Kiedy w maju 1927 roku Pola z hrabiny przeistoczyła się w księżnę, pisano o tym wydarzeniu bardzo dokładnie. 14 bm. w małej wiosce francuskiej Seraincourt w merostwie odbył się ślub cywilny Apolonii z domu Chałupiec, primo voto hr. Dąmbskiej, występującej pod pseudonimem Pola Negri, z księciem gruzińskim Sergjuszem Mdivanim.
Panna młoda zajechała pod dom merostwa w pięknej limuzynie, obok niej siedziała matka pani Chałupcowa. Ubrana była we wspaniałą tualetę. Suknia z ciemnej velour-moussline, zdobna piękną etolą gronostajową (symbol godności książęcej), zapiętą drogocenną broszą brylantową. W czarnych włosach miała turban jedwabny wysadzany również brylantami. W uszach dwie olbrzymie perły, na szyji bardzo piękny naszyjnik. Pan młody był w ciemnym, nieporównanie prawidłowo skrojonym żakiecie. Świadkami panny młodej byli: książę Demidow i p. Hulewicz, pana młodego pp. Vert i Cliford Harmon. (Gaz. Byd. nr 116 – 25.V.1927 r.)
Ach, co to był za ślub! Bydgoszczanki i niebydgoszczanki pożerały wręcz oczami wyobraźni szczegóły tej krótkiej relacji. Oglądać można dziś nawet podobizny weselników w starych ilustracjach, a tam łatwo wykryć oblicze pani Eleonory – wywoływaczki duchów…
Sprowadzony Lopcio – jak pieszczotliwie zwała go Pola – okazał się niezastąpiony towarzysko w czasie pobytu w Ameryce. Wszedł w komitywę z rodziną Mdivanich i z Rudolfem Valentino, znienawidzonym przez p. Eleonorę, która widziała w nim nie amanta ale rzeźnika z postury, chociaż wdzięczył się do niej próbując mówić po polsku9/. Atoli Lopcio kręcił się po Hollywood jak po Bydgoszczy. Wszystkich znał, ze wszystkimi rozmawiał. Kiedy odesłano panią Eleonorę do Europy (o czym już była mowa), jej konwojentem ponownie został Brodziński, który potem w Paryżu podawał się za przedstawiciela Poli Negri na cały Stary Świat.
W jego kolejnej powieści pt. „Faun z Hollywood” (wyd. 1936 r.) można znaleźć okruchy wspomnień zza oceanu, o Poli i Rudim. On też był autorem jedynego wywiadu z Rudolfem Valentino dla prasy polskiej, który zamieściły „Wiadomości Literackie” (nr 17 – 25.IV.1926 r.). Oto fragment jego rozmowy:
– Kto z artystycznego świata zasługuje według pana, na palmę pierwszeństwa?
– Któżby inny, jak nie Pola Negri. Zawsze podziwiałem tę wielką artystkę, mówiąc to głośno, i to posłużyło prasie do wysnucia wniosku, że staram się o względy znakomitej rodaczki pana.
– Co pan ukochał, oprócz swej sztuki?
– Sporty. Pasjami lubię konną jazdę. W Europie [skąd powrócił niedawno] kupiłem pięknego wierzchowca arabskiego, dopełni on mą liczną stajnię. Kocham bardzo psy. Wielkie duchowe zadowolenie znajduję, studiując literaturę. Ostatnio czytałem dzieło francuskie Poli Negri o kinematografie „La vie et le ręve au cinema”. Jestem tą książką oczarowany, odkryła ona przede mną zupełnie nowe poglądy na sztukę filmową. Uważam, że z książką tą zapoznać się powinni nie tylko aktorzy i przyszli adepci filmowi, ale i każdy wielbiciel dziesiątej muzy.10/
– Czy zamierza pan wejść ponownie w związki małżeńskie?
– Panie kochany, jeszcze nie odetchnąłem po kajdanach małżeńskich, z jakich dopiero co się uwolniłem, a pan mi zadaje takie pytanie. Dwa razy się już sparzyłem, jeśli trzeci raz się ożenię, żona moja musi być ideałem kobiecości, posiadać prócz artystycznej duszy głęboką kulturę i uczucie nie histeryczki, ale kobiety umiejącej naprawdę kochać.
