Wiedzieć, że się wie, co się wie

Człowiek znaczy wiele? Dobrze, nie będę się spierał! Poza ciągłym pościgiem za środkami na przetrwanie, rzeczywiście potrafi zrobić dużo więcej: stara się urzeczywistniać marzenia, broni ideałów, uczestniczy w weekendowych kursach dokształcających, rozmnaża się, wygrzewa na słoneczku, może robić masę rzeczy dających mu radość. Próbuje nawet naprawiać świat, ale najlepiej kiedy zostaje przyzwoitym człowiekiem, a to nie jest wcale tak łatwe, jak się pisze.

Istnieć nie łatwo, wszystko jedno porządnie czy nieporządnie. Świat pędzi i nie daje czasu na regenerację sił psychicznych, a to w końcu najważniejsze, gdy ich brak robi się niebezpiecznie. Żyjemy w świecie coraz bardziej odwróconym, świecie dominacji skutków nad przyczynami. Czyni to znacznie łatwiejszym popełnianie niegodziwości i wariactw, niż dobra.

Czy istnienie, znaczy życie, może być częścią czegoś obszerniejszego, jakiejś większej metafory? Może. Tylko czy jest sens się nad tym zastanawiać? Filozofowanie to bezproduktywne i zazwyczaj kończące się niczym zajęcie, bo nikt nikomu nie przyznaje racji, a przekonać o swoich nie potrafi.

Kłopot pojawia się wraz z kulturą i już wyjaśniam dlaczego kłopot. Otóż kultura jest najczęściej tworem miłości, miłość może ale nie musi prowadzić do szczęścia, zaś szczęście przychodzi zazwyczaj nagle i bez udziału myśli. Wiedzieć, że się wie, co się wie, i wiedzieć, że się nie wie, czego się nie wie! Genialnie proste, prawda? Ale trzeba było Konfucjusza, żeby to powiedział.

Ludzie zazwyczaj mają poglądy. A im poglądy i oni starsi, tym trudniej je zmieniać. Mnie na szczęście przychodzi to ciągle w miarę łatwo. Piszę „na szczęście”, bo czymże jest zakamieniałość poglądów, jak nie kamieniem u nogi? Wedle mojej etyki, nienaruszalna stałość poglądów jest niczym innym, jak objawem umysłowego lenistwa.

Idźmy dalej tym śladem. Ludzie nazywający siebie sceptykami, traktują sceptycyzm jako rodzaj komplement i często kojarzą go z rozsądkiem. Błąd! Sceptycyzm nic nie buduje, rozsądek owszem tak. Dodać tu można, że mądrość doświadcza się osobiście, ale nie sposób się jej nauczyć, nie można mądrości, jak wiedzy, zgarnąć od innych ludzi. No i podstawowa różnica: wiedza podlega gradacji i ocenie, mądrość nie.

Z wiekiem tracimy ruchliwość i nierzadko pojawia się kłopot z jasnością myśli. W zamian często zyskujemy na silach ducha. Kiedy przemilczamy odruchy serca, występujemy przeciw samym sobie, drgnienia uczuć źle znoszą milczenie. Uczuciom aby rozkwitły, potrzebny jest opór, inaczej nie poszybują. Taka kolej rzeczy obowiązuje uczucia i ptaki.

Starszy wiek bywa (niestety!) rzadko mądrością. Dzieło życia powoli odchodzi i nie wiadomo jak je zatrzymać, a jeśli człowiek nie dorobiło się w międzyczasie zainteresowań, życie staje się dramatycznie płaskie, a delikwent upierdliwy. Ludzkość odeszła na szczęście od tradycji strącania bezużytecznych starców w przepaść, łaskawie zsyła ich tylko w nicość.

Plan minimum? Proś by lata schyłku jakoś przetrwać bez cierpień i do chwili Wielkiej Zmiany utrzymać radość i pogodę ducha, a może zasłużysz na skrzydła, lub jakiś inny środek komunikacji.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar