Zmarły w tych dniach profesor Zbigniew Mikołejko, był człowiekiem o udokumentowanej mądrości, co nie o każdym profesorze można powiedzieć. Był niewierzącym religioznawcą, chyba ateistą a może agnostykiem, wnikliwie badającym rozmaite szaleństwa rodzimego katolicyzmu. Jedną z jego ostatnich publikacji jest książka „Między zbawieniem a Smoleńskiem”, której już sam tytuł budzi grozę. Był również autorem interesującej książki „Żywot świętych poprawiony”, oraz co tym bardziej zaciekawia „Żywotów świętych poprawiony ponownie”.
Pierwsza wersja ukazała się w 2001., druga rozszerzona w 2017. Jakby nie było przez szesnaście lat przybyło nam świętych, z Janem Pawłem II na czele, któremu nota bene ostatnimi laty ubyło nieco świętości, ale z kalendarza nie wypadł. Jest to opowieść o polskich świętych narodowych od św. Wojciecha zaczynając, na Karolu Wojtyle kończąc. Z kalendarza świętych wyleciał natomiast święty Krzysztof, jak legenda głosi mężczyzna do tego stopnia nienachalnej urodzie, że przedstawiano go z głową psa. Krzysztof był – podobnie jak zdaniem Andrzeja Dudy Unia Europejska – postacią wyimaginowaną, legendą.
„Żywot świętych poprawiony ponownie” to mówiąc w skrócie historia ludzkiego szaleństwa. Mieliśmy w naszych dziejach sporo przypadków klinicznego obłędu, który skutkował wyniesieniem zaburzonego nieszczęśnika na ołtarze. Glejtem do świętości jest czynienie cudów, ale świętym zostawało się także z powodu męczeństwa i praktyk pokutnych, to znaczy umartwiania się.
Jadwiga Śląska, postać z wieku XIII, została świętą, bowiem radykalnie odcięła się od zabiegów higienicznych. W ogóle się nie myła i jak rąk długi chodziła boso. Swoim zakonnym siostrom kazała się batożyć i jej ciało pokryte było niegojącymi się ranami. Boso chodziła też święta Kinga, znana również pod imieniem Kunegundy. Ta żyła w cnocie z mężem Bolesławem Wstydliwym, lukę tę wypełniając obcałowywaniem trędowatych, biczowaniem się i nieustannym uczestnictwem w mszach świętych. Potrafiła zaliczyć 30 na dobę, a gdy ktoś nieopatrznie pochwalił jej urodę, natychmiast wysmarowywała twarz błotem. Kanonizował ją w 1999. Jan Paweł II, znany między innymi z braku umiaru w beatyfikowaniu i kanonizowaniu.
Mistrz umartwień św. Andrzej Świerad z XI w., był klinicznym czubem. W Wielkim Poście zjadał tylko jednego orzecha dziennie, a aby nie zasnąć otoczył głowę szpikulcami, które kłuły go gdy przysnął. Przepasał się ciężkim łańcuchem, którego nigdy nie zdjął. Łańcuch obrósł skórą świętego i „psował” mu wnętrzności. Św. Kinga oraz św. Świerad są patronami diecezji tarnowskiej.
Biegnie proces beatyfikacyjny Piotra Skargi. Koszmar jego losu polega na tym, że autor „Kazań sejmowych” wcale nie umarł 27 września 1612 r., kiedy to uznano, że umarł i go pochowano. Skarga został pogrzebany znajdując się w stanie letargu i obudził się w grobie. To może legenda a może prawda. Mikołejko z uporem powtarza, że Skargę pochowano żywcem, ale katolickie portale utrzymują, że nie, że Skarga umarł jak się należy a Pan Bóg przykazał. Myśl, że mógł walić w trumnę pięściami i krzyczeć zanim się udusił do najprzyjemniejszych nie należy. Inna sprawa to kwestia świętości tego znanego mówcy. Był zajadłym jezuitą, wrogiem ekumenizmu i protestantów, dziś mówimy na takich gości katolicki beton.
Polski katolicyzm przesiąknięty był i po części jest nadal bałwochwalstwem, podszyte zabobonem i strachem. Studiowanie ojców Kościoła i pism świętego Augustyna, uważane jest przez większość kleru za inteligenckie i niebezpieczne fanaberie. Polską religijnością zarządza Helena Kowalska, znana jako siostra Faustyna. Schorowana dziewczyna dręczona przez psychodeliczne wizje objawiającego się jej Jezusa. Po jej śmierci Watykan wręcz zakazał kultu, ale Karol Wojtyła wyniósł tę tandetną wersję Hildegardy z Bingen na ołtarze.
Na koniec zdanie o patronie Polski świętym Stanisławie ze Szczepanowa. Biskup został na rozkaz (nie osobiście, jak bredzi legenda) króla Bolesława Śmiałego stracony za zdradę. Za zdradę! Patronem Polski jest zdrajca, który spiskował z zagranicznymi mocodawcami. Z Niemcami, panie prezesie Kaczyński! Ale nic to! Grób biskupa Stanisława stał się „ołtarzem ojczyzny” i „sercem polskości”, o czym informował z wyraźnym ukontentowaniem profesor Zbigniew Mikołejko.
Andrzej Szmilichowski