Napisałem spontanicznie poniższy tekst po obejrzeniu w telewizji równolegle odbywających się wydarzeń: Marszu Miliona Serc (w TVN 24) i konwencji Prawa i Sprawiedliwości (w TVP Info.) Emocje rozgrzane, wybory za dwa tygodnie. Platforma chciała tym marszem powtórzyć sukces marszu 4 czerwca, chociaż tamta manifestacja, z udziałem pół miliona uczestników, nie podniosła opozycji słupków poparcia. Marsz 1 października był kolejnym sukcesem i wkrótce się okaże, czy większym niż tylko przekonanie już przekonanych.
PiS, na swojej konwencji, zdecydowanie postawił na już przekonanych. A jest ich osiem milionów. Zapewnili obozowi PiS dwie kadencje rządów. Zapewnili też, i to dwukrotnie, wybór na prezydenta chłopca na posyłki dla PiS, choć ośmiesza Polskę, gdzie się pojawi. Postawią niechybnie na obóz aktualnie rządzący i 15 października 2023.
Żadne, ujawnione szujostwa, przekręty, kłamstwa, nie zmniejszyły ”kaczystom” słupków poparcia. Przyczyny są głębsze niż tylko rzekomy braku dostępu wyborców PiS do medialnych kanałów innych niż państwowe.
Jedni i drudzy przekonywali: – „My naród! Tu jest Polska!” Tu, czyli nie tam, gdzie nas nie ma. Jedni i drudzy utwardzali swój elektorat.
Entuzjazm ludzi na Marszu Miliona Serc zrozumiały. Pragnienie zmiany wśród nich przemożne. Polacy są mistrzami słomianego zapału zatem może jego płomień nie zgaśnie do wyborów. „Wolność kocham i rozumiem, Wolności oddać nie umiem”. Znany przebój, który zdążył stać się hymnem marszów opozycji, niosło wczoraj w Polskę. Wkrótce się przekonamy jaki będzie jego rezonans przy wyborczych urnach.
Na wspomnianej konwencji PiS najważniejsi mówcy postawili na ”bezpieczeństwo” Polski i Polaków. I na zagranie „niemieckim diabłem” – Tuskiem. O wolności się nie zająknęli, no bo i po co ludziom wolność, skoro mają PiS, czyli wszystko co potrzebne. I dobre, bo polskie.
Premier Morawiecki ujął to dosadniej. Są dwie wizje Polski. Niemiecka wizja Donalda Tuska i polska wizja Jarosława Kaczyńskiego. Jarosław Kaczyński to mąż stanu, a Donald Tusk to polityczny mąż Angeli Merkel. W każdym kolejnym wystąpieniu najważniejszy był hejt na Tuska i uderzenie w „system Tuska”. Ważniejsze niż ich własny program, którego nie przedstawili. Sala katowickiego Spodka szalała z radości. To było coś na co czekała!
Owe dwa wydarzenia niedzielnego wczesnego popołudnia przypomniały nam polityczną mapę Polski, z granicą na Wiśle. Na wschód od ”królowej rzek” Polska „pislamska”, na zachód od słynnej rzeki – „platformerska” ( i naokołoplatformerska). Ta granica wciąż znaczy wiele w polskich wyborach. Oczywiście po obu stronach Wisły głosuje się na wszystkie główne bloki polityczne. W poprzednich wyborach PiS podciągnął się bardzo również w niektórych większych miastach Polski zachodniej. Ich wygrana przychodzi jednak ze Wschodu. Chodzi o dominanty. A te wskazują, że nadal są dwie Polski. Rów na linii Wisły stał się symboliczną granicą w świadomości zbiorowej.
Donald Tusk ogłosił na niedzielnym marszu, że nazajutrz po wygranych wyborach zgasi wojnę polsko–polską. To niemożliwe, tego rowu już się nie zasypie. Niezależnie od wyniku wyborów utrzyma się podział na dwie Polski. I to na wiele lat. To jest kwestia kulturowa i mentalna.
Sam wynik najbliższych wyborów wciąż jest jednak niewiadomą. Będzie, być może, jak w walce bokserskiej, gdzie, mimo soczystych ciosów z obu stron, trudno będzie wskazać zwycięzcę. Zatem werdyktem będzie remis ze wskazaniem. A przy obecnie obowiązującej metodzie liczenia mandatów, wskazanie będzie na obóz PiS. Prosta suma głosów pokaże może, że „nie-pisu” jest więcej niż „pisu” (dlatego obóz rządzący nie zdobył dla siebie Senatu), nie wystarczy to jednak do zwycięstwa obozu opozycji.
Po wyborach sytuacja polityczna może nawet przez dwa lata pozostać niejasną, chyba dopiero po wyborach prezydenckich ustabilizuje się obraz rządów w Polsce. I może lepiej, żeby nie była jasna od razu, skoro, jak mówią niektórzy „platformersi”, władzę miałyby dzierżyć nadal „moce ciemności”.
Jeśli trzeci raz pod rząd wygrają, to pozamiatane. I to na dziesięciolecia. Jeśli wygra dominanta Polski Wschodniej, będzie groźnie. Polska pójdzie drogą Węgier, Słowacji, kto wie, czyją jeszcze.
Pisowską pogardę dla wspólnoty europejskiej wyraża szczucie Niemcem, który „nie będzie pluł nam w twarz”. Nie chodzi tylko o Tuska, który jest „Niemcem wewnętrznym” lecz o całą Unię Europejską, rządzoną z Brukseli i Strasburga. Rządzoną zatem przez „Niemca zewnętrznego”. Co z tego, że ta manipulacja sprzężona jest z rządową propagandą mówiącą o amerykańskim parasolu ochronnym nad Polską. To tylko groźna złuda.
Polska, przy swoim geopolitycznym położeniu, nie zacieśniając więzów ze wspólnotą europejską, chcąc nie chcąc, umacnia swoją podatność na wpływy rosyjskie, i to w domenach coraz śmielej zawiązującej się wspólnoty poradzieckiej. Szkoda, że nikt tego nie powie dosadnie wyborcom obozu PiS.
Czy aby na pewno chcą polexitu?
Remis ze wskazaniem. Na kogo NIE wypadnie, na tego bęc!
Zygmunt Barczyk