Malowanie jak oddychanie, codzienne przesypywanie czasu przy podobnym zajęciu. Bez czekania na inspirację, na buzowanie w duszy i w sercu. Malowanie jako robota. W przypadku Larsa Lerina dodatkowo trudna nawigacja pośród pola minowego jakim jest malowanie akwarelami. Wielość prób skłaniających pigment by chciał zgrać się w wodą w sposób odpowiadającym oczekiwaniom autora. Codzienne eksperymenty, zapamiętywanie udanych prób, wykorzystanie ich w kolejnych malunkach. Taka jest codzienność Lerina, meblującego nasze widzenie świata w formacie nordyckiej ubogości kwiecia i barw.
Malowanie jak oddychanie, codzienne przesypywanie czasu przy podobnym zajęciu. Bez czekania na inspirację, na buzowanie w duszy i w sercu. Malowanie jako robota. W przypadku Larsa Lerina dodatkowo trudna nawigacja pośród pola minowego jakim jest malowanie akwarelami. Wielość prób skłaniających pigment by chciał zgrać się w wodą w sposób odpowiadającym oczekiwaniom autora. Codzienne eksperymenty, zapamiętywanie udanych prób, wykorzystanie ich w kolejnych malunkach. Taka jest codzienność Lerina, meblującego nasze widzenie świata w formacie nordyckiej ubogości kwiecia i barw.
Uchwycenie światła wydaje się zadaniem najważniejszym. Oddać to zmaganie, wydobyć z pośród różnych odcieni szarości i ciemni, przedstawić oczom odbiorcy akwareli.
Ciosem na miarę wielkiego przeżycia artystycznego był dla mnie parumetrowy gabarytami obraz rozbuchanej światłem stacji benzynowej otoczonej mrokiem nordyckiej pustki.
Na sztokholmskiej wystawie, oglądanej wiele lat temu, nie mogłem wyjść z podziwu, więc w nim pozostałem, przyglądając się dużym ”malunkowym notatkom” Larsa z różnych podroży. Była wśród nich fasada zmurszałej kamienicy w moich Katowicach, a i rozczochrana barwnie ulica miasta indyjskiego. Do tego nanizane skrupulatnie paciorki liter komentarza, i to w samym obrazie. Tekst wplątywany w fakturę obrazu stawał się jego częścią. Lars potrafił namalować ponure socrealistyczne bloki nadając im aurę fantazyjnej niesamowitości, półki uginające się pod ciężarem starych książek, od których nie sposób oderwać oczu, baśniowe budowle świątynne Taszkientu.
Na owej wystawie dominowały jednak tematy wyjęte z nordyckiej Północy. Na co dzień, świat według Larsa Lerina, Mistrza z Värmland, ulubieńca ogółu, króla akwarelistów, zobaczyć można w Sandgrund w Karlstad, byłej restauracji, obecnie służącej za stałą ekspozycję jego prac. Szwedzi nazywają to miejsce: Lerin museet.
Świat tworzony ręką Mistrza od wielu lat poszerza wyobraźnię Skandynawom. Mimo złudy ” przyziemnego” realizmu jest to realizm ”magiczny”, choć Lars sam nigdy tego słowa w stosunku do swoich prac nie użył. Wyborem kolorów, wykorzystaniem mocy przekazu, jaki umożliwia technika akwareli, tworzeniem mglistych albo tylko nieostrych scenariuszy świata pozornie realnego, tworzy Lars poetycką wizję swoich spostrzeżeń, zrosłą z realnym światem Bohuslän, Norland, Värmland, z jego gniazdem w Sunnemo.
Lerin tworzy panoramiczne pejzaże: spektakle nieba, wysp, z równą emfazą ożywia też drobne żyjątka, gryzonie, źdźbła trawy, liche brzozy, drobne kwiatki, całą tą karłowatą ale i swoistą panoramę Północy. Z pietyzmem przedstawia i twarde dzieła rąk ludzkich, głównie samotne domy i zabudowania gospodarskie. Ma się wrażenie, że mimo iż maluje motywy dokumentujące przeżycia będące udziałem jego egzotycznych podróży, to jednak pobliskie grzęzawiska, otoczaki wystające z wody, ptaki, ryby i owady, i tym podobne „drobiazgi przyrodnicze”, są mu najważniejszym przedmiotem sprawozdania z tego, co spostrzega.
