Kiedyś, nie wchodząc w szczegóły, zaplikowano mi ten lek. Spałam ciężkim snem i obudziłam się bardziej zmęczona niż przed zaśnięciem. Obiecałam sobie wtedy, że tej terapii nigdy nie powtórzę. Kiedy zaczęła się moja insomnia stwierdziłam, że jedynym lekiem może być melatonina, naturalny hormon ułatwiający zasypianie, wytwarzany gdy zapada mrok. Stosuje się go przede wszystkim u niewidomych dla regulacji rytmu dobowego, a także aby łatwiej dostosować sen po zmianie strefy czasowej, na skutek tak zwanego jetlagu.
Melatonina jest na receptę. Zażyłam przepisaną dawkę. Być może ułatwiła mi zaśnięcie. Ale całą noc nękały mnie nocne mary. Śniło mi się, że jestem na lotnisku i nie mogę znaleźć ani miejsca parkingowego, ani bramki odlotu czy bezcłowego sklepu. Ryzykuję, że spóźnię się na samolot. Myślałam, że to przypadek. Ale następnej nocy znów nękały mnie sny. Tylko ich tematyka była inna. Przyjaciółka zwierzyła mi się, że miała podobne doświadczenia po melatoninie. Podobno senne mary to jedno z jej działań ubocznych. Lek poszedł w nieodwołalną odstawkę.
W sennikach można doszukać się znaczenia pewnych snów. Moja mama twierdziła, że sen o niemowlętach jest zapowiedzią nieszczęścia.
Od tego czasu marzy mi się pigułka na piękne sny. Jest wiele tematów do przyjemnych sennych marzeń, na przykład spotkania ze zwierzętami. Przed laty będąc w Gambii, odwiedziliśmy rezerwat szympansów. Ogarnęło mnie wtedy silne uczucie więzi biologicznej kiedy szympans wziął mnie za rękę, a potem skoczył mi w objęcia i z zainteresowaniem zaczął badać moje przeciwsłoneczne okulary. Nie zapomnę nigdy spotkania z koalą. Te urocze „misie” są chyba najsympatyczniejszymi zwierzakami pod słońcem. Kangury w australijskich parkach narodowych, przywykłe do turystów, lizały mi ręce. Z pingwinami zapoznaliśmy się w Australii na wyspie Philip Island. O zmierzchu, jak na komendę, stada pingwinów wynurzały się z morza i zaczynały wędrówkę do swych gniazd na wzniesieniu nie zwracając uwagi na publiczność. A na wyspie, w cieśninie Magellana, spacerowaliśmy wśród pingwinów. Ustępowaliśmy im drogi, a czasem one dawały nam pierwszeństwo. Kąpaliśmy się z pingwinami w pobliżu Kapsztadu, ale krótka była ta kąpiel w lodowatej wodzie.
Z lemurami, wdzięcznymi ogoniastymi małpiatkami, zawarliśmy znajomość na wysepce w pobliżu Madagaskaru. Żyły na swobodzie ale, przyzwyczajone do odwiedzin, same szukały kontaktu z nadzieją na poczęstunek. Przezorni turyści mieli ze sobą banany. Łakome zwierzątka lądowały nam na ramieniu i otaczały szyję puszystym ogonem.
Ze spotkań towarzyskich, mimo iż było ich wiele, wspomnę tylko jedno, u przyjaciółki z dziecinnych lat. Czekała nas zawsze uczta, cielesna i duchowa. Kaczka u niej to były delicje, a mąż szczodrze dolewał do kieliszków. Była to jednak tylko oprawa. Prawdziwą treść tworzyła przyjaźń trwająca niemal przez całe życie, jako że poznałyśmy się mając po trzy lata. Pandemia uniemożliwiła nam spotkania. Pragnęłabym, aby takie spotkanie mi się przyśniło.
Dużo podróżowaliśmy: rejsy, podróże objazdowe i pobytowe. Rejsy dały dużo przeżyć, ale trudno wymienić konkretne sceny, które chciałabym przeżyć we śnie. Natomiast wycieczki pobytowe to dobry hotel z all inclusive, przy piaszczystej plaży z morzem bez fal. Kąpię się w podgrzewanym basenie, pozwalam silnym strumieniom wody z otworów pod powierzchnią dobroczynnie masować kręgosłup, a potem, jeśli mam ochotę, wypić w barze kieliszek musującego wina. Pewna pani zwierzyła mi się, że siedząc w gorącym jacuzzi z kieliszkiem schłodzonego dry martini, ma uczucie, że jest w raju. Niech mi się przyśni taki raj.
Hotelowe all inclusive ma tę zaletę, że nie muszę szykować posiłków. Kucharzenie nie było nigdy moim ulubionym zajęciem. Małżonek ma all inclusive w domu przez cały rok. Należą mi się przynajmniej dwa tygodnie takiego komfortu. Lubię zejść do hotelowej restauracji, zamówić jajecznicę ze świeżych jajek, bo ta na bufecie, przeważnie robiona z proszku, jest niejadalna, w południe i wieczorem delektować się grillowaną rybą czy mięsiwem, albo frytowanymi ośmiornicami, jeśli hotel jest w Grecji, a na deser pałaszować papaję skropioną sokiem z limonki. Chcę znaleźć się w takim hotelu we śnie.
Niestety, nie wynaleziono jeszcze pigułki na piękne sny, ale wierzę, że wspominając miłe chwile utrwalą się w pamięci i będą się śnić. Czego sobie i Czytelnikom życzę.
Teresa Urban