O zainteresowaniach romansowych „najpiękniejszego mężczyzny świata” – jak go nazywano w reklamie kinowej – różnie się dziś powiada, gdyż raczej nie był heteroseksualistą. Jego nagły zgon nastąpił, gdy poddał się operacji wyrostka robaczkowego i wrzodu żołądka w poliklinice nowojorskiej.
„Dziennik Bydgoski” (nr 194 – 25.VIII.1926 r.) zamieścił na pierwszej stronie jedynie lakoniczną notatkę PAT-a [Polskiej Agencji Telegraficznej]: Nowy Jork, 23.8. Zmarł tu artysta kinematograficzny Rudolf Valentino. Opatrzono ją tytułem: Umarł Valentino, narzeczony Poli Negri.
Więcej można było dowiedzieć się z łamów „Gazety Bydgoskiej” (nr 196 – 27.VIII.1926 r.), co podano opatrując wzmianką „telefon własny”:
Na uroczystościach pogrzebowych ku czci aktora kinematograficznego Rudolfa Valentino wybuchła wśród olbrzymich tłumów zgromadzonej publiczności panika w chwili, kiedy policja konna usiłowała powstrzymać cisnący się naprzód tłum. Większa ilość osób, m.in. trzy kobiety i trzech policjantów rannych. Według dotychczasowych wiadomości podczas paniki jaka się wywiązała w kościele przy Broadway w czasie pogrzebu Rudolfa Valentino, było rannych 100 osób. Przyczyną paniki był fakt, że do kościoła próbowało się wepchnąć 60.000 osób, głównie kobiet i dzieci, które pragnęły obejrzeć zwłoki zmarłego.
Krążyły bowiem pogłoski, że Valentino jest otruty.
Ponieważ plotka goni plotkę, a bzdura bzdurą pogania – znalazła się w prasie polskiej wieść o tym jakoby zmarły aktor, ulubieniec pań, był… Polakiem, który niegdyś wyemigrował z Galicji. Jedno z pism polonijnych – podaję za „Gazetą Bydgoską” (nr 224 – 29.IX.1926 r.) – odkryło rzekomo autentyczną metrykę Valentino, która jakoby brzmiała:
Walenty Rudolf, dwojga imion Aojek, urodzony w Aopusznej, pow. Nowotarski, dnia 27 grudnia 1895 r., syn Jana i Marjanny z Pisubów, ochrzczony dnia 1 sierpnia 1896 r., przez ks. prob. Aopacinskiego.
Czyżby chciano stworzyć wzorzec ludowego romansu Apolonii z Walentym?
Pola Negri z łzami w oczach wspomina w pamiętniku śmierć swego „narzeczonego”, którego zwłoki spoczęły w Hollywood.
Przez wiele miesięcy żyłam w kompletnej samotności. Zagłębiałam się we wszystkich formach okultystycznej mistyki, daremnie szukając jakiegoś wytłumaczenia sensu życia i śmierci.
Notuje też jako przyjaciółka zwierząt – melodramatycznie – że pies Kabara, należący do Rudiego, zdechł z tęsknoty.
Jeśli chodzi o romanse to polska gwiazda filmu niemego twierdziła, że kochał się w niej nie tylko Valentino, bożyszcze kobiet, ale również Charlie Chaplin, czemu ten ostatni w swoim pamiętniku zaprzecza. Przez kilka tygodni widywano nas razem publicznie [około 1923 roku], to zaś, rzecz jasna, stało się lubczykiem dla dziennikarzy. Wprędce pojawiły się tytuły:
„Pola zaręczona z Charlie’m.”…
Romanse należały od początku do ulubionych chwytów reklamowych wytwórni hollywodzkich. Niemniej przyznaje on: zainteresowanie pięknej Poli wywarło na mnie pewne wrażenie.
Nie on nią, ale ona nim? Chaplin – podwikarz, śledząc jego życiorys i rozliczne małżeństwa, którego można nazwać potocznie podrywaczem, acz to późniejszy lord angielski sir Spencer, nie miał w sobie – jak widać – nawet krzty ducha dżentelmena. Chodziło zresztą już o drugie spotkanie aktorów, gdyż pierwsze nastąpiło jeszcze w Berlinie.
