TERESA URBAN: Moje życie z książką (4)

Kiedy odkryłam klasyków francuskich i pisarzy amerykańskich odniosłam wrażenie, że jest to rzeka a nawet ocean pełen obiecujących przygód. Rzuciłam się z niecierpliwością w ich nurt. Viktor Hugo, geniusz romantyzmu, Stendahl, prekursor realizmu i Guy de Maupassant, mistrz noweli – to ważni przedstawiciele francuskiej klasyki. „Nędznicy”, synteza powieści przygodowej, obyczajowej, sensacyjnej i umoralniającej, jedna z najwspanialszych książek jakie znam, gdzie siła fizyczna idzie w parze ze słabością ducha, nienawiść z wybaczeniem, a dobroć nierzadko odpłacana jest złem. Pierwsza, czarno-biała ekranizacja powieści z Jeanem Gabinem w roli Jeana Valejana dorównała jakością powieści, natomiast następny film, już w kolorze, z nienaturalnymi, stworzonymi wirtualnie scenami, graniczy z farsą i groteską. Barykada Komuny Paryskiej to komputerowy wytwór chorej wyobraźni.

Julian Sorel, bohater „Czerwonego i czarnego” Stendahla jest zlepkiem dwóch przymiotów: namiętności i wyrachowania. I tu film uzupełnił powieść wspaniałymi rolami nieodżałowanego Gerarda Philipe’a jako Juliana i Danielle Darieux, wykorzystanej uczuciowo arystokratki. Nowele Maupassanta to wzruszające obrazy z życia różnych sfer, pełne ironii, satyry i krytyki społecznej, przedstawiające realistyczny, pełen pesymizmu obraz ówczesnego społeczeństwa. „Naszyjnik” jest moją ulubioną nowelą, w której płytkość i omamienie dobrobytem doprowadziło bohaterkę do ruiny.

Theodore Dreiser, Ernest Hemingway, Irvin Shaw, Scott Fitzgerald i John Steinbeck to nie jedyni, ale najbardziej przeze mnie cenieni pisarze amerykańscy. Urodzeni na przełomie 19-go i 20-go wieku tworzyli w pierwszej połowie wieku 20-go. Ich twórczość różni się od klasyków francuskich brakiem nieprzekraczalnych barier społecznych i podziału na arystokrację, burżuazję i mieszczaństwo. W amerykańskiej społeczności istnieli bogaci i biedni, a wielu bohaterów powieści usiłowało się wzbogacić, często w nieuczciwy, wręcz niemoralny sposób.

Dreisera, najwcześniejszego z wyżej wymienionych pisarzy, można nazwać współczesnym klasykiem. Jego „Tragedię amerykańską” przeczytałam jednym tchem, ale z mieszanymi uczuciami. Główna postać, Clyde, próbuje wyrwać się z ubóstwa i za wszelką cenę szuka szczęścia w pieniądzu popełniając coraz to poważniejsze wykroczenia. A kiedy jego kochanka, prosta i ufna dziewczyna, zachodzi w ciążę i staje się przeszkodą w dalszym socjalnym i ekonomicznym awansie, postanawia się jej pozbyć aranżując wypadek na jeziorze. Oskarżony o zabójstwo zostaje stracony na krześle elektrycznym. Charakter Clyde’a budzi odrazę. Podatny na złe wpływy, bez kręgosłupa moralnego, bezwzględnie goniący za sukcesem ponosi karę ale nie przywróci to życia ofierze. Nabrałam niesmaku do imienia Clyde i potwierdziło się to w filmie „Bonnie i Clyde”.

W powieści Fitzgeralda „Wielki Gatsby” wątek chęci wzbogacenia się jest podobny, ale motorem jest tu miłość. Gatsby kocha bogatą młodą mężatkę i chce ją zdobyć dorównując a nawet przewyższając ją bogactwem. I tu opowieść kończy się tragedią. Książka doczekała się kilku ekranizacji. Film z Robertem Redfordem w roli głównej był udany, ale najnowsza ekranizacja z Leonardo di Caprio pełna groteskowych, wirutalnych scen, podobnie jak ostatnia wersja „Nędzników” to żałosna karykatura oryginału.

