26 października prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda stwierdził w długo oczekiwanym przez Polaków przemówieniu, że ze względu na „nową sytuację” powyborczą musi się zastanowić nad wyznaczeniem osoby, która otrzyma misję tworzenia rządu…
Mówiąc o nowej sytuacji miał oczywiście na myśli przytłaczającą porażkę PiS-u, któremu Polacy przyznali w ostatnich wyborach 194 mandaty sejmowe, dając jego przeciwnikom 248 mandatów! Z zamyślonym obliczem prezydent Duda kontynuował: „Mamy dziś dwóch poważnych kandydatów na stanowisko premiera”. Wymienił Mateusza Morawieckiego i Donalda Tuska. „Mamy dwie grupy polityczne – ciągnął prezydent – które twierdzą, że mają większość parlamentarną”. „Jak Państwo rozumiecie, muszę to rozważyć, jest to w tej chwili jedno z najpoważniejszych zagadnień, nad którymi się w tym momencie pochylam.”
Wydaje się, że zagadnienie, nad którym z olbrzymią troską pochyla się nasza głowa państwa, można dla uproszczenia zapisać w taki oto sposób: 248 – 194 = 54. Ale może zwykłe rachunki, czyli dodawanie i odejmowanie nie przystoją głowie państwa? Czy liczenie mandatów to czynność uwłaczająca urzędowi prezydenta? Trudno powiedzieć, ale na to wygląda.
Z dalszej przemowy wynikało, że ignorując matematykę prezydent całkowicie zawierzył się konstytucji (która do tej pory nie była zbytnio przez niego poważana): „Na szczęście jest tak, że konstytucja tutaj daje czas”. Nagle jakby sobie coś przypomniał: ”Aha” i dodał, że pytał grupę mającą większość parlamentarną m.in. o to czy mają już skład rządu i podpisaną umowę koalicyjną? Co ma prezydent do składu przyszłego rządu, który ma tworzyć przyszły premier głowa państwa, nie wytłumaczyła.
Oczywiście zgodnie z założonym wcześniej przez siebie i doradców scenariuszem prezydent usłyszał w odpowiedzi, że stanowiska przyszłych ministrów jeszcze nie zostały obsadzone. Wobec tego powrócił do swoich głębokich rozważań i pochyleń na nową sytuacją. Ponieważ, jak stwierdził, kadencja starego sejmu nadal trwa „nie widzę dzisiaj powodu do tego, aby w jakikolwiek sposób tę konstytucyjną – podkreślam – czteroletnią kadencję parlamentu skracać. To także jest kadencja konstytucyjna i jej skrócenie mogłoby nastąpić w wyjątkowych okolicznościach. […] W istocie ta kadencja – w moim przekonaniu – spokojnie może być dokończona. I tak też powinno się stać, biorąc pod uwagę normy konstytucyjne”.
Po tym podejrzanie przydługawym i tautologicznym wywodzie prezydent wyznaczył poniedziałek 13 listopada 2023 roku jako datę zebrania się i rozpoczęcia kadencji nowego sejmu. Resztę jego mowy wypełniły praworządne przyrzeczenia i sprawiedliwe zaklęcia. Normy konstytucyjne będą zachowane, dokumenty też, akty urzędowe zostaną na czas wydane, zapewniam. Konstytucja, konstytucja, konstytucja…
Obserwator