Dopiero po śmierci Rudolfa Valentino pojawił się w życiu Poli Gruzin Serż. Kolejna jej wielka miłość. Jednak dość szybko coś się rozchwiało w tym stadle z Mdivanim, ponoć gołym acz strojnym w książęcy tytuł. Ta sama „Gazeta Bydgoska”, niedawno rozpisująca się o wspaniałym ślubie, donosiła:
Według dzienników paryskich książę gruziński, Mdivani, który dopiero co poślubił znaną artystkę filmową Polę Negri, przybywszy do Francji z Nowego Jorku, dokąd był się udał za interesami, po kilku zaledwie dniach pobytu w willi swej małżonki, wyjechał z powrotem do Ameryki. Między małżonkami miało dojść do ostrej wymiany zdań, że mówią już nawet o rozpoczęciu przez Polę Negri kroków rozwodowych, co jednak stoi w sprzeczności z oświadczeniem, które złożyła w dniu swego ślubu z ks. Mdivani oblegającym ją dziennikarzom. Oświadczyła mianowicie, wówczas, że dotychczasowe małżeństwa bywały tylko ”próbami”, gdy tymczasem teraz jest pewna, że związek, który zawarła, chyba tylko śmierć rozwiązać może. (nr 178 – 6.VIII.1927 r.)
Przypomnijmy, że jeszcze w 1920 roku boska Pola twierdziła, że jest „prawą córą Kościoła katolickiego” – i co z tego? Jednak – wskutek niezgodności charakterów – opuściła hr. Dąmbskiego…
Niegdyś życzliwy gwieździe „Dziennik Bydgoski”, po niewierności Poli wobec miasta i sprzeniewierzeniu się złożonym mu obietnicom, zaczął być arcyzgryźliwy. Najbardziej zirytowała redaktorów rozpuszczona za Wielką Wodą wiadomość jakoby to aktorka ufundowała pomnik Henryka Sienkiewicza w grodzie nad Brdą, gdy w rzeczywistości nie nabyła nawet jednej jedynej cegiełki stuzłotowej, jakie wyemitował komitet społeczny. Zaatakowano więc Polę ostro, pisząc w tytule iż chodzi o „blagi i humbugi przekwitającej komediantki”, co nie zabrzmiało elegancko.
Że artystki filmowe żyją i tyją bezczelną reklamą – to rzecz wiadoma. Ale taka reklama musi mieć swoje granice /…/ Pola Negri w ogóle słynie ze swych reklamowych kawałów. Już przed dwoma laty nabiła w butelkę „Dziennik Chicagowski” opowiadaniem o sierocińcach, jakie nibyto pobudowała na Pomorzu. Zajął się tym łgarstwem już wtedy „Dziennik Bydgoski”. Potem potrzeba było pani Poli reklamy na grubszą skalę. Więc złapała jakiegoś drapichrusta, którego przedstawiła jako księcia gruzińskiego i z wielką pompą wyszła za niego zamąż. Tytuł księżnej miał pannie Chałupiec (to jest właściwe nazwisko Poli Negri) dopomóc do dalszej, załamującej się kariery filmowej. Wrzekomy książę gruziński, który liczył na to, że będzie doił swoją panią małżonkę, zawiódł się jednak, bo Pola Negri nie ma jednego ale dziewięć wężów w torebce, które pilnują jej dolarów. Przyszło więc między księciem panem i księżną panią do głośnego krachu, z której to okazji wyszło na jaw, że mąż pani Poli jest sobie zwykłym awanturnikiem gruzińskim i to dość podłego gatunku, bo nawet nie szlachcicem, a cóż dopiero księciem. Była to nowa reklama dla diwy, tym razem skandaliczna i niemiła. Naturalnie z takim mężem szanująca się kobieta powinna wziąść rozwód. Czyni to też pani Pola ze zwykłym sobie tam-tam i bum-bum. Były ilustracje w pismach amerykańskich: Pola Negri jedzie do ślubu! – a teraz te same ryciny, tylko z podpisem: Pola Negri jedzie do rozwodu! Mniejsza jednak o to wszystko. Rodaczce naszej życzymy nawet prawdziwego księcia albo jakiegoś ekskajzera. Tylko niech ta pani nie stawia Polski w tem świetle, że największemu Polakowi i największemu w świecie pisarzowi ona dopiero pomnik wystawiła, bo marne i skąpe społeczeństwo nasze na krok taki nie umiało się zdobyć! (Dz. Byd. nr 197 – 7.VIII.1927 r.)
