Marcin Antoniszczak, a raczej Martin Antonius (bo tak podpisuje swoje prace) wielokrotnie wystawiał swoje malarstwo w Galerii Lyktan w Skogås, podmiejskiej części Sztokholmu. Zapamiętałam go z tego okresu jako siedzącego na inwalidzkim wózku drobnego chłopaka sprawiającego wrażenie dziecka. Jego malarstwo, też zdawało się równie „dziecinne” – to znaczy wolne od kanonów i trudne do sklasyfikowania. Odwzorowało jego rzeczywistość, znajdującą się na pograniczu baśni.
Mały Martin zachorował w wieku sześciu lat na rzadką chorobę neurologiczną, która spowodowała, że musi poruszać się na wózku. Miejscem, gdzie najczęściej spędzał czas była pracownia rodziców. Od najwcześniejszych lat – jak mówiła jego matka – nie rozstawał się z flamastrem i rysował, rysował, rysował. Zamiast bajek pokazywano mu często albumy ze zdjęciami prac znanych twórców. Oglądał je z zainteresowaniem, aż dziwnym u tak małego dziecka. W czasie wielu podróży zagranicznych zawsze w programie było zwiedzanie Muzeum Narodowego danego kraju. Jako chłopiec zapoznał się z dorobkiem artystycznym czołowych artystów malarzy. Pierwszą fascynacją Martina były prace Hieronima Boscha, nieraz nazywanego prekursorem surrealistyki. Obrazy Boscha – jak podaje encyklopedia – „przepełnione są dziwacznymi wyobrażeniami, monstrami (…) przedstawia w nich najprzedziwniejsze ludzko-zwierzęce i ludzko-roślinne hybrydy”.
Inspirację twórczą dziełami Boscha widać na najwcześniejszych obrazach Martina. Artysta przepuszcza świat przez pryzmat swojej wrażliwości i niesamowitej fantazji. Maluje bez wcześniejszego szkicowania. Używa, akrylowe farby, dające żywe, nasycone kolory. Można powiedzieć, że jest samoukiem, ale w tym najlepszym znaczeniu tego słowa. Nie ukończył szkoły plastycznej. Z techniką malarską zapoznał się w pracowni rodziców, ale nie naśladuje ich. Stworzył swój własny, niepowtarzalny styl. Maluje nierealne zwierzęta-nie zwierzęta. W jego twórczości częstym motywem jest kot, i to nie byle jaki. Taki, który w każdej chwili może się przeobrazić na przykład w węża wyrastającego z jego ogona. Na małym obrazie (który kupiłam po wystawie) jego kot ma szeroko otwartą paszczę, gdzie zamiast zębów są domy, w których zapewne mieszkają ludzie. Paszcza dominuje tak bardzo, że nie zauważa się w pierwszej chwili małego kotka na śliniaczku potwora, bo wbrew pozorom ten groźny stwór, to kot domowy!
Obraz zatytułowany Meduza przedstawia, stworzenie wieloramienne opatrzone mackami, na których są oczy i ptasie głowy. Jest na nim morze, płyną ryby, na horyzoncie statek z wyciągniętą ręką – jakby pragnącą złapać tę przedziwną meduzę.
Oprócz fantastycznego potraktowania postaci malarstwo Martina zachwyca kolorystyką obrazów. Mnie kojarzyły się z ludowym malarstwem meksykańskim, ale jak sam artysta mówi, to trop fałszywy. Główną inspiracją dorastającego już Martina stał się Joan Miró, którego obrazy poznał na Mallorce w Muzeum Miró. Jak sam mówi, spotkanie z dziełami Miró było olśnieniem. Nie ukrywa, że właśnie w jego twórczości zobaczył siebie. To był klucz, który otworzył bramy jego fantazji i był przyczyną zajęcia się malarstwem na serio.
Choć Miró skrystalizował swój styl w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, to nadal przemawia swym nierealnym światem, na który składają się – jak podaje Wikipedia – „żywe kolory połączone z uproszczonymi formami, kojarzącymi się z rysunkami pięcioletniego dziecka”. Tak, Miró zainspirował go, ale obrazy Martina nie są jednak repliką Miró. Ten wybitnie utalentowany młody artysta (dziś już – jak ze zdziwieniem stwierdziłam – ponad trzydziestoletni, choć nadal wyglądający bardzo młodo) reprezentuje swój własny, unikalny, odrębny styl. Nie ma w jego obrazach obsceny ani ponurego gwałtu jakie można znaleźć u Miró na przykład w części znanego tryptyku zatytułowanego Ogród rozkoszy ziemskich. Artysta poszedł swoją własną drogą. Zaskakuje oryginalnością i zmusza do myślenia, choć, jak sam artysta mówi, próżno jest szukać w jego obrazach klucza do ich zrozumienia. Pomysły jego prac są oryginalne, w żaden sposób nie kopiują również malarstwa ojca czy matki. Jego obrazy trzeba kontemplować i oglądać wiele razy. Za każdym razem znajduje się w nich coś nowego. Wydawać by się mogło, że dla jego fantazji nie ma żadnych granic Oglądając prezentowane prace zauważa się, że Martin malując cieszy się i bawi i dlatego jego obrazy choć zadziwiające są bardzo radosne. Powieszone w salonie stają się ciekawym elementem przyciągającym oczy.
