Nasz przydomowy ogródek ma tylko kilkanaście metrów kwadratowych. Z dwóch stron graniczy ze ścianą domu i tarasem, a pozostałe dwie ściany stanowią płoty. Długo sądziłam, że u nas kwitną tylko mlecze, ale byłam w błędzie.
Przebiśniegi są zwiastunami wiosny. Stosownie do nazwy przebijają pokrywę śnieżną, kwitną biało śnieżnymi łezkami i znoszą lekkie przymrozki.
Potem kwitną krokusy. Żółcią i fioletem obramowują główną grządkę. Są wrażliwe na przymrozki. Natychmiast więdną i wiosenne słońce nie jest w stanie ich reanimować. Po zewnętrznej stronie domu mamy również trochę zieleni. Kwitną tam miniaturowe, wczesne krokusy tworząc okrągłą plamkę błękitu. Kiedyś zrobiły nam niespodziankę. Jednego dnia były, a następnego zniknęły przycięte do samej ziemi. Musiały smakować jakiemuś zajączkowi czy sarence.
Na jednej z grządek rosną kwiatki, które wchodziły niejako w inwentarz posesji. Kwitną co roku bez interwencji. Przypominają wyglądem miniaturowe żółte margerytki. Nie słyszały widocznie o Linneuszu, który nadawał roślinom łacińskie imiona i nazwiska. Pozostają bezimienne.
Po krokusach kwitną żonkile. Obrywam przekwitnięte główki, aby całą energię koncentrowały na wzmocnieniu cebulek. Tu i tam zakradły się narcyze, moje ulubione kwiaty. ”Sama jesteś narcyz” – zwykła mawiać mama i nie brzmiało to jak komplement.
W międzyczasie do kwitnienia gotuje się forsycja. Na ogół kwitnie obficie, ale w pewne lata odpoczywa.
Na głównej grządce, wśród zimowo przyciętych róż, wschodziły tulipany. Nie kwitły równocześnie, więc długo cieszyły oko różnobarwnymi kielichami.
Samosiejki to rośliny, które wyrosły bez interwencji ogrodnika. Poziomki rosnące wzdłuż tarasu to samosiejki. Kwitną skromnie na biało, ale owocują słodko i obficie. Inną samosiejką jest krzak czarnego bzu. Potężny, o niezwykłej sile witalnej rósł wysoko zacieniając ogródek sąsiada. Kwitł obficie białymi kiściami. Skrzętne gospodynie robią z kwiatów sok lub inne przetwory. Ja nie należę do skrzętnych gospodyń. Na domiar złego, łodygi pokrywała gruba warstwa czarnych mszyc. Zeszłego roku przycięto nam krzak tak radykalnie, że praktycznie został tylko gruby pień. Sądziliśmy, że będzie to koniec. Ale nie! Po pewnym czasie wypuścił pędy, już nie tak silne jak przedtem i nie kwitnie. Potrzebował widocznie trochę czasu do namysłu.
Janowiec zauważa się dopiero kiedy kwitnie, jak większość kwiatów na żółto. Może po długiej, ciemnej zimie potrzebujemy słonecznego koloru. Owocuje drobnymi strączkami i wtapia się optycznie w otaczającą zieleń.
Jaśmin zasłonięty przez węgieł dom, dawał o sobie znać upojnym zapachem. W Tunezji, widzieliśmy mężczyzn z bukiecikami jaśminu za uchem. Podobno działał jak afrodyzjaka. Wtedy jeszcze nie było Viagry.
Klematis pnie się w narożu dwóch płotów. Trudno dostrzec granatowe płatki bo zasłania je rozrośnięty rododendron. Jestem niedoświadczoną ogrodniczką. Sadzę rośliny zbyt gęsto. Nie mają miejsca na rozrost. U sąsiada za płotem rośnie krzak bzu. Kwitnie równocześnie z rododendronem współgrając z nim kolorystycznie.
Lawenda kwitnie skromnie, ale saszetki z wysuszonymi kwiatostanami nadają świeży zapach bieliźniarce.
Mieliśmy pnącą różę, prezent od zaprzyjaźnionej pary. Przyjaciel odszedł przedwcześnie, a róża podążyła za nim, Tego roku uschła lub przemarzła. Pączki miały bladoróżową barwę, ale rozkwitała czystą bielą. Mam ochotę zanucić: Rozkwitają pąki białych róż / nie ma cię Jureczku, nie ma z nami już.
Na głównej grządce rosną róże. Pierwsza tura kwitnienia bywa fiaskiem. Pączki miękną, zewnętrzne płatki brązowieją. Z takiego pączka kwiatu nie będzie. Druga tura bywa udana. Róże kwitną, zgodnie z nazwą na różowo, z główkami kwiatowymi wiejskich róż; nie przypominają bukietów na długich łodyżkach jakie kupuje się w kwiaciarni. Na bocznej grządce mieliśmy róże kwitnące obficie drobnymi kwiatkami. Musiałam wspierać je drucianymi podpórkami, aby nie kładły się na ziemi. Zima nie była łaskawa dla róż. Oba krzaczki niemal zupełnie uschły.
A`propos róż. Było to jeszcze w okresie mojej pracy. Nie pamiętam z jakiej okazji obdarowano mnie krzaczkiem róży o wdzięcznej nazwie whisky. Radzono mi, aby wkopać ją na kamienistym gruncie. W ten sposób będę miała whisky on the rocks.
Przy okazji chcę wspomnieć inną zabawną anegdotkę. Moim promotorem doktoranckim była sympatyczna pani docent ze specyficznym poczuciem humoru. Po pomyślnie zakończonej obronie jest zwyczaj, że promotor wygłasza parę słów i wręcza stosowny prezent. Przy pewnej obronie zwróciła doktorantowi uwagę, że zauważyła u niego poważne braki w dziedzinie literatury. Po czym podarowała mu pełne wydanie… ”Kubusia Puchatka.”
Późnym latem kwitną żółte chwaściki, których nazwy nie potrafię ustalić. Przesadziłam je z pobliskiej łączki i rosną chętnie bez mojej pomocy. Kiedy urywam kilka łodyżek aby wstawić do wazonu, tracą dolne płatki z podłużnego kwiatostanu. Widocznie zerwanie to dla nich trauma. Ostatnie kwitną rumianki samosiejki. Wtedy ogródek zamienia się w łąkę.
W naszym ogródku rośnie kilka gatunków tuj. Małżonek z uporem nazywa je choinkami. Próbuję wyprowadzić go z błędu wskazując na dwie strzeliste tuje: tu ja, a tu ty.
Mam nadzieję że nadchodząca zima nie będzie ostra. W przeciwnym razie tytuł następnego felietonu może być ”Nasze chwasty”.
Teresa Urban