Sens moralny „Siostry Carrie”, następnej pozycji Dreisera, jest zbliżony do „Tragedii amerykańskiej”. Tytułową bohaterkę ogarnęła, podobnie jak Clydea, żądza bogactwa, co sprowadza ją na nieuczciwą drogę życia.

Irvin Shaw to współczesny, ale nieżyjący już pisarz, znany przede wszystkim ze swej kultowej powieści „Młode lwy”. Jest ona protestem przeciwko okrucieństwom wojny, którymi w równej mierze dotknięci są żołnierze po obu stronach frontu. „Pogoda dla bogaczy” (w oryginale „Rich man, poor man”) spopularyzowana przez serial telewizyjny, to dzieje rodziny emigrantów i jej wrastanie w amerykańską rzeczywistość. Natomiast „Lucy Crown” to obyczajowo psychologiczna powieść o rodzinie, gdzie matka ma pozamałżeński romans, a świadkiem zdrady jest dorastający syn, co w konsekwencji doprowadza do rodzinnej tragedii. Czytałam tę książkę jednym tchem w przeddzień ważnej klasówki. Nie pamiętam dokładnie ani fabuły, ani jak mi poszło na sprawdzianie. Ale uczucie euforii podczas lektury zapisało się w mej pamięci na całe życie.

Hemingway to chyba najważniejsze nazwisko pośród gigantów współczesnej literatury amerykańskiej. Pozostawił po sobie wielką spuściznę, powieści, niektóre oparte na autobiograficznych faktach, nowele i wspomnienia. Przeczytałam wszystko co było dostępne z tekstami publikowanymi po jego samobójczej śmierci włącznie. Hemingwayowski styl jest zwarty i oszczędny, z krótkimi zdaniami, bez przymiotników i zbędnych słów. Może dlatego jego książki są objętościowo umiarkowane, przynajmniej w porównaniu z wielotomowymi dziełami innych autorów.

W literaturze zadziwia różnorodność stylów pisarskich, potrafią być tak odmienne, a każdy doskonały w swoim rodzaju. Stylistycznym przeciwieństwem Hemingwaya może być Proust, którego meandry zdań wiją się przez pół stronicy. Powieść „Komu bije dzwon”, obok opowiadania „Stary człowiek i morze”, jest uważana za najważniejsze dzieło autora. Jej bohater, Robert Jordan, to członek oddziału partyzanckiego walczącego podczas hiszpańskiej wojny domowej po stronie Republikanów. Nocna rozmowa Roberta z Marią, młodą dziewczyną, którą kocha, to jedna z piękniejszych scen miłosnych. Robert uprzedza Marię o niebezpiecznej misji jakiej się podjął, przygotowuje do myśli, że może jej nie przeżyć i stara się przekonać dziewczynę, że ma iść dalej, bo on pozostanie z nią we wspólnych wspomnieniach. Ekranizacja powieści, dzięki rewelacyjnej grze Gary Coopera i Ingrid Bergman, zyskała sobie wielu entuzjastów.

