Sytuacja jest nadzwyczajna. Nigdy wcześniej, w ciągu ostatnich 30 lat, nikt nie namawiał do bojkotowania udziału w głosowaniu, uznając, że jest jest ono wyrazem naszego obywatelskiego obowiązku, a przede wszystkim współodpowiedzialności za losy państwa. Teraz jednak jest inaczej.
Ewa Siedlecka pisze w ”Polityce”: Od ośmiu lat władza PiS nie godziła się na wysłuchania obywatelskie w Sejmie, nie posyłała swoich ustaw do konsultacji społecznych, odrzucała opinie organizacji eksperckich, nie pytała o zdanie zainteresowanych i w ogóle w relacjach ze społeczeństwem używała albo przekupstwa, albo siły, a nie dialogu. Aż tu nagle referendum. To kolejna instytucja demokratyczna, którą władza wydrąża z treści. I nawet zaczyna przyznawać, że demokracja jako forma ustroju coraz mniej jej się podoba. /…/ Uchwalone właśnie pytania ośmieszają ideę referendum jako instytucję demokracji bezpośredniej”. Niezależni publicyści obśmiali już pytania referendalne wymyślone przez PiS, oceniając, że brzmią one jak pytanie ”czy chcesz być biedny, czy bogaty?”. Nie ma wątpliwości, że referendum to propagandowa hucpa Kaczyńskiego, dzięki której władza może wykorzystać w sposób nieograniczony ustawami finanse na własną kampanię w połączonych z referendum wyborach parlamentarnych.
Co zatem zrobić by wziąć udział w wyborach, a zbojkotować referendum?
Po pierwsze:
nie mamy obowiązku pobrać wszystkich trzech kart do głosowania: w wyborach do Sejmu, do Senatu i referendalnej. Wystarczy odmówić wzięcia karty referendalnej, komisja wyborcza powinna to odnotować.
Pytanie, czy będzie gdzie? We wzorze spisu wyborców przygotowanym przez Państwową Komisję Wyborczą przewidziano tylko jedną rubrykę na podpis pobierającego trzy karty. Jest jednak też rubryka „uwagi”, i to w niej członek komisji wyborczej powinien zrobić dopisek, jeśli którejś z kart wyborca nie weźmie. Trzeba jednak dopilnować, żeby odnotował. Jak radzi była szefowa Krajowego Biura Wyborczego Beata Tokaj, najlepiej wstrzymać się z pokwitowaniem wzięcia kart wyborczych do czasu, aż członek komisji napisze adnotację. Jeśli nie będzie chciał tego zrobić, możemy sami, kwitując odbiór kart wyborczych,
dopisać obok podpisu: „bez referendum”.
Ewentualną odmowę takiego wpisu członka komisji można zgłosić przewodniczącemu komisji lub jego zastępcy, prosząc o interwencję. Można też zgłosić problem mężowi zaufania obecnemu w lokalu wyborczym. On nie może interweniować, ale odnotuje incydent i dopilnuje, żeby w sprawozdaniu komisji nie policzono tego głosu do frekwencji w referendum.
Dlaczego odmowa udziału w tym referendum jest tak ważna?
Chodzi o to, żeby nie ”nabijać” frekwencji (do ważności referendum trzeba uczestnictwa ponad 50 proc. uprawnionych), a nie można wrzucać pustej, przedartej czy opatrzonej komentarzem karty referendalnej do urny. Taki głos będzie nieważny, ale zostanie policzony do liczby uczestników referendum. Jedyny skuteczny sposób bojkotu referendum to odmowa pobrania karty z pytaniami i dopilnowanie, by odpowiedni dopisek o tym był przy naszym nazwisku. Warto przypomnieć, że wzięcie karty referendalnej, nie wrzucenie jej do urny wyborczej i zabranie jej ze sobą do domu, to złamanie prawa, podobnie jak zniszczenie karty.
Pozostaje jedynie odmowa wzięcia karty.
STREFA.SE