Tam, w Polsce, czuł się doskonale. Wspomnienie o Tadeuszu Janukiewiczu

Telefon. Dla mnie telefon podczas śniadania nie wróży niczego dobrego, boję się więc go odebrać. Zastanawiam się, jakie złe wiadomości mogłabym otrzymać. Czy coś się stało z mamą?! Nie! Przecież ona zmarła przed Wigilią. (Jeszcze nie otrząsnęłam się po jej śmierci!) Mój mąż? Nie! On siedzi tu przy stole. (Właśnie wrócił do domu po ciężkiej, ale udanej operacji.) Może coś z którymś z chłopców?! Nie!!!

Myślę: Podnieś słuchawkę! W końcu odbieram telefon.

– Tu Marek Janukiewicz. Mój tato nie żyje… Zmarł dzisiaj w nocy.

*

Człowiek najczęściej nie chce się pogodzić z najgorszymi informacjami… Podświadomie się broni przed nimi. (Tak jak ja wtedy, gdy moja mama była już ciężko chora.)

My również nie spodziewaliśmy się takiej wiadomości – ani ja, ani mój mąż… Mimo że wiedzieliśmy od Elżbiety, żony Tadeusza, że jest z nim źle. Mejlowała do nas kilkakrotnie. W ostatnim liście napisała, iż szpital przekazał go do hospicjum. Tam nie było jednak miejsca, więc zabrała go do domu – mieszkania wynajętego z drugiej ręki. (Janukiewiczowie to emeryci, którzy lubili przebywać dłużej w Polsce.)

*

Tadeusz?! A tak niedawno spotkaliśmy się na jego imieninach. Elżbieta przygotowała wspaniałe przyjęcie. Przybyła spora grupa przyjaciół.

*

Tadeusz był świetnym gawędziarzem. Posiadał niezwykły dar opowiadania i momentalnie łowił słuchacza, dzięki czemu znajdował się w centrum uwagi na przyjęciach w ich sztokholmskim mieszkaniu. Lubiłam go słuchać. Zazwyczaj opowiadał różne historyjki, dowcipy, kawały, których nigdy „nie spalił”! Zawsze przywoził ich wiele po urlopie spędzonym w Polsce. Gdy gościliśmy u siebie więcej osób, wiedziałam, że nikt nie będzie się nudzić. On potrafił rozweselić wszystkich dowcipami, jakie usłyszał ostatnio w Kraju.

Wyjazdy do Ojczyzny były dla niego bardzo ważne. Tęsknił za nimi. Rozumiałam, że tam – w Polsce – czuł się doskonale.

Lubiłam też oglądać jego filmy. Potrafił wydobyć to, co najistotniejsze w danym temacie. Jakiś czas temu zrobił świetny film o jubileuszu Gniezna. Jego produkcje zawsze miały odpowiedni podkład muzyczny, co w dużej mierze stanowiło zasługę Eli. Posiadał też wyjątkowo ciekawą kolekcję własnych znaczków z czasów internowania, które – chociaż niezwykle cenne dla niego – podarował jakiemuś muzeum w Polsce.

Na swoich ostatnich imieninach Tadeusz zachowywał się jakby trochę inaczej… Mniej żartował. Siedział pośrodku długiego stołu, dobrze widząc nas wszystkich, ale rozmawiał głównie z siedzącymi obok niego. Zwróciłam na to uwagę, bo brakowało mi jego opowieści. Jedynie tak jak zawsze często wychodził na balkon, aby zapalić papierosa, z czego Elżbieta nie była zadowolona – podobnie zresztą jak ja, ponieważ mój mąż wykradał się za nim i robił to samo.

*

Janukiewicz był internowany od grudnia 1981 roku. Ja poznałam go w Szczecinie w 1982 roku po jego wyjściu z ośrodka internowania. Odwiedził mnie i dzieci razem z żoną. Mój mąż wówczas był jeszcze internowany. Elżbietę natomiast spotkałam wcześniej, gdy odwiedzałyśmy naszych mężów w Ośrodku Odosobnienia w Wierzchowie Pomorskim, zanim przewieziono ich do Strzebielinka za Wejherowem.

Złożyłam jej później wizytę w domu. Akurat rozmawiała z adwokatem w sprawie pobicia Tadeusza przez esbecję. Byłam wstrząśnięta, słysząc jej relację o zajściu – reżimowi oprawcy bili pałkami internowanych!

*

Nasze przyjacielskie więzy zacieśniły się jeszcze bardziej, gdy zdecydowaliśmy się na opuszczenie Kraju pod wpływem silnych represji reżimu nie tylko wobec naszych mężów, lecz także naszych rodzin. 10 lipca 1983 roku wspólnie żegnaliśmy Polskę, wypływając z Gdańska na promie Pomerania. Podróż w jedną stronę! (Zachowały się wspólne zdjęcia.) 11 lipca przybyliśmy do portu w Nynäshamn. Jechaliśmy też tym samym samochodem z reprezentantką Invandrarverket, instytucji szwedzkiej ds. obcokrajowców, do Ośrodka dla Uchodźców Politycznych w Oxelösund. Tam Majka Kuczkowska i Jadzia Dziechciowska, żony byłych polskich internowanych solidarnościowców przybyłych zaledwie miesiąc przed nami, przywitały nas po polsku chlebem i solą na tej obcej ziemi.

Tu czekały na nas kompletnie urządzone (oczywiście na zasadzie hotelu) mieszkania. Dostaliśmy je naprzeciwko siebie. Szwecja przyjęła nas, byłych internowanych z rodzinami, bardzo serdecznie.

*

Nasze drogi na pewien czas się rozeszły. Oni wyjechali wcześniej w swoją stronę, a my ruszyliśmy później do Sztokholmu. Po jakimś czasie Elżbieta i Tadeusz też przybyli do stolicy. I znowu los nas połączył.

Odwiedzaliśmy się w święta, z okazji urodzin, imienin oraz bez okazji… Siadaliśmy obok siebie na uroczystościach w Konsulacie czy Ambasadzie RP (oczywiście po zmianie orientacji politycznej w Kraju)… Uczestniczyliśmy w różnych imprezach rodzinnych naszej grupy. Janukiewiczowie byli gośćmi na jubileuszu 50-lecia naszego małżeństwa… Wspólnie uczestniczyliśmy też w pogrzebach osób z naszej wielkiej solidarnościowej rodziny.

Tadeusz i Elżbieta Janukiewiczowie niemal zawsze towarzyszyli nam zarówno w naszych radościach, jak i troskach.

*

Tadeuszu, będzie nam – Twoim przyjaciołom – ogromnie Ciebie brakować! Nie mówię jednak „Żegnaj!”, bo będziesz żył w naszej pamięci.

Jolanta Szutkiewicz

Tekst publikowany był w NGP w 2015 roku

 

Lämna ett svar