Zastanawiałam się jak opowiadać o niej? Wszystkie moje wspomnienia z okresów młodości są nasycone jej obecnością. Często bez podkreślania tego, że to jej zasługa, czy że to dzięki niej coś się działo. Mama była wspaniałą Matką. Choć nie taką nadopiekuńczą mamuśką.
Mam takie wspomnienie z wczesnej młodości. Jestem chora, mam wysoką gorączkę. Mama siedzi przy mnie i opowiada bajki o krasnoludkach, które przysiadły na oparciu łóżka i pilnują mnie przed złem. Rano budzę się i co widzę? Na poręczy siedzi siedem krasnoludków w szafirowych kubraczkach i czerwonych czapeczkach, a moja Mama śpi na krześle obok mojego łóżka. Wokół leżą skrawki materiału. Mama w nocy wyczarowała dla chorej Ani bajkowych strażników.
Po peregrynacjach wojennych Rodzice osiedli w Lublinie. Tu tworzono nowy uniwersytet imienia Marii Curie Skłodowskiej i Tata miał zapewnione miejsce pracy. Otrzymał też służbowe, duże dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką. Luksus jak na tamte czasy.
Tata był już po doktoracie z weterynarii, pracował, jako adiunkt na chirurgii w klinice weterynaryjnej, gdy podjął wymarzone studia medyczne. W tym samym czasie Mama też na nowo podjęła przerwane wojną dzienne studia, na biologii. Poza tym pracowała na uczelni, jako pomoc młodszego asystenta…
Dom uczących się ludzi z trójką małych dzieci! Oczywiście była u nas Babcia, matka Taty, były służące, ale dziś wiem ile wysiłku musiało kosztować takie życie.
Dosłownie w dniu obrony pracy magisterskiej nasz Tata wyjechał od nas na zawsze. Myślę, że planował to od jakiegoś czasu. Przecież Mama ukończyła już studia i dalej mogła być według niego samodzielną…
Z dość dobrze (relatywnie) finansowo stojącego domu wpadliśmy – ośmielam się to tak nazwać – w nędzę. Mała pensja młodszego asystenta na uczelni, sprawiła, że zaczęło się dla nas biedne życie stołówkowe, świetlicowe, kolonijne. Było ciężko! Mama wykupywała w stołówce uniwersyteckiej tylko dwa obiady, po które chodziło się z menażkami i z bańką na zupę. Zupy dawano bez ograniczeń. Z tego robiła obiad dla naszej trójki, sama zjadając resztki po nas.
Była wysoka, bardzo szczupła. Nieco pulchniejsze koleżanki pytały z zazdrością:, „Co ty robisz, że masz tak piękną figurę?” A Mama tylko się uśmiechała. Przecież nie mogła powiedzieć, że chodzi permanentnie głodna…
Katedra, w której Mama pracowała przenosiła się do Warszawy i Mama dostała propozycję pracy w Warszawie. Mieszkałaby w hotelu dla pracowników uniwersytetu, ale tam nie mogłaby zabrać dzieci. Nie przyjęła propozycji. Dzieci nie miałyby teraz matki a tak niedawno straciły ojca…
W naszym domu panowały stosunki partnerskie, ale to nie znaczy, że pozwalała nam na wszystko. Mama to instytucja, to przyjaciółka, kumpelka, która czasem jednak przypomina sobie, że należy jej się szacunek. Była dla nas nie tylko przyjaciółką, ale i mentorem. Osobą, która nigdy nie była taką przeciętną mamą dobrze karmiącą, przytulającą, pieszczącą. Mama była skąpa w okazywaniu uczuć, ale dla nas była niekwestionowanym autorytetem. I to nie, dlatego, że była uniwersyteckim wykładowcą. Po prostu miała bardzo szeroką wiedzę i umiała ją przekazywać nam w sposób przystępny. Później dowiedziałam się, że studenci na uczelni mówili o niej, że: potrafi tłumaczyć z polskiego na nasze!
To, że do dziś, mimo powszechnej mody, nigdy żadne z jej dzieci nie mówiło do niej per ty, a zwracaliśmy się w trzeciej osobie „Mamo proszę zrobić…, niech Mama zrobi… itp.” wynikało to z tradycji domu, w którym się wychowałam. Było oznaką szacunku. Nawet pisząc o matce, używam zawsze dużej litery, bo jest to dla mnie jakby jej imię – Mama.
Jak mogłabym na przykład o Janinie, napisać Janina, czy Janka?
Mama zawsze była naszym „Pogotowiem” w chwilach kryzysu, a na co dzień starszą koleżanką.
