SZWECJA NA WEEKEND: Torekov

W miejscu gdzie masyw półwyspu Bjärehalvön opada ku wodom Kattegatt i ginie na linii kamienistego brzegu, położone jest osiedle Torekov. Od dawien dawna znane jako wioska rybacka, a nawet jako port małych statków żeglarskich.

Dziś nadal port rybacki tętni życiem. Nie trudno tu o świeżą rybę lub o solone śledzie. W maleńkim muzeum zgromadzono pamiątki z różnych statków, które zawijały do portu w Torekov lub zatonęły w wodach południowej Skanii. Dwa galjony „Saltpeter” i „Cleopatra” zdobią ścianę u wejścia do muzeum. Są one dziełem, kiedyś popularnej w Torekowie postaci, którą był marynarz i artysta-rzeźbiarz Peter Bruce. Drugim obiektem muzealnym Torekowa jest umieszczona na wzniesieniu nabrzeża część małego frachtowca o entuzjastycznej nazwie „Fram”(Naprzód!). Latem, wnętrze stateczku, udostępniane jest zwiedzającym.

Skarbów tych, jak i całego Torekowa, „strzegą” działka armatnie. Ustawione wzdłuż nabrzeża, tkwią wpatrzone lufami w przestrzeń wód i, zarysowany w dali, profil wyspy Hallands Väderö, z punkcikiem skałki Vingaskär. Do muzealnych zabytków należy też zaliczyć niedaleko położony „Warmbadhus”, odpowiednik polskich łazienek, wybudowany w 1876 roku przez elitę marynarzy zamieszkałych w Torekowie. Zakład ten jest otwarty okrągły rok i zapewnia nie tylko kąpiel, jak kiedyś, ale wszelkiego rodzaju kuracje i zabiegi kosmetyczne. Oprócz portu rybackiego i przystani promowej, Torekov posiada duży port żeglarski, który latem pęcznieje, utkany po brzegi łodziami turystycznymi. Latem cała wioska, a właściwie już dzisiaj miasteczko, pulsuje intensywnym życiem. Sklepikarze otwierają swoje sklepy z pamiątkami, liczni tutaj artyści malarze udostępniają swe ateliera szerokiej publiczności, pole golfowe zapełnia się miłośnikami golfa, wszelkie jadłodajnie, sklepy spożywcze i inne odrabiają przespany okres zimy.

Stary hotel i restauracja Kattegat przeżywa swój renesans. Dzięki braciom R.R. Nilsson, z których jeden jest właścicielem hotelu a drugi słynnym mistrzem kucharskim, odbywały się tutaj telewizyjne spektakle gastronomiczne z udziałem znanego prezentera Jespera Aspegrena. Stare wnętrze kuchenne zostało zamienione na obszerne studio telewizyjne, zaopatrzone bogato we wszystkie atrybuty nowoczesnej kuchni. Gościom zapewniono udział w spektaklach i możność zamawiania potraw przy długim barze umieszczonym na obrzeżu kuchni. Gastronomia Kattegat została zali-czona do czterech najlepszych, reprezentujących Szwecję w przewodniku „Relais & Chateaux, Relais Gourmands… 2000”, zawierającym na 650 stronach opisy najlepszych hoteli i restauracji na całym świecie. Moja patriotyczna dusza doznała zawodu, gdy stwierdziłam iż do tej arystokracji gastronomicznej nie zaliczono ani jednej polskiej restauracji. (Coś należałoby z tym zrobić.)

Pomimo takiego międzynarodowego statusu, Torekov nic nie traci ze swojej prostoty i swobodnego nastroju. Można spotkać, wśród starych uliczek, poruszające się ze stoickim spokojem postacie przypominające starożytnych Greków lub Rzymian. Ich stopy ubrane w sandały, a ciała okryte togą szlafroka, przez ramię przerzucony ręcznik – symbol przynależności do grona wczasowych patrycjuszy. Postaci te zmierzają w kierunku maleńkiego mola i niezależnie od warunków klimatycznych, temperatury wody czy niejednokrotnie przeraźliwego odoru gnijących glonów, schodzą do wody po schodkach na końcu mola, przepływają kilka metrów wzdłuż i wszerz, po czym wynurzają się i będąc już z powrotem na molo, osuszają się ręcznikiem. Ubrani ponownie w szlafrok opuszczają miejsce kąpieli, by zgubić się gdzieś w labiryncie uliczek. Jest to rytuał, który ma przywrócić lub zachować zdrowie. I chyba nie tylko wiara w lecznicze znaczenie siarkowodoru i jodu, pochodzących z glonów, stanowi popularność tego typu terapii; wydaje mi się, że zwyczaj zanurzania się w wodach Torekova ma jakiś związek z legendą o świętej Thorze.