Tak to małżeńsko-książęca idylla Poli nie przetrwała nawet roku. Musiała tak okrutna drwina pójść w pięty kinowej artystce, gdy do niej doszło jak ją bydgoski dziennik obmalował. A przecież nie tak dawno jeszcze, organ endekoidalny, „Gazeta Bydgoska” (nr 110 – 14.V.1927 r.) chwaliła jej szczodrość, gdyż Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi przyznało jej członkostwo za dar 500 zł na rzecz Schroniska dla Niewidomych w mieście.
Proszę zaliczyć hrabinę [było to jeszcze przed jej nowym ślubem] w poczet stałych członków opiekujących się instytutem tym. Co roku postaram się, aby stała zapomoga wpływała w maju lub na początku maja. Z poważaniem L. Brodziński.
Słowa sekretarza osobistego gwiazdy uważano za solenną obietnicę – czy dotrzymywaną, trudno dziś sprawdzić.
Pola Negri odpowiedziała „Dziennikowi Bydgoskiemu”, a ten zamieścił fragmentarycznie jej wyjaśnienia, dorzucając zaciekle nowe uszczypliwości. Księżna pani ma przecież od tego sekretarzy, administratorów, plenipotentów, i tem podobnych famulusów. Czynią oni to sprawniej i prawdopodobnie ortograficzniej, niżby to potrafiła uczynić księżna pani we własnej osobie. Wyjaśnienie – jak często bywa – niczego merytorycznie nie prostowało ani nie wyjaśniało, i chociaż niewątpliwie wyszło spod pióra Brodzińskiego (niegdyś stałego recenzenta dziennika) spotkało się z ironią.
W sprawie plotek o rozwodzie z Mdivanim nadworny sekretarz księżnej pisze:
„Czuję się w obowiązku sprostować tę mylną wiadomość i wyjaśnić, że Pola Negri jest bardzo szczęśliwa ze swoim mężem i o rozwodzie nie ma mowy”.
Kapitalnie nas to cieszy. Już choćby ze względu na nierozerwalność ślubów małżeńskich, które – wedle słów Pisma św. – tylko w niebie rozwiązane być mogą. Ale nim się tam Pola Negri dostanie, to w Brdzie jeszcze trochę wody upłynie.
O pomniku Sienkiewicza, stawianym jakoby za jej pieniądze, nie było w liście ani słowa. Bo i cóż odpowiedzieć, skoro to nieprawdziwe.
Na końcu artykuliku nowa zjadliwość:
Ostatnie depesze z Ameryki donoszą, że księżnę Mdivani ugryzł… pająk. Szkoda, że nie donoszą one, gdzie ugryzł. Bo nie wykluczone, że ten pająk był z gatunku erotomanów. Wtedy do sensacji dołączyłaby się i pikanteria. A to w reklamie dużo warte! (Dz. Byd. nr 190 – 31.VIII.1927 r.)
Zainteresowanie bydgoskiego dziennika osobą gwiazdy filmowej nie słabło z biegiem czasu. Dlatego później pod tytułem „Pola Negri rozpuszcza o sobie bujdy” pisano w dwuszpaltówce na trzeciej stronie:
Pola Negri, dziś bardziej głośna niż słynna gwiazda filmowa, ma podobno niezwykły kłopot. Zakochał się w niej rodak, p. Grzegorz Janda, zamieszkały stale w Detroit, który oglądał Polę Negri na ekranie i tak go oczarowała postać aktorki, iż pisał do niej listy z wyrazami uwielbienia i miłości i błagał o odrobinę uczucia i litości. Wyraził nawet ochotę poślubienia Polki, lecz nadaremnie. Wtedy zrozpaczony przyjechał do Los Angeles, aby osobiście rozmówić się z uwielbianą aktorką, lecz nie nadarzyła się po temu dobra sposobność. Spróbował więc ostatniego sposobu: Napisał Poli, iż zastrzeli jej męża, ją a na ostatku siebie, jeśli nie zyska wzajemności. Pola zwróciła się do władz o ochronę. Jandę uwięziono i zabroniono mu pobytu w Los Angeles. (Dz. Byd. nr 54 – 6.III.1928 r.)
