Cofnijmy się o przeszło 200 lat. I zacznijmy od zawartego 1807 w Tylży n/Niemnem traktatu pokojowego między cesarzem Napoleonem a rosyjskim carem Aleksandrem I. Francji potrzebny był oddech przed kontynuacją wojny. Rosja zyskiwała – na papierze – chwilowe korzyści w kierunku południowo-zachodnim, czyli bałkańskim. Na pierwszy ogień poszły księstwa Mołdawii i Wołoszczyzny, czyli dzisiejsza Rumunia. Co ci przypomina widok znajomy ten?
Oczywiście pakt Ribbentrop-Mołotow w sierpniu 1939, bo w myśl jego tajnych punktów Rosja otrzymała w prezencie m.in. Besarabię i Bukowinę. I, jak w rezultacie ustępstwa chytrego Talleyranda w Tylży, Rosja zajęła okręg Białegostoku należący od 1807 do Prus, a od 1939 zabranego pokonanej Polsce. Innym, niezaplanowanym rezultatem Tylży było zawojowanie przez Rosję części Szwecji, czyli terenu nazwanego później Wielkim Księstwem Finlandzkim. I znów historia się powtarza: po zawarciu paktu i klęsce Polski w wojnie na dwa fronty, Rosja otrzymała szanse zwycięskiej wojny z małą, niepodległą Finlandią.
I Tylża i wyżej wymieniony pakt, były odwróceniem sojuszów Rosji (z Anglią) – autentycznych, czy możliwych (tuż przed kontaktem z Niemcami prowadzone były rokowania z Anglią i Francją, później nie kontynuowane). Oba te układy (o pokoju bądź nieagresji) nie wytrzymały próby czasu. Napoleon ruszył na Rosję z Wielką Armią pięć lat po Tylży. Hitler nie czekał nawet 2 lat, atakując w czerwcu 1941. I obie te agresje były niemal jednakowym zaskoczeniem dla Aleksandra I i Josifa Wissarionowicza. Bo obaj – według nie do końca sprawdzonych faktów – przygotowywali wojnę zaczepną i nagły atak zastał ich zgoła nie przygotowanych do wojny obronnej. Choć dawny porucznik artylerii Napoleon i kapral Hitler stali u szczytu powodzenia, to jednak woda sodowa uderzyła im do głowy, bo po nieudanej próbie Karola XII pod Połtawą (1709) winni byli wiedzieć, że Rosji na lądzie pokonać nie można.
Nie można było nawet z pomocą polskiej armii (zrodzonej z dawnych Legionów Jana Henryka Dąbrowskiego), która Napoleonowi była bardziej potrzebna niż polska państwowość (Księstwo Warszawskie, powiększone po wojnie z Austrią 1809). Gdy polskie bataliony w służbie Napoleona szarżowały pod Somosierrą i zdobywały Saragossę, część armii innej Hiszpanii (której królem był wówczas brat Napoleona, Joakim), stacjonowała w Prusach. I to się kiedyś powtórzy: sojusznik Hitlera, generalissimus Francisco Franco, ograniczy się do wysłania na front wschodni ochotniczej Błękitnej Dywizji.
Zwycięstwo Rosji nad Napoleonem (oczywiście w koalicji z dużą częścią Europy i z pomocą Dziadka Mroza), podobnie jak sukces Stalina w pokonaniu Wehrmachtu (z pomocą, głównie materiałową, zachodnich aliantów) pozwoliło Rosjanom poić konie w Renie, a w Paryżu pozakładać szereg barów pod nazwą bistro, bo oficerowie carscy wymagali szybkiej obsługi. Marszałkowie Stalina doszli tylko do Berlina, ale podporządkowali Sowietom całą Europę wschodnią, środkową i częściowo południową.
Co prawda Stalin w Jałcie i Poczdamie (1945) nie tańczył z Churchillem i Rooseveltem, jak to ponoć czynił – z damami w wersji filmowej – Aleksander Pawłowicz na kongresie wiedeńskim (1815), ale obaj uważali – z pozycji siły – że co zajęły nasze armie, to już jest nasze. I nastąpiło metternichowskie Święte Przymierze, w ramach którego dwaj cesarze i jeden król zobowiązali się ograniczać dążenia bardziej demokratyczne i w razie potrzeby udzielać sobie, osławionej w następnym stuleciu ”bratniej pomocy”.
