W odróżnieniu od poprzednich książek Petera Johnssona, poświęconych w całości historii Polski (a także Ukrainy) lub jakiemuś ważnemu, charakterystycznemu wydarzeniu tej historii (jak zbrodnia katyńska) najnowsza publikacja znanego, mieszkającego w Polsce korespondenta szwedzkich pism, to czysta publicystyka, ważna dla oceny tego co dzieje się w Polsce właśnie teraz. Ale autorowi nadal nie są obce ambicje historiozoficzne. W obszernym wstępie śledzi on niektóre wątki z historii idei – od Platona do Fukuyamy. I napięcia między optymizmem i pesymizmem, wiarą w postęp i bezradnością wobec starych i nowych wyzwań w życiu społeczno-politycznym Polski i świata. Bo tendencje antydemokratyczne biorą górę nie tylko przy demontażu licznych krajów i społeczeństw Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, będącym paradoksalnym efektem arabskiej wiosny, ale także w wielu krajach europejskich wyzwolonych blisko 30 lat temu spod jarzma komunistycznej dyktatury.
Johnsson koncentruje się na 2 rejonach: jurysdykcja i media. Czyli poddaje krytyce ważne dla demokracji sprawy: podważanie monsteskiuszowskiego podziału władzy: na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą oraz zagrożenia dla 4-ej siły, czyli mediów, kształtujących, w swobodnej konkurencji różnych poglądów, opinię publiczną. Oba te procesy, jeszcze na szczęście nie zakończone, posuwają się, niekiedy dość szybko, w złym kierunku: coraz większego ograniczenia i ubezwłasnowolnienia społeczeństwa obywatelskiego. Stosunkowo najłatwiej jest obozowi rządzącemu w parlamencie, sejmie i senacie. Tu mają większość a protesty opozycji się lekceważy, ucisza, pomija milczeniem lub ich unika, przenosząc obrady do innych sal i o innych porach dnia i nocy. Te ostatnie praktyki znane są w Polsce od dawna, np. od kulis uchwalenia konstytucji 3 maja, ale przecież wtedy używano ich w dobrej sprawie!
Ten trój- a może nawet 4-członowy aparat: sejm, senat, rząd i prezydent – działa niezwykle skutecznie, szybko i sprawnie, choć najczęściej z pogwałceniem konstytucji, na co wskazują zarówno coraz bardziej zanikający i ograniczany w naturalnych dla siebie funkcjach Trybunał Konstytucyjny, jak i liczne glosy organizacji zrzeszających prawników, dziennikarzy i innych opiniotwórczych gremiów. Do tego dochodzą też powstające masowo głosy protestu na czele z KOD, Komitetem Obrony Demokracji, nawiązującym zarówno skrótem jak i liberalno-demokratyczną podstawą do tradycji KOR-u. Bo też ta walka z rosnącą opresją coraz bardziej przypomina niegdysiejszy opór wobec totalitarnego komunizmu. Gdy Johnsson w zakończeniu książki przywołuje wypowiedź prof. Romana Kuźniara – w styczniu 2017 roku lansującego w wywiadzie dla polskiej telewizji pojęcie kaczyzmu-faszyzmu: nie sądzę by kaczka mogła zwyciężyć orła – natychmiast przypomina się stan wojenny: orła WRON-a nie pokona.
Wątpliwości budzi natomiast zapożyczone od Jacoba Talmona pojęcie totalitarnej demokracji. To jest contradictio in adiecto, pojęcia wzajemnie się wykluczające. Totalitarna może być tylko dyktatura – tak Robespierre’a jak Hitlera i Stalina. Jarosława Kaczyńskiego? Work in progress.
Może tylko jedno ważne zagadnienie książka pomija milczeniem: sprawę polityki prowadzonej przez IPN, obsady jego kierownictwa i personelu. Czyli walkę o pamięć, a może przeciw orwellowskiemu Ministerstwu Prawdy?
Jakie widzi Johnsson prognozy na przyszłość? Pewne nadzieje pokłada w następnych wyborach, bo w poprzednich, które ponownie wyniosły PIS do władzy, wzięło udział zaledwie ok. połowy polskich obywateli uprawnionych do głosowania. Czyli mobilizacja przeciwników obecnej pełzającej faszyzacji życia może zdominować te 19% zwolenników nacjonalizmu, ksenofobii i dyktatury szarej eminencji, pociągającej za wszelkie ważne sznurki. Szarej eminencji? Raczej Pierwszego czy Generalnego Sekretarza rządzącej Monopartii. Autor mniej liczy na skuteczność interwencji ze strony Unii Europejskiej, samej przeżywającej poważny kryzys. Te interwencje zbywa się dziś argumentami jakich nagminnie używali komuniści: wara od wewnętrznych spraw naszego kraju, obozu, systemu/ustroju politycznego…
Stan wojenny? Sam liczę na jakiegoś rozsądnego i energicznego wojskowego, nie pozwalającego się zdominować przez min. Macierewicza i z innego Sulejówka ruszającego na obalenie nacjonalistycznej dyktatury. I tu wzorem może być nie tylko i nie głównie Józef Piłsudski, który według Johnssona jest na równi z Dmowskim jakimś wzorem dla Jarosława Kaczyńskiego. Może raczej portugalscy oficerowie, obalający salazarowska dyktaturę po to tylko, by wkrótce otworzyć drogę dla prawdziwie demokratycznego wyboru. A przy okazji osadzając niektórych w jakiejś nowej Berezie Kartuskiej.
Aleksander Kwiatkowski