Dziennik skomentował wieść o zakochanym rodaku w Ameryce kpiąco:
Tę całą bujdę można było skończyć w sposób bardziej kinowy. Otóż dla ochrony pani Poli, młodzież chrześcijańska całego świata zorganizowała korpus ochronny, który dniem i nocą strzeże jej cnoty…
Niezła rada, gdy przesada!
Kosym okiem spoglądano od początku na kontakty Poli Negri z kinematografią niemiecką, której zawdzięczała swoje pierwsze wielkie role nieme w latach 1917-1922, ale dostrzegano też jej patriotyczne gesty. I tak oto odnotowano w grodzie nad Brdą informację w „Deutsche Allgemeine Zeitung” (organ ongi półurzędowy, dzisiaj własność Stinnesa), gdzie pisano o „znanej berlińskiej artystce filmowej Poli Negri”, która ofiarowała – to za „Dziennikiem Gdańskim” – znaczne sumy na publiczne cele polskie, m.in. na budowę pomnika poety Fredry. Niemiecki dziennik tak to skomentował (wg „Dziennika Bydgoskiego” nr 100 – 1.V.1921 r.):
Pieniądze te na cele nacjonalistyczno-polskie zarobiła Pola Negri w Niemczech; mimo to nie uczynilibyśmy i nie możnaby jej uczynić wyrzutu żadnego z jej uczuć narodowych i użycia swych pieniędzy na cele nacjonalistyczne, gdyby z okazji plebiscytu górnośląskiego nie był odegrał się w zakładach filmowych w Tempelhof [pod Berlinem] wypadek, o którym, jak donoszą, akta nie są jeszcze sporządzone. W najbliższym czasie usłyszymy o tem więcej i będziemy wtedy wiedzieli, czy publiczność niemiecka słusznie wyraża polskiej hr. Dąmbskiej tak otwarte uznanie? Bydgoska gazeta powstrzymała się od własnego stanowiska (O wypadku, o którym donosi „Deutsche Allg. Ztg”, manifestacji uczuć polskich przez hr. Dąmbską – przypuszczamy, że tak jest – dowiemy się istotnie bliżej), ale jakoś nie napisano o tym później, ani nie można dowiedzieć się o co chodziło Niemcom. Natomiast ów pomnik Fredry – jak wiadomo – był bujdą wierutną.
Krytyczniej spoglądano na Polę Negri później i na jej podróże do Trzeciej Rzeszy, gdzie występowała jeszcze w sześciu filmach dźwiękowych.
W odnalezionych i opublikowanych po latach dziennikach Josepha Goebbelsa, który jako minister propagandy i oświecenia publicznego zajmował się gorliwie oglądaniem (i cenzurowaniem) filmów, znajdują się parokrotnie wzmianki o polskiej aktorce. W 1935 roku chwalił ją za rolę w „Mazurze” reż. Willy Forsta, twierdząc że zagrała fascynująco (Negri spielt spannend), w 1936 roku po obejrzeniu filmu „Moskwa – Szanghaj” reż. Paula Wegenera skrytykował kiczowatość obrazu, ale wyraził uznanie dla Negri jako głównej odtwórczyni (Der Film ist schlecht, kitschig und übertrieben. Aber die Negri spielt wunderbar und ergreifend), wreszcie w 1937 roku hitlerowski minister, uważając się za autorytet estetyczny, pochwalił jej interpretację roli w „Madame Bovary” reż. Gerharda Lamprechta (Die Handlung an sich nicht so wild, aber Pola Negri spielt ganz wundervoll und ergreifend). Jednak bardzo nie spodobała mu się – w grudniu tego samego roku – w „Tango Notturno” reż. Fritza Kirchhoffa, twierdząc, iż nie powinna już grywać amantek (…Die ist auch bald passé, kann keine Liebesrollen mehr spielen. Der Film selbst ist ein Kintopp, aber keine Kunst).
Dnia 4 marca 1936 roku Goebbels spotkał Polę Negri w ambasadzie polskiej w Berlinie i zanotował:
„Wielka artystka, ale już nie jest piękną kobietą. Jednak bardzo sympatyczna” (Pola Negri: grosse Künstlerin, aber keine schőne Frau mehr. Jedoch sehr nett.).
Jerzy Nowakowski