Dalsza historia po roku 1815 nie była jednak tak jednoznaczna. Armie carskie wprawdzie tłumiły powstania w różnych krajach (listopadowe w Polsce 1831, wiosnę ludów na Węgrzech 1848, co się powtórzyło ponad 100 lat później na Węgrzech i w Czechosłowacji). Ale parcie Rosji w kierunku Turcji, cieśnin i Konstantynopola, już natrafiało na opór innych mocarstw europejskich. Anglia i Francja uczestniczyły obok Turcji w wojnie krymskiej (1853-56), gdzie fatalna szarża pod Bałakławą była epizodem, a zdobycie Sewastopola prawdziwym sukcesem. Również w późniejszej o prawie ćwierć wieku wojnie rosyjsko-tureckiej mocarstwa przeciwstawiły się dojściu Rosji do Konstantynopola i ograniczyły jej zdobycze w traktacie berlińskim.
Nowa wojna krymska? Wyobraźmy sobie obecność na Morzu Czarnym VI floty i udział wojsk NATO w odzyskaniu Krymu przez Ukrainę, po jego bezprawnej aneksji 2014. Niestety, na przeszkodzie stoi straszak atomowy, którym wymachuje wariat na Kremlu. Wariat, bo podobnie jak niegdyś Mao, nie liczy się ze stratami własnymi, co na szczęście czyni NATO. I na razie Ukraina musi ograniczać się do obrony własnego terytorium, z rzadkimi tylko atakami na cele militarne w Rosji (gdy Putin demoluje na Ukrainie cele cywilne).
Ale, czy ta groźba jest prawdziwa? W ręku szaleńca być może, ale możliwości Rosji w wojnie konwencjonalnej okazały się bardzo ograniczone. Wiedział to już w połowie XIX w. brytyjski premier Palmerston. I potwierdziło się w wojnie z Turcją, później z Japonią, wreszcie w I wojnie światowej i wojnie z Finlandią. Okupione ogromnymi stratami zwycięstwo w II wojnie światowej jest chyba wyjątkiem. Regułę potwierdziło wycofanie się z Afganistanu, niemniej haniebne niż wyjście USA z Wietnamu, jeśli patrzeć z pozycji wielkich mocarstw. Agonia ”chorego człowieka wschodniej Eurazji” (parafraza ostatnich lat tureckiego sułtanatu) – oby trwała jak najkrócej – zakończyć się może zgonem i narodzinami zupełnie innego państwa.
*
Niniejszy tekst zainspirowała lektura tomu esejów rosyjskiego (później sowieckiego) historyka Michaiła Pokrowskiego (1868-1932). Jego marksistowskie przekonania nie wychodzą na pierwszy plan w artykułach pisanych w latach 1907-1910, a po raz pierwszy zebranych w jeden tom w 1923 pt. ”Dyplomacja i wojny Rosji w XIX w.” A czerwono-białą nicią przewija się tu problem Polski, jej utraconej niepodległości i prób jej odzyskania, z możliwą pomocą takich państw jak Francja czy Turcja. Ta pomoc to tylko jedna strona medalu. Druga to nastawienie nie tylko caratu, ale także wykształconych słowianofilów, widzących w Polakach element obcy, bo katolicki, uzależniony od nienawistnego łacinnictwa, obcego prawosławiu. I razem z caratem widzących w całej Europie zagrożenie dla Rosji. Ilu z potomków tych myślicieli dziś wierzy Putinowi i Ławrowowi?
*
Poza polem naszej europejskiej obserwacji pozostaje cały teatr rosyjskich wojen i ekspansji, poczynając od działań wojennych na Kaukazie, poprzez konflikty z Iranem, podbój chanatów na Bliskim i Środkowym Wschodzie, rywalizacja z Anglią w Afganistanie oraz z Chinami i Japonią w Mandżurii. Wydarzenia XIX wieku powtarzają się w innej sytuacji i formie w XX, gdy Anglia i ZSRS okupują do spółki Iran w obawie przed awansami Hitlera, i gdy Stalin po zakończeniu wojny, zwleka z opuszczeniem Północnego Iranu, oraz żąda uprawnień w cieśninach, tureckich miast Kars i Ardagan, a nawet części byłej włoskiej kolonii w Libii. Otrzymuje tylko, po klęsce Japonii, do której niezbyt się przyczynił, cały Sachalin i Wyspy Kurylskie.
Powtarza się również – od czasów wojny krymskiej poprzez II wojnę światową – częściowo niemoc Wielkiej Brytanii w wystawieniu liczącej się siły zbrojnej na lądzie. Britannia rules the waves i tyle.
Aleksander Kwiatkowski