
Alchemicy wierzyli, że znajdujące się w ziemi metale przechodzą przeobrażenia. W niedookreślenia długim czasie metale nieszlachetne, przekształcają się w szlachetne, w czyste złoto. W swoich retortach i kolbach mieli nadzieję ów naturalny proces przyspieszyć.
W krajach chrześcijańskiej Europy traktowano te teorie jako bluźnierstwo. Uważano bowiem, że są to ingerencje w boskie plany i dokonania. Bóg powołał do istnienia Wszystko, twierdził Watykan, i niema potrzeby aby człowiek próbował coś z tego zrozumieć, a tym bardziej wnikać w boski cud stworzenia i go jeszcze poprawiać! Zgroza!
Ambicje alchemików sięgały dalej niż próby pozyskania złota. Nic nie stoi na przeszkodzie – rozumowali, aby pryncypia które dotyczą metali, zastosować również do człowieka. Istotę ludzką – tak ciało jak duszę – można uszlachetnić stosując sztukę alchemii! W ten sposób człowiek osiągnie duchową czystość, a co za tym idzie choroby zostaną pokonane i otworzą się wrota nieśmiertelność.
Tajemniczy kamień mędrców
Aby wytworzyć złoto i przejść kurację nieśmiertelności, zdaniem alchemików niezbędna była w pierwszym rzędzie, nosząca wiele imion, mityczna ingrediencja nazywana kamieniem mędrców, kamieniem filozoficznym, magisterium, czerwoną tynkturą, wielkim eliksirem życia. W Europie podobne cechy nosił legendarny Święty Graal, kielich z którego Jezus pił w trakcie Ostatniej Wieczerzy.
W XIV wieku alchemia osiągnęła szczyty popularności. W wielu królewskich zamkach zorganizowano tajemnicze i pilnie strzeżone laboratoria. Władcy, jak Elżbieta I w Anglii, Kristian IV w Danii, Gustaw II Adolf w Szwecji, w nadziei na bogactwo i wieczne życie zatrudniali alchemików, a było ich w ówczesnej Europie i na Bliskim Wschodzie co nie miara.
Wszelkie rekordy pobił niemiecko-rzymski cesarz Rudolf II (zmarł w 1612.), mieszkający wraz ze swym dworem w Pradze. Rudolf II dysponował całym sztabem alchemików, między innymi sławą astronomii, Duńczykiem Tycho Brahe. Król, który w końcu zwariował do czego być może przyczyniła się owa złota pasja, zatrudniał 200 alchemików.
XVII wiek to już schyłek alchemii. Nauka poczyna odchodzić od wiary i skłania się ku doświadczeniu. To oczywiście nie oznaczało, że alchemia znikła całkowicie. Wielu ludzi nauki, nadal ale potajemnie, studiowało skrypty alchemików, które zawierały oprócz pobożnych życzeń, również rzetelną wiedzę.
Ciągle żywa
Dzisiejsza chemia odziedziczyła po alchemii wiele. Do dziś używa na przykład jej symboli. Arabscy alchemicy wynaleźli kwas siarkowy, saletrę, kwas solny, wodę królewską, wymyślili technikę filtracji płynów. Ich europejscy naśladowcy odkryli antymon, arszenik, fosfor.
Misterium alchemii przeżyło do współczesnych czasów. Niektóre odłamy New Age poszukują odpowiedzi na pytania natury duchowej w alchemii właśnie, w jej pradawnych symbolach, formułach, zaklęciach.
Zakończmy anegdotą. August Strindberg, światowej sławy szwedzki dramaturg, oprócz literatury opanowany był pasją wyprodukowania złota. Co więcej, wierzył, że mu się to udało.
Drogi August zmieszał mianowicie siarczan żelaza z amoniakiem, rozprowadził ów związek po kartce papieru, a następnie podgrzewał od dołu cygarem aż do wyschnięcia. Przyjaciele próbowali go przekonać, że powstały w ten sposób połyskujący złotem wzgórek, złotem nie jest, ale znany z uporu Strindberg nigdy im nie uwierzył. Umarł w przekonaniu, że dokonał rzeczy niemożliwej.
asz