Plotki prawdziwe i zmyślone

Z artykułu „Polacy i inni Polacy” Janusza A. Majcherka:

Być może najlepiej by było, aby Polacy nie dostrzegali koloru skóry czy kształtu oczu swoich współmieszkańców i współobywateli, podobnie jak – przynajmniej ci lepiej wychowani – dyskretnie milczą o ich kolorze włosów (odczuwając niesmak wobec przypadków wypominania Tuskowi, że ponoć rudy), cerze, wzroście, tuszy i innych cechach wyglądu. To powinien być element społecznej pedagogiki, a dzieci bywają bezlitosne w wyszydzaniu atypowych cech rówieśników. Jak mówi Oliwia w jednym z wywiadów, „zmiana sposobu myślenia wymaga zbiorowej pracy, a niekoniecznie są na to proste recepty”. A i tak w internecie zapewne nadal brylować będą tropiciele Żydów i pogromcy obcoplemieńców oraz zwolennicy tradycyjnie polskiego określenia „Murzyn”.

Charakterystyczny epizod: gdy Sara James wystąpiła w amerykańskiej wersji „Mam talent”, na pytanie jurora, skąd pochodzi, odpowiedziała, że z Polski. Ten nie okazał żadnej konfuzji związanej z jej kolorem skóry, lecz ochoczo oznajmił, że on też ma polskie pochodzenie (faktycznie jego babka ze strony ojca była żydowską imigrantką z Polski o nazwisku Malinsky). Oby wszyscy Polacy tak reagowali na swoje rodaczki i rodaków o ciemniejszym odcieniu skóry.

W Polsce niektórzy podchwycili ubiegłoroczny raport Europejskiej Agencji Praw Podstawowych, który wskazywał, że rasizm w Polsce jest zjawiskiem rzadszym niż w 11 innych krajach europejskich objętych badaniem (mniej przypadków dyskryminacji respondenci afrykańskiego pochodzenia doznali jedynie w Portugalii). Czy to dobry prognostyk przed spodziewanym liczniejszym napływem egzotycznych imigrantów do Polski? Sceptycy podnoszą, że uprzedzenia rosną wraz z liczebnością grup przybyszy i ich liczniejszą obecnością w przestrzeni publicznej, czego niedawne zamieszki w Wielkiej Brytanii wydają się potwierdzeniem. Problemy z uznaniem swojskiej tożsamości imigrantów mieli i mają liczni europejscy tubylcy. Wielu z nich jednak też pochodzi spoza aktualnego kraju zamieszkania, jak choćby francuski prawicowy radykał antyimigrancki Éric Zemmour (jego żydowscy rodzice przybyli z Algierii) czy niemiecka radykalnie lewicowa Sahra Wagenknecht (jej ojciec pochodził z Iranu). Wszystkim zaś warto zadedykować przypadek innego węgierskiego radykała, Csanáda Szegediego, który odkrył, że jego babka była Żydówką, z węgierskiego nacjonalizmu nawrócił się na judaizm, a nawet poddał obrzezaniu i występuje z pogadankami o tolerancji (skądinąd casus antycypowany w filmie „Cud purymowy” z 2000 r. według scenariusza Macieja Karpińskiego). Wszyscy jesteśmy z genetycznego punktu widzenia mieszańcami, gen polskości nie istnieje, kolor skóry nie ma bezpośredniego związku z tożsamością, a ta jest kwestią subiektywnej decyzji, którą należy szanować.” Brytyjska pisarka Zadie Smith napisała kiedyś: Łatwiej znaleźć dobry worek do odkurzacza niż jednego czystego pod względem rasy, narodowości czy religii człowieka na całej kuli ziemskiej.

***

W nawiązaniu do cytatu wyżej. Na portalu facebookowym „Polacy w Szwecji” co jakiś czas pojawiają się wpisy, których nikt nie moderuje. Pan David Lis („z Grudziądza” – jak czytamy na jego profilu FB, tylko mu się literka w imieniu odpolszczyła) nagminnie wylewa żółć na Szwecję. I produkuje się na forum: „Szwedzkie familibarn w kraju mają więcej pieniędzy do wykorzystania. Kosztem Polskiej Rodziny….. Macie swoje hadykapy i ukraińskie dzieci sieroty…. Przecz dzikusy”. I na swoim profilu: „Szwedzka Mafia dzieci”…. (cytaty w wersji oryginalnej).

