Motto: Ci którzy znają zasady, nie rozpowiadają, ci którzy rozpowiadają, nie znają – Lao-tsy, chiński filozof, twórca taoizmu.
Czy życie jest kumulacją sukcesów? No pewnie, jakżeby inaczej? Trochę jak w kasynie, stawiasz i wygrywasz, wygraną stawiasz i znowu wygrywasz, stawiasz dalej a suma twoich wygranych się kumuluje. Podobnie gdy ponosisz straty? Bywa, ale nie w kasynie, tam tracisz wszystko. Czy w życiu też?
Trudno powiedzieć, ale wydaje się, że życiem rządzą jednak inne prawa. Poznajesz kogoś i stawiasz na to, ale ponosisz porażkę. Angażujesz się w inny związek, który też kończy się klęską. Masz bilans podwójnie ujemny? Na to wygląda, ale może być mnożnikiem. Życie nie jest kasynem, nie jest hazardem gdzie rządzi arytmetyka plusa i minusa, jest raczej swoistą kumulacją działającą w obie strony, mnożeniem zdarzeń.
Spostrzeżenia wydawałoby się celne, ale najlepiej postawić sprawę jasno, odpowiedzialność jakby się życie nie toczyło, spoczywa w całości na moim grzbiecie. Punkt. Chyba, że okoliczności przesuną strzałkę w przeciwnym kierunku i uczynią ze mnie niewinną owieczką. Innymi słowy, ale to już wcześniej mądrzejsi ode mnie mówili, jest różnica pomiędzy działaniem pod wpływem logiki, a posługiwanie się tak zwanym zdrowym rozsądkiem.
Co bardziej budzi zazdrość, godna śmierci czy jasne i pogodne życie? Interesujące zestawienie, tylko źle postawione i trochę naiwne pytanie, ale ponieważ moje własne brnę dalej. Uważam, że ci co umierają wcześniej, ponoszą mniejszą ilość niedogodności, bo omija ich ryzyko popadnięcia w upierdliwą starość.
Większość ludzi przyznaje, że przejmuje się starzeniem, ale pytani publicznie i kierowani rodzajem dumy przeczą zapominając, że starzenie się jest jednak lepsze niż ostateczność. Niech tak zostanie i dla dobra narracji zgoda na pogodną starość. Ten zwrot akceptuję, ale na inne, w rodzaju „odszedł w kwiecie wieku”, dostaję dreszczy. Bezmyślna i nic nie znacząca fraza, makabryczna kiedy w grę wchodzi samobójstwo.
Człowiek we wczesnej dorosłości – przeważa w nim wówczas grubiańska szczeniakowatość motywowana wybujałym libido – nie zauważa ani rozumie celów stawianych przez życie, zaś skonkretyzowanych zamierzeń jeszcze nie ma. Ma silne poczucie czym jest życie samo w sobie, średnie kim sam jest, oraz mgliste kim zostanie. To co się później pojawia, to łańcuch niepewności i zależności, więcej kroków wstecz jak w przód i nieprawdziwe wspomnienia. W młodości pamięta się swoje krótkie życie wszerz i wzdłuż, później już tylko strzępki brane z niedoskonałej pamięci, jeszcze później urywki czegoś jak łaty na starych ubraniach. Dorosłość ma jedną stałą i powtarzalną cechę, potrafi świetnie rozczarować.
Tu przerywam dla koniecznych zajęć domowych. Ale przyszło mi właśnie do głowy interesująca myśl, więc gotowanie kalafiora na lunch odkładam na trochę później. Otóż uważam, że jedną z podstawowych myśli o życiu, jest pogodzenie się z jego utratą. Stan ten osiąga się poprzez zmęczenie sobą, oraz wielokrotne przeprowadzanie dowodu, iż życie ile by nie trwało nie jest wcale tak wspaniałe, za jakie uchodziło w młodości.
Może to niezbyt udane porównanie, ale życie można porównać do czarnej skrzynki, jaką ma każdy samolot. Jeżeli następuje katastrofa wszystko staje się jasne, gdy katastrofy nie ma skrzynka milczy.
Nie pojmuję, co mogą mieć wspólnego z tym co piszę wyrzuty sumienia, ale może mają. W każdym razie uważam, że cechą charakterystyczną wyrzutów sumienia jest, że nic się już nie da zrobić. Było, minęło i za późno na wszystko. Na przeprosiny, na zadośćuczynienie, na odpokutowanie. Punkt i amen. Ale może się mylę, może jest sposób na cofnięcie wyrzutów sumienia, przeobrażając je w „zwykłą” winę? To pozwoliłoby dokonać ekspiacji, a zatem obudzić nadzieje na uzyskanie przebaczenia? Nie jestem złym facetem! Naprawdę nie jestem! Tylko mi kurcze nie wyszło!
Na koniec, żeby była jasność. Wszystko, co robimy, robimy dla siebie. Ponieważ mamy silne pragnienie, żeby dobrze o nas myślano i mile wspominano. Tyle na dzisiejszy poranek. Wychodzę na balkon i się rozglądam. Jak pięknie! Pełnia lata, słonecznie, spokojnie, furkoczą wróble. Dobrze, że śnieg nie pada, bo gdyby przyszło odśnieżać w taki upał, to już nie wiem.
Andrzej Szmilichowski