Trzeba z Larsem uważać. Pozornie, inwentaryzuje obiekty z pobliża, złowione spojrzeniem, chętny jest jednak inspiracjom dobywanym z tematów odległych od Norrlandii. I przenicowuje je po swojemu na ”paradokumenty” nordyckiej pustki. Zestawy barw kwiecia, tonów leśnej głuszy, odcieni szarości, smug światła, całe to frazowanie z użyciem artefaktów nienachalnej przecież nordyckiej przyrody, pod malarską batutą Larsa staje się grą artysty malarza-kompozytora, a nie pracą rejestratora-archiwisty.
Dobierane motywy to tylko pożywka, punkt wyjścia. Trzeba mieć motyw, ale liczy się i tak wżycie w tworzony temat, to jak zostanie potraktowany w akcie złączenia Artysty z Tworzywem i Światem, który zawiera to wszystko, co hipokamp Artysty może zmieścić. Pod pędzlem Larsa Północ zaczyna żyć życiem, chciałoby się powiedzieć, uduchowionym, nawet jeśli to wytarty już liczman.
Lerin malował również efektowne, acz nie widokówkowe pejzaże, tak jest w przypadku Lofotów. Mieszkał tam szmat czasu i wydał specjalną książkę z tymi malunkami. Był młody i w nienajlepszej formie psychicznej. Sam opowiadał w wywiadach jak jego prace powstawały na ”haju”: mocny alkohol i tabletki. A i tak malował codziennie, doskonaląc warsztatową sprawność i umiejętność przekazywania tego, co jest poza oczywistą fakturą świata widzialnego. Dzień w dzień zanurzał się w koszmarze autodołowania, malował depresyjne Lofoty, tłamszone ciężkimi ciemnymi chmurami, żadne cudne widoki, którymi inni epatują, posyłając fotki i malunki z tych wysp. Tworzył własne Lofoty. Choć wydają się naturalistycznymi, są wizjami Larsa.
Lerin nie tęsknił nigdy do ludzi i zgiełkliwego życia, interesował go zawsze minimalizm samotni norrlandzkiej, Malował zatem coś, co nie zachwyca w sposób oczywisty, nie prosi się nawet o okruchy uznania, nie epatuje soczystością barw ni bogactwem formy. To trzeba wszystko stale wydobywać. Dopatrzeć się tego. Poszukać we własnej wrażliwości obserwatora.
Akwarele Larsa oddychają geniuszem Artysty, okrywają to czego dotąd nie dostrzegliśmy. Skłaniają do odkrycia w nas samych kunsztu patrzenia na świat jako taki, jak i na dzieło jego interpretacji. Lars Lerin pomaga nam widzieć rzeczy w sposób o który siebie nie podejrzewaliśmy. Ubogacamy zatem widzenie tego, co Lars wybiera do pokazania, zwyczajnego, nie kuszącego zmysłów urodą, i ulegamy jego zdolności przemienienia w we wzniosłe i piękne to, co dotąd uważaliśmy za zwykłe.
Inny mój faworyt, Tadeusz Kantor, genialny reżyser, malarz, scenograf, założyciel Teatru Cricot 2 w Krakowie, powiedział kiedyś:
– Moja sztuka nie jest wizerunkiem rzeczywistości, jest odpowiedzią na rzeczywistość.
Myślę, że Lars Lerin odpowiedział by podobnie, mimo że nie jest abstrakcjonistą i zagląda pod skórę rzeczy z szacunkiem dla ich realnej faktury. Sądzę tak na podstawie obserwacji licznych, a nawet zbyt licznych, wywiadów i programów telewizyjnych.
Dziś jest Lars telewizyjnym celebrytą. Pozostał mimo to ujmująco naturalny, pokorny, powściągliwy. Nordyckiej publiczności bardzo to odpowiada. Chce się go słuchać, nie tylko oglądać jego malunki. Sympatycznie odbierany jest też jego brazylijski partner życiowy, Junior, który z każdego dnia próbuje zrobić barwny festiwal, zaś szukającemu kryjówki samotnikowi Larsowi jakoś to nie przeszkadza.
Lerin ma swoim koncie moc książek. Za swoje wspaniałe a i opasłe albumowe dzieło Naturlära (ogrom prac i towarzyszących im słownych komentarzy) otrzymał prestiżową szwedzką nagrodę: Augustpriset. Jest to zbiornica akwarelowych relacji z natury przenicowanych widzeniem artysty. Obok liczne zapiski, jakby chodziło o dziennik zdający sprawę z pracowitego czasu spędzanego w Värmland i Norrland.
Jestem Mu wdzięczny, że pozwolił mi niektóre ze swoich pejzaży ”włożyć” jako ilustracje do mojej książki “Inna Jasność”, będącej opowieścią o mojej podróży na najdalszą Północ.
Zygmunt Barczyk