Odwaga to przewijający się motyw u Hemingwaya, tak jakby autor cierpiał na kompleks jej braku, odwaga żołnierza w boju, tropiciela dzikich zwierząt czy torreadora na arenie. Pisarza fascynuje corrida, a posmaku tej fascynacji doznaliśmy sami, kiedy podczas pierwszej wycieczki do Hiszpanii wybraliśmy się na corridę. Od najmłodszych lat byłam uwrażliwiona na znęcanie się nad zwierzętami i nie powtórzyłabym doświadczenia. Patrzyłam jednak jak w hipnozie na torreadora, który po ryzykownym tańcu z muletą, ocierając się o rogi byka, niecelnie wbił mu szpadę w kark, odmówił pomocy, poczym pochylając się poprzez rogi ostrożnie, niemal z czułością, wyciągnął ją i ponowił cios. Tym razem byk natychmiast zwalił się z nóg, a publiczność szalała. Opisy Hemingwaya sprawiają wrażenie, że morderca nie jest wrogiem ofiary, że ich relacja jest niemal przyjacielska, a dotyczy to nie tylko corridy, ale i polowania czy połowu ryb, tak jak to autor przedstawił w opowiadaniu „Stary człowiek i morze”. Doceniając kunszt pisarski tych dwóch najbardzej cenionych dzieł trudno mi jednak utożsamić się z ich bohaterami. „Pożegnanie z bronią” jest mi bliższe. Losy pary zakochanych, amerykańskiego ochotnika i angielskiej sanitariuszki oczekującej ich dziecka, to wzruszająca opowieść o ucieczce od okrucieństw wojny, tęsknocie za pokojem, normalnością i rodziną. Niedługo dane im było cieszyć się szczęściem. Dziecko rodzi się martwe, a matka umiera. Podobno historia ta oparta jest na autobiograficznych przeżyciach autora.
Robiąc ten rozrachunek czytelniczki, zdałam sobie sprawę, jak słabo znam literaturę włoską. Poza wspomnianymi wcześniej książkami dla dzieci przychodzą mi na myśl tylko trzy nazwiska. „Kłamstwo i czary” Elsy Morante to fascynująca opowieść o wielopokoleniowej mieszczańskiej rodzinie, której więzi uczuciowe zostają zniszczone przez kłamstwa, zachłanność i fanatyzm religijny. Alberto Moravia (ożeniony z Morante), prekursor egzystencjalistów, opisuje alienacje, apatię i rozpacz współczesnego człowieka. Tytuły jego wnikliwych ale pesymistycznych opowieści „Obojętni”, „Pogarda” czy „Nuda” mówią same za siebie. Giuseppe di Lampedusa w „Lamparcie” przedstawił losy wymierającej sycylijskiej arystokracji w obliczu sił demokracji i rewolucji. Ale żaden z bohaterów tych powieści nie towarzyszył mi przez całe życie.

Z moją znajomością literatury greckiej jest jeszcze gorzej. Poza starożytną twórczością, którą znam wyrywkowo, czytałam zaledwie jedną współczesną powieść „Greka Zorbę” Mikisa Kazantzakisa. Przyznam jednak, że film, jako wyjątek od reguły, przewyższył powieść a przyczynił się do tego legendarny odtwórca tytułowej roli, Anthony Quinn.

Spośród anglosaskiej literatury specjalne miejsce w mym sercu zajmuje John Galsworthy. Jego „Saga rodu Forsyte’ów” i jej dalsze części „Nowoczesna komedia” oraz „Koniec rozdziału”, to powieść rzeka, przedstawiająca losy bogatej burżuazji od epoki wiktoriańskiej do okresu międzywojennego, kiedy tradycyjne wartości przestają już być szanowane. Autor jest przedstawicielem realizmu krytycznego i humanitarnym moralistą. Opisuje najrozmaitsze typy ludzkie, zarówno dobre jak i złe. Potrafi wzbudzić u czytelnika litość dla ludzkich słabości. Nie sposób w kilku zdaniach oddać fabuły powieści, więc wspomnę tylko Soamesa, zamożnego członka socjety, oschłego, przesadnie liczącego się z pieniędzmi i niezbyt lubianego. Żona, urodziwa Irena, znudzona małżeństwem, nawiązuje romans z młodym architektem i opuszcza męża. Soames żeni się powtórnie i z tego związku rodzi się córka, Fleur, która wyrasta na uroczą, ale lekkomyślą i samolubną kobietę. Oziębły skądinąd Soames bezgranicznie ją kocha i na każdym kroku okazuje tę miłość. Cieszyłam się, że w końcu stał się bardzej uczuciowy, ale przykro mi było, że córka wykorzystuje uczucia ojca dla własnych celów. Inny fragment, który utkwił mi w pamięci to „Babie lato”, o ostatnich dniach życia seniora klanu Forsytów. Spędza je w ogrodzie, w łagodnym jesiennym cieple, zauroczony odwiedzającą go piękną Ireną.

Teresa Urban

Lämna ett svar