Dobre kilka, a może i kilkanaście lat temu, napisałam felieton o tańcu. O rzeczach, które zachwycają, można pisać wiele razy. Trzy widowiska, które wywarły na mnie największe wrażenie, mają związek z tańcem. Były to Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze, chiński balet Shen Yun i irlandski River Dance.
Mazowsze powstało za komuny, a mimo to efekt był wspaniały. Mazowsze należy do największych na świecie zespołów artystycznych, sięgających do bogactwa narodowych tańców. Prowadzili je Mira Zimińska-Sygietyńska z mężem Tadeuszem. Mąż odnajdywał przyśpiewki ludowe i opracowywał je muzycznie, a żona odpowiadała za kostiumy regionalne i choreografię.
Kostiumy były wysokiej jakości, szyte na zamówienie. Szerokie spódnice w pasy z kwiatowym kantem, ciemne haftowane serdaczki, białe wyszywane rękawy i sznury korali. Styl zespołu to ciepło delikatnej stylizacji w muzyce i rozmach w choreografii i kostiumach.
Tancerze odznaczają się lekkością i siłą. Barwne kręgi taneczne rozwijają się i splatają z niezrównaną płynnością. Wirują w tańcu łowickie spódnice. Ich sztuka o wielkim ładunku emocjonalnym porywa publiczność. W tańcu nie ma solistów, wszyscy współgrają tworząc niezapomniane dzieło sztuki.
Daleko mi do muzykologa, ale ze znanych mi wokalnych zespołów tylko dwa mają własny sound – są po nim rozpoznawalne. To Mazowsze i… ABBA. Występy Mazowsza oglądałam we wczesnej młodości na scenie Sali Kongresowej. Byłam oczarowana. Obecnie Mazowsze rzadko występuje w Polsce. Rozsławia nasz folklor za granicą wśród Polonii. Kolędy w wykonaniu Mazowsza stanowią u nas tło muzyczne podczas świątecznych spotkań.
Będąc w Chinach podziwialiśmy chiński balet – Tang Dynasty show w Xian. Xiang jest znany głównie z terrakotowej armii. Balet jest także tamtejszą atrakcją. Istnieją różne jego choreograficzne wersje. W oglądanej przez nas tańczyły tylko kobiety.
Zaproszono nas do restauracji i jedząc prozaiczne pierożki podziwialiśmy urzekające tancerki w długich, pastelowych szatach, powiewające szalami w rytm delikatnej muzyki cytr. Pierożki stygły, a my zastygliśmy w niemym oczarowaniu. Był to balsam dla duszy. Balet gościł niedawno w Sztokholmie. Tańczą kobiety i mężczyźni, a choreografia ma więcej temperamentu niż wersja oglądana przez nas.
Riverdance to zespół tancerzy, którzy rozsławili tradycyjny irlandzki taniec. Irlandska muzyka ludowa jest pełna życia, skoczna, radosna, ale z elementami melancholii. Dominują w niej skrzypce, flety i perkusja.
W pokazie tanerze ustawieni w rzędy, ubrani w czerń z odrobiną bieli, robią wrażenie uszeregowanego wojska. Z rękami przylegającymi do ciała stepują z niebywałym temperamentem wprawiając publiczność w trans. Od czasu do czasu charakter tańca się zmienia. Dochodzą ruchy rąk, obroty i skoki. Są warianty z tancerzami w barwnych strojach. To dystrakuje. Wolę spartańską choreografię. Pozwala się skupić wyłącznie na tańcu. Miałam okazję obejrzeć Riverdance na scenie w Sztokholmie; – pozostawił niezapomniane wspomnienie.
Teresa Urban