Najnowsza książka Andrzeja Szmilichowskiego Fragment większej całości ma oryginalną formę. Jest utkana ze wspomnień, okruchów autobiografii, snów, wierszy, przeżyć wizyjnych, doświadczeń w pracy jasnowidza. To niejasne i grząskie podłoże dostarcza autorowi tematów do rozmowy z samym sobą i pretekstów do oceny swych dawnych i obecnych poglądów.
Autor w teraźniejszy zapis wmieszał stare notatki i dawne zapisy liryczne, pokazując tym samym aktualność przeszłości, która nie daje się ani wchłonąć, ani przezwyciężyć. Przeszłości, która nie trwa jak puzderko pamiątek, ale podstępnie napada, kaleczy, zatapia w sobie właściwym chimerycznym rytmie. Autor, osaczony przez autobiografię, którą sam poniekąd stwarza na nowo, selekcjonując fakty, nazywając je i oceniając, pyta: jak żyć? Zamiast odpowiedzi znajduje krzyżujące się wątpliwości. Właściwie cała twórczość Andrzeja Szmilichowskiego przebiega pod szyldem tego pytania. Zadaje je ”osobiście”, ze szczerością i napięciem. Odsłanianie wahań, które towarzyszą poszukiwaniom zrozumienia życia i świata, pozwala czytelnikowi wziąć w nich udział. Czytamy o Bogu, polityce, Naturze, erotyce, śmierci, podróży jako transformacji. To różne profile świata. Łączy je pewna doza tajemniczości (może oprócz polityki!) i silny wpływ na los człowieka. Autor prowadzi przez te poznawcze głębie i choć jego latarka często gaśnie, w końcu pojawia się jakaś odpowiedź: jakaś ”miłość”, jakieś ”mam czworo zdrowych dzieci”, jakaś deska ratunku, jakaś brzytwa dla tonącego.
Andrzej Szmilichowski zaczynał od wierszy, potem przyszły opowiadania, eseje i teksty różnego charakteru i formy, częściowo zebrane w książkach (ogółem prawie 30 tomów). Fundamentalne znaczenie dla tej twórczości mają felietony publikowane od lat 90. ubiegłego wieku w miesięczniku ”Nieznany Świat”. Kontekst tego znakomitego pisma, poświęconego sprawom ducha i alternatywnemu widzeniu różnych zjawisk, przydaje tekstom Szmilichowskiego specyficznego kolorytu. Zadawane przez niego pytania o naturę życia, funkcjonowanie świadomości, degradację norm etycznych i wartości społecznych stają tu w jednym rzędzie z eksploracją innych wymiarów rzeczywistości. Wieloletnia obecność tych felietonów w piśmie sugeruje, że nie ma łatwej ucieczki z ziemskiego ”matrixa” do ekscytujących zaświatów pełnych anielskich pieni. Bez rozpoznania niebezpieczeństw na ziemi, a zwłaszcza w sobie, nie określi się jasno granic ziemskiego zniewolenia ducha i nie odnajdzie klucza do zatrzaśniętej furtki prowadzącej do innych rzeczywistości, wymagających od wędrowca nie mniej determinacji i siły.
Ten, kto zetknął się z pisarstwem Szmilichowskiego będzie do niego powracać, bo jest to prowokujące i odświeżające myślenie. Nie zawsze tok myśli autora jest oczywisty. Nie zawsze puenta jest zamknięciem. Bywa – co naturalne – że czytelnik nie zgadza się z autorem, ale wie, że nie ma przed sobą literackiego gracza, tylko drugiego człowieka, który z uporem stara się rozgarniać ciemności, bo potrzebuje tego przede wszystkim dla samego siebie. We wcześniejszej fazie twórczości, wtedy gdy powstała większość opowiadań, autor często wskazywał na ukryty wymiar świata. Niejasność tego, co nam się wydarza, to wynik nie tylko plątania się naszych doznań i przeżyć w niezrozumiały szyfr. Ukryte treści, które jak kontur cienia towarzyszą dziełom i myślom człowieka wskazują na istnienie pozafizycznych wymiarów, gotowych wtargnąć do naszych snów i naszej jawy. Późniejsza twórczość, a zwłaszcza kolumna w ”Nieznanym Świecie” poprowadziły autora ku refleksjom na temat kondycji człowieka i, szerzej, społeczeństwa. To drugie ocenia jednoznacznie źle, z rozczarowaniem i niesmakiem. ”Świat to pęta – pisze w najnowszej książce – i podejrzewam, że musi minąć jeszcze spory kawałek wieczności, zanim ludzie nauczą się samodzielnie oddychać. Zanim zrozumieją, że kajdanki na rękach są ich własne, że to ich własne gwoździe przebiły dłonie […]”. Natomiast w stosunku do samego człowieka autor zawsze jest wyrozumiały i daje mu szansę jako współtwórcy etycznych wartości oraz jako dobremu znajomemu i rozmówcy Pana Boga.
Bóg w świecie refleksji Andrzeja Szmilichowskiego jest absolutną stałą. Jest nie do podważenia w tym pisarstwie, którego duchem jest podważanie i krytykowanie utartych poglądów. Bóg nie jest ”poglądem” – jest tajemnicą. Jego siła i znaczenie dla człowieka polega nie tylko na jego atrybutach, ale przede wszystkim na tym, że większości z nich nie można zrozumieć ani sobie wyobrazić. W odróżnieniu od wielu innych, Szmilichowski nie ma pretensji do Boga, że pozwala na degrengoladę świata, zmierzającego ku katastrofie. Bóg jest powściągliwą ”osobą towarzyszącą”, której zagadkowość stanowi dowód, że horyzont rzeczywistości sięga dalej niż cel każdego ludzkiego przedsięwzięcia. ”Gdzie znajduje się wszystko, czego nie wiemy?” – pyta autor, przekonany, że musi istnieć ”Wielka Rzeczywistość ukryta za Małą Rzeczywistością – Inteligencja, której nie rozumiemy i nie zrozumiemy”.
Wielką zaletą tego pisarstwa jest język, stający się nieraz prozą poetycką. Te momenty, kiedy uroda splotu słów wysuwa się przed ich znaczenie a frazy zataczają kręgi coraz dalej od pierwotnego sensu, Szmilichowski rezerwuje dla spraw najważniejszych. Pytaniom bez odpowiedzi, które go widać osobiście niepokoją, przydaje w ten sposób niejasności i tej wagi, jaką dla każdego człowieka mają kwestie egzystencjalne, których mu ani umysł, ani milczący Bóg nie wyjaśniają. Autor jest otwarty zarówno na tajemnicę rzeczywistości, jak na znaki zapytania ziemskiego życia i jego społecznych żywiołów. Niczego nie przesądza, nie poucza. Nie prowadzi błądzącego czytelnika do konkluzji, tylko sam z nim błądzi, znajdując wyjście lub nie. Po drodze bez wahań odsłania swoje wątpliwości, rozwiązuje rebusy bytu, wpada w pułapki, żartem pokrywa wzruszenie.
Tytuł najnowszej książki – a i zakończenie – wskazują na przekonanie, że życie jest czymś większym niż to, co wylicza pamięć a interpretuje umysł. Wskazują również, że jest coś więcej niż ziemska egzystencja. To ”więcej” jest być może naszym właściwym domem. Utwory Andrzeja Szmilichowskiego czynią tę hipotezę pociągającą i całkiem prawdopodobną.
Małgorzata Szafrańska