Jerzy Płażewski (1924-2015) powszechnie uznawany był za nestora polskiej krytyki filmowej. Słusznie, szczególnie po wcześniejszym, a niekiedy przedwczesnym odejściu innych, tak zasłużonych mistrzów krytycznego pióra jak Aleksander Jackiewicz (1915-1988), Bolesław Michałek (1925-97), Zygmunt Kałużyński (1918-2004), Zbigniew Pitera (1918-2014) i last and least Leon Bukowiecki (1916-2005). Dwaj ostatni rozpoczynali krytyczną działalność jeszcze przed wojną.
Poznałem Go w roku 1955, na zamkniętych pokazach prasowych na ul. Karowej w Warszawie, jeszcze wówczas nie kojarząc nazwiska z łamów pism z postacią siadającą najczęściej w jednym z pierwszych rzędów i posługującą się w ciemności zadziwiającym wiecznym piórem z lampką. Wtedy i przez długie jeszcze lata był jedynym ekspertem tej techniki, dziś wszyscy świecą w kinie komórkami, choć rzadko kto notuje na bieżąco w czasie projekcji. Złośliwi mówili, że Jerzy Płażewski traci spore części filmu, gdy notuje. Ale na pozór nie wpływało to na poziom Jego krytycznych analiz na łamach Przeglądu Kulturalnego, Filmu czy ostatnio Kina (i wielu innych pism).
Nie był zawsze krytykiem i nie był tylko krytykiem. Wcześnie interesował się fotografią, być może praktycznie na poziomie amatorskim, ale znał sztukę popularyzacji, stąd liczne wydania książki ”Fotografowanie nie jest trudne” (od 1947). Nie ograniczał się do regularnego pisania recenzji, publikował też eseje (w Kwartalniku Filmowym), współpracował jako prelegent i działacz z ruchem Dyskusyjnych Klubów Filmowych, jako jeden z pierwszych promował i prowadził kina studyjne (słynna Wiedza w PKiN w W-wie). Był też historykiem filmu. Zaczął od ”Małej historii kina w ilustracjach” (1957), choć był to album w dużym formacie, w którym zwarte teksty komentowały spore zdjęcia. Kontynuował albumem ”200 filmów tworzy historię najnowszą kina (1973) a zwieńczeniem tej serii była ”Historia filmu dla każdego” (7 wydań poczynając od 1968). Obok dziejów sztuki filmowej zawarł w niej także przegląd teorii. Bo miał też zacięcie teoretyczne, co zaowocowało równie pionierskim tomem ”Język filmu” (1961), erudycyjnym przeglądem gramatyki X Muzy, przynoszącym autorowi stopień doktora. Nie był filmoznawcą uniwersyteckim, bo ten model upowszechniło dopiero następne pokolenie, zagłębiające się w mało dostrzegalne drobiny znaczeń, znaków, podświadomości i kognitywizmu.
Działał na filmowej niwie do ostatniej chwili, figurując w składzie redakcji miesięcznika Kino, choć od jakiegoś czasu już nie pełnił tam funkcji kierownika działu zagranicznego, i wytrwale podróżując na festiwal w Cannes, w ostatnich latach zdarzało się nawet powolniejszymi (bo mniej kosztownymi) środkami lokomocji niż samolot.
Jego opublikowany dorobek przez wiele jeszcze lat będzie służył ludziom pasjonującym się kinem.
Aleksander Kwiatkowski