Andrzej Nowicki urodził się w Gostyniu, 70 kilometrów od Poznania. Matka Elżbieta z d. Piekarska, zajmowała się domem, a Witold Nowicki pracował jako dziennikarza w ogólnopolskim Ilustrowanym Kurierze Codziennym, zwanym IKACEM.
Rodzina pochodząca z Krakowa, przeniosła się niedługo przed wybuchem II Wojny Światowej na Wołyń i zamieszkała w Kiwercach, niewielkim miasteczku wschodnich kresów RP, już wtedy z ważnym węzłem kolejowym, ale i miejscowością letniskową.
W Kiwercach urodził się brat Andrzeja Tomasz, ale nie było im wszystkim sądzone przeżyć tam lata następne. Wybuchła wojna i przyszła okupacja niemiecka, a w 1943 roku nastąpił pogrom ludności polskiej przez ukraińskie oddziały UPA. Polacy z okolicznych miejscowości starali się szukać schronienia w Kiwercach, gdzie oprócz Niemców, stacjonowały niewielkie oddziały węgierskie i holenderskie.
Wreszcie rodzina Nowickich w 1943 roku została wywieziona przez Niemców na przymusowe roboty do Rzeszy pod Hamburg, tym samym unikając tragicznego losu wielu rodaków na Wołyniu.
Po dwóch latach pracy u bauera, gdzie było biednie, ale bezpiecznie, już po zakończeniu wojny w 1945 roku szwedzkie Białe Autobusy hrabiego Folke Bernadotte przywiozły rodzinę do miejscowości Ramlösa koło Helsinborga – dzisiaj to dzielnica miasta. Tam, Andrzeja i ojca, wyleczono z gruźlicy powstałej w czasie wojennej tułaczki, kilkunastoletni Andrzej nauczył się szwedzkiego i ciekawy świata nawet czytał gazety, co mu się w przyszłości przydało.
W 1947 roku Andrzeja i Tomasza odesłano do Krakowa w celu pobierania nauk w polskiej szkole, a w trzy lata później rodzice i synowie spotkali się w Warszawie, gdzie Witold Nowicki zaczął pracę w Polskiej Agencji Prasowej.
Lata pięćdziesiąte to okres intensywnej nauki, gdy Andrzej studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim a wiele lat później później kończy wydział dziennikarstwa.
Ojciec, Witold Nowicki, przyjechał w 1965 r. do Szwecji, jako korespondent PAP, skąd po kilku latach wrócił do Polski i napisał książkę „Szwedzi Polityka Obyczaje”. Andrzej w tym czasie ożenił się z poznaną w Szwecji Ewą i niedługo do spółki z ojcem napisali książkę „Współczesna Skandynawia”. Obydwie książki w tamtym czasie były źródłem wiedzy o Szwecji. Andrzej, z niewielką przerwą był do roku 1984 korespondentem PAP ze Szwecji. W połowie lat 80.tych, był wzorowym, a nawet wzorcowym nauczycielem tzw. języka ojczystego w szkołach przedpodstawowych w północnym Sztokholmie. Znając naturę z licznych podróży, prowadził dzieci do lasu, parków, do muzeów i uczył polskiego. Dzieci, uczniowie Andrzeja, są dzisiaj po czterdziestce i z pewnością pamiętają swojego nauczyciela hemspråklarare. A wtedy, polskie dzieci chwaliły się przed szwedzkimi rówieśnikami, że w czasie lekcji były w lesie, w Muzeum Historii Naturalnej czy oglądały żaglowiec Vasa. I wtedy szwedzkie dzieciaki też chciały się uczyć polskiego!
Po licznych kursach i egzaminach, Andrzej otrzymał w 1989 roku licencję tłumacza przysięgłego i od tej pory realizował się nie tylko jako translator różnych dokumentów, ale jako przygodny doradca. Wielokrotnie polscy klienci przynosili proste lub skomplikowane papiery, z czym związane były dalsze drogi administracyjnoprawne i biurokratyczne Królestwa Szwecji. Andrzej najzwyczajniej, poza usługą tłumacza doradzał – w jaki sposób najłatwiej dotrzeć do wyjaśnienia czy załatwienia sprawy. Zwyczajnie. Rozumiał problemy wszystkich emigrantów i osiedleńców. Rozumiał i pomagał!
Jeszcze w latach 90-tych pisywał jako freelancer korespondencje do Polskiej Agencji Prasowej co oznaczało, że Jego znajomość Skandynawii i wiedza przydawała się również w Polsce dzisiejszej. Z PAP-em skończył współpracę w roku 1998 i siły poświęcił Rodzinie i firmie translatorskiej.
Są życiorysy bardziej zwyczajne lub jeszcze bardziej niezwykłe. Ten był Polaka, Andrzeja Nowickiego, który z przyczyn niezależnych od siebie i rodziny od wczesnego dzieciństwa musiał podróżować. Gdy się słucha lub czyta ciekawy życiorys z wojną w tle, niewiele zdajemy sobie sprawy z trudności, uporu i zwykłego szczęścia rozmówcy czy autora, a życie Andrzeja zawierało pewien paradoks. Niemiecki okupant uratował życie rodzinie Nowickich wywożąc ich jako niewolników z Kiwerc spod zagrożenia rzezią wołyńską w 1943 roku. Andrzej niewiele mówił o tym ponurym fragmencie życia. Ale pamiętał o Białych Autobusach i Szwedach, dzięki którym mógł po tych niezwykłych przejściach rozpocząć życie na nowo. Poznał Szwedów i później jako znawca osadnictwa polskiego w Królestwie Szwecji po II Wojnie Światowej, stał się ekspertem i korespondentem. A świadkiem był wiarygodnym.
Opuścił nas wspaniały kompan, mąż, brat, przyjaciel i nauczyciel wielu. Znakomity skandynawista, świetny kierowca i znawca zagadnień motoryzacyjnych. Zawsze elegancki, z przekorną miną obserwujący otoczenie spod krzaczastych brwi. Uprzejmy i trochę przedwojennie starodawny. Cenił kpinę, dobry dowcip a prostactwa niby nie dostrzegał. Zawsze był ciekawy świata, z Żoną Ewą wiele podróżowali, a Australia i Brazylia, podobały się Andrzejowi wyjątkowo.
Dla niektórych bywał surowy, ale nie nieprzyjazny. Dla innych kumpel, kiedyś znad kielicha i rozprawiania o zagrywkach brydżowych. Chciało się z Nim gadać, wymieniać uwagi, gdy dawał rady i pomagał dokąd mógł.
Do końca pilnie czytał prasę, żeby wiedzieć. Ostatnio, odgłosów polityki europejskiej i polskiej nie komentował uśmiechając się z politowaniem, jako doświadczony obserwator i uczestnik powojennych dziejów Europy. Do końca był zawodowym dziennikarzem. Zgasł w Sztokholmie 16 września 2017.
Tadeusz Urbański