To komentarze do popularyzowanego na YouTube materiału: ”Dramat w Szwecji. Odbieranie dzieci przez państwo w Szwecji ma 500-letnią tradycję”. Toporna propaganda zawsze znajdzie swoich wielbicieli.

***

Na trzeźwo tego nikt nie wymyślił: alkohol w saszetkach jak odżywki dla dzieci. Pisze o tym Manuela Gretkowska na swoim FB: KUP DZIECKU WÓDĘ

„Voodoo Monkey to nie tylko marka, to prawdziwy buntownik w świecie alkoholi. Jesteśmy pionierami, którzy zmienili sposób, w jaki doświadczasz alkoholu, oferując go w odważnie zaprojektowanych tubach. Nasz nieszablonowy design z charakterystyczną małpką voodoo na opakowaniu odzwierciedla naszą filozofię – bawimy się konwencjami i nie boimy się eksperymentować. W Voodoo Monkey każdy szczegół ma swoje znaczenie – od unikalnych smaków po opakowanie. Stojąc na przecięciu sztuki, designu i innowacji w branży alkoholowej, Voodoo Monkey to synonim najlepszej jakości, kreatywności i odwagi. Misją Voodoo Monkey jest przedefiniowanie doświadczenia picia alkoholu. Naszym celem jest dostarczanie Wam najlepszych smaków w kompaktowej formie.””

Wszystko wymieszane – dla dorosłych żeby upchnęli w kieszeń, a dzieci  przełknęły nowość. Steve Jobs chlania, w tubce z czarnego golfa stojący na „przecięciu designu, sztuki, innowacji”. „Przedefiniujemy twoje doświadczenie picia alkoholu”, jasne przedefiniujemy twój mózg w mopa zlizującego wódę.

Milion małpek codziennie rano kupowanych w Polsce, to za mało. Jeszcze tubuś do upchnięcia z małpą zombi. Kompaktowy nałóg jak soczek dla dzieci. Szkoda, że nie butelka ze smoczkiem do cyckania. VM reklamują się fachowo jak dealerzy dla nastolatków. Ludzie bez skrupułów, za to z kasą. Taki drugi Palikot, który miał zmieniać na lepsze Polskę, a postanowił ją upijać. Pomagał mu drugi idol – Wojewódzki, telewizyjny intelektualista. Zachwalali nie zwykłe alko, tylko trendowe na konopnym suszu. Trzeba sobie radzić z biznesem, tym bardziej, że pojawiło się pierwsze pokolenie pijące mniej od rodziców i dziadków. Linia produkcyjna wódy nie może stanąć, tak jak linia produkcyjna tradycji. Bez strzemiennego, zapijaczonego co z nas za Polacy? Na straży narodowej specyfiki komentarze zatroskanych pań :” Nie można nazywać kogoś alkoholikiem, bo to choroba”. Alkoholizm jest uzależnieniem od zakłamania, że nie piję, zarabiam i panuję nad tym, a wujek pił kieliszeczek do późnej starości codziennie, na zdrowie. Hipokryzja jak mało co współgra z polską religią.

Mężczyźni nie mają granic w uzależnieniu, kobiety w głupocie usprawiedliwiającej współuzależnienie. One też piją, koneserki prosecco, dla smaku, pozujące w sieci z kieliszkiem dla elegancji.

Voodoo monkey jest produktem tej samej spółki akcyjnej, która sprzedaje musy dla dzieci owolovo. Może im sfermentowały, albo przyuczają od szczeniaka do wycia za tubką, gdy się uzależnisz od procentów. Dziwne, że nie mają produktów pośrednich między jeszcze bezzębnym bobaskiem w pieluszce ćpającym roztarte jabłuszko, a bezzębnym alkoholikiem leżącym we własnych szczynach. Pewnie będzie, probiotyk mocno wystrzałowy 40% w postaci szczepionki doustnej przeciw uzależnieniom alkoholowym. Najpierw mus, a potem mus pić.

NGP

 

 

 

 

Lämna ett svar