Martin jest synem zmarłego niedawno wybitnego artysty plastyka Ryszarda (znanego również jako Richard A. Antonius), polsko – szwedzkiego pisarza, scenarzysty, reżysera filmów animowanych, autora książek i filmów o Miki Molu – molu książkowym. Autora powieści Czas Beboka i Omnium, a także eurosagi przygodowej Ósma Wyspa – Tajemnice Qanarii. Członka i autora tekstów kultowego zespołu Zdrój Jana. Jednym słowem jego ojciec był twórcą wszechstronnym, renesansowym. Mamą Martina, jest Grażyna zwana Elą – artystka plastyczka próbująca wielu dziedzin od malarstwa, wyrobu artystycznej biżuterii, do ceramiki artystycznej. Starszy brat Martina też jest artystą. Marcin wychował się więc w rodzinie, gdzie nawet dalsi krewni są artystami plastykami jak na przykład stryj Julian brat Ryszarda, używający pseudonimu Julian A. Antonisz – twórca krakowskiej Szkoły Miniatur Filmowych, czy kuzynki artystki plastyczki Sabina i Malwina. Nie dziwota, że w takiej rodzinie rodzą się.
19 sierpnia 2023 w nowo otwartych (po remoncie) salach galerii Lyktan Martin pokazał inny, nowy dla niego gatunek swojego rozwoju artystycznego. Tym razem zaprezentował zestaw artystycznej ceramiki. Wykonał ją w tym roku w Polsce na warsztatach artystycznych, w Ċmielowie, słynnej fabryce porcelany. Artysta w sposób cudowny przeniósł swoje wizje na przedmioty codziennego użytku: porcelanę obiadową, śniadaniową, piękne misy i miseczki. Była to właściwie wystawa dwojga artystów, bo Martin tworzył dekor, na przedmiotach, które stworzyła jego mama Grażyna Ela Antoniszczak. Składały się nań ulubione motywy kota i innych tworów jego przebogatej fantazji. W pierwszym pomieszczeniu zaprezentowane zostały duże fotografie – portrety tworzącego artysty. Był to znakomity pomysł wprowadzający widza w świat twórczości Martina. Sama ekspozycja ceramiki była pięknie prezentowana w oszklonych i podświetlonych gablotach.
Każda miseczka, garnuszek czy solniczka są dziełem sztuki, która oddaje wewnętrzny świat artysty. Po obejrzeniu wystawy pozostaje uczucie niedosytu. Chciałoby się dotknąć, poczuć w ręku fakturę ceramiki, z bliska obejrzeć każdą stronę filiżanki czy miseczki…
Warto wejść na stronę internetową Gallery AAA Antonius na Facebooku i zobaczyć niespotykane bogactwo wyobraźni Marcina. Gorąco polecam szersze zapoznanie się z jego twórczością. Martin już dziś jest twórcą chętnie wystawianym w galeriach Szwecji, Polski i Hiszpanii. Jego prace malarskie znajdują się w prywatnych kolekcjach sztuki w Nowym Jorku, Paryżu, Niemczech, Danii, Polski i Hiszpanii. Jest artystą, który ciągle próbuje pokazać swój niezwykły świat zapoznając się z nowymi technikami. Jestem tego pewna, że niebawem jego ceramika stanie się przedmiotem kolekcjonerskim miłośników twórczości Martina.
Wejście na stronę Gallery AAA Antonius pozwoli też na przypomnienie twórczości zmarłego przed dwoma laty ojca Martina i jego Kodu Światów Cyklicznych przedstawianych w spirali.
Żegnając Ryszarda napisałam na Facebooku: Wysiadłeś Ryszardzie z tej twojej spirali życia. W Marcinie – twoim synu – znajdujesz kontynuację. Dbaj o niego z tego dalekiego świata, który niekoniecznie musi być w NIEBIE.
Anna Winner
Czy sztuka Marcina/Martina jest na tyle niesamodzielna, że w tytule koniecznie trzeba prezentować go jako syna Ryszarda? To niesprawiedliwe. Jak to się mówi o przysługach – niedźwiedzia…?
Sztuka jest samodzielna, to oczywiste, ale Martin , syn Ryszarda jest dopiero na początku swojej drogi, a Ryszarda w Szwecji znają prawie wszyscy,
Wiśniewska czy Winner – oto jest pytanie…
”Pod pseudonimem Anna Winner kryje się lublinianka, Anna Wiśniewska, absolwentka etnografii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Od 13 grudnia 1981 roku mieszkała w Szwecji, a od 2014 roku – również i w Polsce, w Lublinie. Obecnie jej pobyty w Polsce są coraz dłuższe.”
Pozdrawiam
Krytyk
Niesdługo po 6 miesięcznym pobycie w Szwecji lecę do Polski, przyjadę w przyszłym roku.