Jak dała sobie radę z wychowaniem całej trójki, z wyprowadzeniem ich „na ludzi” jest dla mnie zagadką, ale i powodem do dumy.
Udało się jej. Wszyscy troje mamy ukończone wyższe studia. A Mama w tych ciężkich warunkach zrobiła ponadto doktorat!
To ja sprowadziłam ją do Szwecji i wydałam za mąż.
Swego przyszłego męża poznała w pociągu jadącym z Warszawy do Lublina. Był to rok 1957, Mama po rozwodzie, zniszczona moralnie nie uświadamiała sobie tego, że nadal jest bardzo atrakcyjną kobietą.
Józef, wysoki, przystojny mężczyzna w mundurze majora Wojska Polskiego, zaopiekował się nią, gdy jakiś pijaczek w przedziale zaczął ją zaczepiać. Na korytarzu wagonu przegadali całą podróż. On, ojciec dwojga dzieci, był w separacji z żoną. Na Uniwersytecie Warszawskim robił doktorat z historii i właśnie jechał do Lublina uzupełniać materiały na KUL-u (Katolickim Uniwersytecie Lubelskim). Mama, młodszy asystent na UMCS-ie, świeżo po studiach, sama z trójką dzieci…
Odprowadził ją pod dom i umówili się na spotkanie następnego dnia.
Tak zaczęła się piękna przygoda dwojga w sumie bardzo samotnych ludzi.
Mama marzyła o wspólnym zamieszkaniu. Józef wytłumaczył jej, że na razie jest to nierealne. On nie przeniesie się do Lublina, ona tym bardziej nie ma szans na przeniesienie się z trójką dzieci do niego. Miał tylko kawalerkę… Poza tym sprawa pracy. Nie skorzystała swojego czasu z możliwości przeniesienia się, teraz byłoby trudno. Warszawa była przecież miastem zamkniętym.
Wtedy podjęła decyzję o zerwaniu. Nie chciała, nie umiała jeść tylko deseru, chciała mieć cały posiłek.
Mijały lata. Mama dowiedziała się, że Józek wyemigrował z Polski.
W roku 1982 do rektoratu UMCS przyszedł list z Uppsali. Docent dr Józef L. z instytutu Historii Nowożytnej uppsalskiego uniwersytetu, pragnie uzyskać informację na temat miejsca pobytu mgr Janiny Podgórskiej.
Mama już dawno nie pracowała na UMCS-ie. W ramach reorganizacji uczelni zatrudniona została w zakładzie botaniki Wyższej Szkoły Rolniczej zmienionej później na Akademię Rolniczą. Gdyby nie fakt, że rektorem na UMCS-ie był bliski znajomy naszej rodziny, list ten pewnie by wylądował w koszu. W Polsce był wtedy Stan Wojenny…
Co robi teraz moja Mama? Pisze list do mnie, znajdującej się w Szwecji i prosi o delikatne wybadanie sytuacji rodzinnej Józka.
Napisałam bardzo oficjalny list pod tytułem: Wielce Szanowny Panie Docencie… i podałam swoje namiary. Następnego dnia zadzwonił telefon:
– Aniu, to ja Józek, co robisz tu w Szwecji? Musimy się koniecznie spotkać.
On również chciał się dowiedzieć więcej o Mamie.
Poprosił, żebym zaprosiła Mamę, by mogli się spotkać, oferował, że zapłaci za jej bilet. Z dumą odpowiedziałam, że moja Mama, to doktor nauk, samodzielny pracownik naukowy i posiada środki na tę podróż. Zaprosiłam, ją oczywiście. Na całe trzy miesiące! Spotkali się. Józef przyjechał z Uppsali do Sztokholmu. Przyjeżdżał jeszcze wiele razy…
Stara Miłość nie rdzewieje! Sprawdziło się to przysłowie. Odnaleźli się po 23 latach…
Ślub odbył się w Uppsali. Urzędniczka urzędu stanu cywilnego bezmyślnie klepiąc formułkę zaślubin, życzyła im, by żyli zgodnie i szczęśliwie doczekali się wielu dzieci… Mama miała skończone 63 lata!
Jej przyszły mąż mieszkał samotnie i to ja dopilnowałam, by jego mieszkanie było wysprzątane na przybycie Mamy. Zaglądałam do szafek, poprawiałam po sprzątaczce i … zostałam mianowana TEŚCIOWĄ. Później jak miała „teściowa” przyjechać na zapowiedzianą wizytę, robiono w domu wielkie sprzątanie …
Janina Lewandowska zmarła 21 grudnia 2014 roku.
Anna Wiśniewska