Jak prawie każdy film Kena Loacha, który na ubiegłorocznym festiwalu w Sztokholmie otrzymał nagrodę za całokształt, i ten jest przekonywujący i poruszający.
Poza realistycznym obrazem brytyjskiej prowincji, przechowującej przeszłość strajkujących górnikow, daje on też jakby skróconą instrukcję, jak należy dążyć do porozumienia, współpracy i solidarności z migrantami. W tym wypadku z Syrii, a tylko jedna dziewczyna z grupy mówi płynnie po angielsku. Ale pomaga magiczne słowo SHUKRAN (po arabsku dziękuję), jedno z nielicznych które sam znam.
I trudno tu winić o coś migrantów, bo główna wina spoczywa na administracji Busha, skutecznie rozwalającej, niechby autorytarny, ale jednak porządek na całym Bliskim Wschodzie, porządek Sadama Husseina, Mubaraka, Assada i Quadaffiego. Oto skutki arabskiej wiosny, która nikogo nie nauczyła demokracji.
Aleksander Kwiatkowski