Początkowo intrygowała mnie nazwa „Torekov” i kojarzyła się z całym szeregiem imion rosyjskich, jak np. Nowosilcow, Rachmaninow, Szaposznikow, Mołotow, Gorbaczow… Może tu mieszkał jakiś Torekov? Nie da się wyjaśnić tej nazwy, powołując się na jakieś wpływy rosyjskie. Ale zakusy, ze strony Rosjan, miały miejsce w średniowieczu, i są udokumentowane w opisie nieudanej inwazji rosyjskich okrętów na brzegi półwyspu – w tym również obecnego Torekova. Mieszkańcom, udało się dzielnie odeprzeć ataki obcych okrętów. Może najlepszym wyjaśnieniem jest  podobieństwo do nazwy wioski Hov, położonej blisko Torekova, na styku dróg 115 /105. Hov-Dwór więc dwór Thory może brzmieć „Thorehov”? Z biegiem czasu „hov” mogło ulec zmianie na „kov” i uproszczono nazwę na Torekov.

Łatwo się to wiąże z legendą o św. Thorze. Thora była córką norweskiego króla, którą zła macocha wysłała, na niechybną śmierć w morzu wraz z dwójką braci Arild’em i Gille’m. Ciało Thory wyrzucone zostało przez fale na duży kamień położony na brzegu wioski rybackiej, która teraz nazywa się Torekov. Synek niewidomego rybaka, Frenne, odnalazł na plaży ciało Thory i przyprowadził ojca na to miejsce. Rybak ulitował się nad zwłokami dziewczynki i przyrzekł uroczyście pochować zmarłą po chrześcijańsku. W tym momencie odzyskał wzrok, a w miejscu cudu wytrysło uzdrawiające źródełko. Do dziś widnieje na plaży ogromny kamień, niby świadectwo zdarzenia sprzed setek lat. Wieści o cudownym uzdrowieniu rybaka i o następnych cudach Thory szybko rozeszły się po krajach Skandynawii. Thora przyniosła nie tylko sławę wiosce, ale również rozwój, korzyści i przywileje  królewskie. Stała się patronką Torekova i uzdrowicielką wielu chorych. Wystarczyło napić się trochę wody ze źródełka lub tylko dotknąć świętego kamienia.

Może w świadomości niektórych ludzi coś jeszcze z tego kultu przetrwało.  A może święte źródełko nadal zasila swą uzdrowicielską mocą przybrzeżne wody Torekova? Może… i na całe szczęście. Czym byłby inaczej ten kamienisty i nieprzystępny brzeg morski Torekova? A tak … owiany legendą, nabiera mistycznej aury.

Położone przy nabrzeżu stare domki rybackie nadają całemu otoczeniu bajkowy charakter. Niby domki z fajansu. Jest w Torekovie mała fabryczka fajansu – Rosa Ljung.  Domków nie produkuje, ale różnego rodzaju figurki, świeczniki, naczynia, wazony do kwiatów i drobne pamiątki. Największą popularność zyskały koty. W oknach domków Torekova figurują najczęściej te koty. Ustawione po dwa, odwrócone do siebie głowami lub odwrotnymi częściami ciała.

Po wiosce krąży anegdota związana z tymi kotami, a właściwie z mieszkankami domków rybackich. Gdy mąż- rybak wypływał w morze na połowy, koty widniejące w oknach odwrócone były do siebie tyłami. Gdy wracał, te same koty, zmieniały pozycję i spoglądały na siebie. Widocznie żony rybaków źle znosiły samotność i wpadły na sposób, jak wzywać pomocy.

Ale to dawne czasy i anegdota może nie jest oparta na faktach. Teraz, Rosa Ljung, spełnia ważną rolę w przyciąganiu turystów i jej wyroby, razem z fajansowymi kotami, idą jak świeże bułeczki. Turyści docierają tu od strony Bastad, drogą 115 albo drogą 105 – od strony południowej. Obie te drogi kończą swój bieg w Torekovie i obie łączą Torekov z autostradą E6. Cały półwysep Bjäre można obejść pieszo szlakiem turystycznym od Bastad, na północy półwyspu do Ängelholmu, na południu. Taka wyprawa wymagałaby kilku dni wędrówki i pokonania ponad pięćdziesięciu kilometrów, naturalnych ścieżek, wijących się wzdłuż wybrzeża.

Teresa Järnström

Tekst publikowany był w NGP w 2015 roku.
Foto. Wikimedia

Lämna ett svar