Wolnomyślność, szczególnie swobodna wymiana myśli, jest dla „wierzących w coś fanatyków”, czymś wprost przerażającym. Trudno się zatem dziwić, że samodzielnemu myśleniu próbują się przeciwstawiać religijne wspólnoty, jak historia świata długa a kontynenty wielkie.
Wiara nie potrzebuje dowodów i dodaje pewności siebie, nawet wtedy, gdy w otaczającej rzeczywistości króluje chaos. Wiara to niechęć poznania, bowiem myślenie i badanie nieuchronnie prowadzą do innych rezultatów i wniosków, niż oferuje wiara. Na szczęście ludzkiej populacji (z wierzącymi włącznie) nie można odebrać zdolności myślenia, podobnie jak niemożliwym jest unicestwienie rezultatów prac badawczych. Nawet jeśli „znającym-absolutną-prawdę” się udaje, to na krótko, ponieważ źródła poznania przebijają się, krzepną i zamieniają w wartkie potoki.
Znam ludzi, którzy wierzą w istnienie na ziemskim niebie UFO. Po części i z pewną rezerwą należę do nich. Wierzę, że w przyszłości dojdzie do bezpośredniego kontaktu z inteligentnymi istotami spoza Ziemi. W odległej przyszłości, ponieważ na razie jesteśmy dla nich agresywnymi dzikusami, zwariowanym plemieniem z tendencjami do samounicestwienia.
Gdzie w końcu jesteśmy? Gdzie jest Bóg? Stwórca i dobrotliwy ojciec, który bez najmniejszej reakcji pozwala nam realizować najróżniejsze światopoglądy w jeden tylko sposób, mianowicie poprzez wyrzynanie się nawzajem? Może Bóg tylko wymyślił sobie coś w rodzaju łamigłówki? Stworzył i tylko przygląda się, jak sobie istnienie radzi?
W skomplikowanym świecie astrofizyków opracowuje się coraz to nowe teorie, a ponieważ trzy wymiary przestrzeni plus czas, stały się im „z czasem” hamulcem, naukowcy stworzyli sobie matematycznie nowe wymiary. Czytałem dawno temu, ale zapamiętałem bo zdumiewające – doszli do dwudziestu pięciu wymiarów! Tak było kiedyś, obecnie podobno zadawalają się dziesięcioma wymiarami. Dla przeciętnego człowieka bez różnicy, ponieważ istnieją one tylko w głowach badaczy i komputerach.
Teorii ci u nas – szczególnie w świecie astrofizyków – mnóstwo. Na przykład: Wszechświat poprzecinany jest „nićmi energii”, albo: Wszechświat składa się z „wibrujących membran” (gdzie „M” oznacza membranę, ale również mistykę). Wyliczyli także matematycznie ile mamy „czarnych dziur”, ale się pokłócili o metodę liczenia. Jeszcze inni poszli na całość i poczęli dociekać nie tego, jak powstał wszechświat, ale czy w ogóle powstał. Możliwe, że kosmos istniał zawsze! Na to posypały się protesty: To niepojęte i nieodpowiedzialne, „zawsze” w astrofizyce nie istnieje! Niepojęte nie oznacza – bronili się pomysłodawcy – że niemożliwe. A przy okazji: Skąd się wzięło, co zawsze istniało?
Jak się to skończy? Niektórzy astrofizycy twierdzą, że prócz Wielkiego Wybuchu (Big Bang), jest miejsce również na Big Crunch, Wielki Upadek. Ta koncepcja znana jest od dawien dawna plemionom amerykańskich Indian, zaś buddyjscy mnisi wierzą, że Budda odradza się co pięć tysięcy lat.
Wierzymy w istnienie gigantycznego wszechświata z jego niepoliczalnymi gwiazdami, planetami, galaktykami, czarnymi dziurami, choć nie wiemy w czym, nie wiemy jak, i nie wiemy „gdzie” się narodził, oraz czy potrafi się odnawiać. Ale jedno wiemy z całą pewnością: Razem z niewielką planetą, która jest dla nas Ogromnym Wszystkim, liczymy się w kosmosie tyle, co mikrob w oceanie. W takiej sytuacji przekonanie, że pomimo wszystko jesteśmy „dobrą ludzką zmianą”, nabiera znaczenia wyłącznie w połączeniu z „wiarą”.
Katastrofista straszy obrazami upadku i zagłady, mnie napawa otuchą, że człowiek nie zatracił i ciągle ma zdolność przeżywania uczuć metafizycznych.
Andrzej Szmilichowski