Republikanin Donald Trump wygrał wybory z demokratką Kamalą Harris i został 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie stało to się po mojej i wielu innych myśli, ale nie należy się oburzać, a przyjąć historię jaką jest.
Jeżeli coś wydaje się nam urządzone źle, głupio, bezsensownie, po świńsku, obrzydliwie i okrutnie, można zawsze się uspokoić myślą, że po następnej obligatoryjnej światowej wojnie, będzie jeszcze gorzej, jeszcze bardziej głupio i bez sensu, jeszcze więcej po świńsku, ponuro, obłudnie i ohydnie.
Nigdy nie można być zupełnie pewnym – co by to nie było – albowiem życiu towarzyszy cicha podstępność, przedziwny i ponadczasowy bezsens. A mianowicie: wrodzona złośliwość rzeczy martwych, zagrożenie ze strony drobnych i wielkich przedmiotów, niebezpieczeństwo ze strony bezdennej głębi najmniejszej szparki. Słowem lada sekunda może zdarzyć się wszystko, od przysłowiowej cegły z dachu poczynając, na źle przestawionej zwrotnicy kończąc. Jedna sekunda może rozstrzygnąć, że twoje życie, i w ogóle wszystko, potoczy się w zupełnie innym kierunku, a to, co zaplanowałeś i na co liczyłeś, nagle okaże się nierealne i bezsensowne.
W ostatniej idiotycznej minucie, kiedy już zostaniesz spalony, sproszkowany i wsypany do urny, może się zdarzyć, że ktoś pomyli naklejki i będziesz leżał z zupełnie obcymi ludźmi. Już mówiliśmy: wrodzona podstępność rzeczy martwych.
Życie co najmniej dziwne jest. Chodzisz do pracy i z pracy i nie masz czasu ani ochoty o tym myśleć, a gdy pomyślisz, od razu ogarnia cię ochota pomyśleć o czym innym. Doskonale potrafiłbyś sobie wyobrazić społeczeństwo zorganizowane na zasadach innych niż kapitalistyczne, i że ludzie w takim społeczeństwie byliby bardziej szczęśliwi i weseli, niż w obecnym.
Jestem człowiekiem przyzwoitym i raczej niewykształconym, ale trochę jeździłem, niejedno widziałem i sporo zrozumiałem. Mój ojciec był wysoki i bardzo silny, lekko podnosił swoich dwóch braci na raz, kochał konie i moją mamę. Gdybym się urodził drugi, a najlepiej trzeci, też byłbym wysoki i silny. Ale urodziłem się pierwszy i jedyny, żywy przykład niespełnionych nadziei.
Gdybym wyjechał na przykład do Francji (pomyślałem teraz o Haiti), to bym został Gauguinem, słuchał plusku fal rozbijających się o rafy koralowe i oglądał tańczące dziewczęta, ubrane w bananowe spódniczki i nic więcej. Ale nie wyjechałem tam i mogę najwyżej napisać opowiadanie o młodej dziewczynie, która wychodzi na miasto, spotyka chłopca, ale chłopiec jest niezdarny, nieśmiały i brzydko się zachowywał, gdy siedzieli na ławce, więc uciekła, a wróciwszy do domu pożałowała.
W życiu jest trochę sprawiedliwie, trochę uczciwie i ja też jestem trochę. W każdym razie staram się nie oszukiwać i na czas płacę rachunki. Natomiast w życiu w ogóle, królują kłamstwa. Jest ich tyle i są tak powszechne, iż można na nich stawiać całe wielkie budowle.
Nieomal każde kłamstwo potrzebuje kapitału zakładowego, na którym może się oprzeć i w tym momencie, oraz zupełnie bez związku, przypomniało mi się, że w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, właśnie wybrano na nowego prezydenta Donalda Trumpa…
Andrzej Szmilichowski