Rzadko oglądamy w Szwecji filmy gruzińskie. Aktualny tytuł jest z paru względów interesujący.
Jego protagoniści dowodzą, że zarówno niebo jak piekło są jednako wybrukowane dobrymi chęciami. Bo spójrzmy: Gruzinka, pracująca w Nowym Jorku, śle mężowi w Tbilisi zaoszczędzoną sumę, którą on, w nadziei jej powiększenia, przegrywa, wybierając nie tego konia na wyścigach. Inny krewny jedzie do NY i zastaje syna potrzebującego 30.000 USD, w połowie na spłatę długu karcianego, w drugiej na ślub z atrakcyjną Rosjanką. Ojciec daje synowi 2000 by choć w części spłacił dług, ale wierzyciel chce całości a syn natychmiast przegrywa także te 2000. Ojciec, emerytowany zapaśnik, proponuje wierzycielowi, również ex-zapaśnikowi, skreślenie długu, jeśli zostanie położony na łopatki. W przeciwnym razie dług będzie podwojony pod zastaw mieszkania w Tbilisi. Ojciec wygrywa ale wysiłek powoduje atak serca i rychły zgon.
Nie będę bliżej streszczał drugoplanowego wątku, gdzie pewien Kazach w NYC oszukuje nielegalnie zatrudnione Gruzinki w celu uratowania chorego na raka ojca w Płd. Korei. Film spina ogólna zgoda i śpiew po rosyjsku ulubionej pieśni J.W.Stalina ”Suliko”. W dodatku syn-hazardzista ma na imię Soso, co również budzi określone skojarzenia i dowodzi, że gruzińską tożsamość nadal zdaje się określać postać najlepszego przyjaciela filmowców. A może pamiętacie powiedzenie: komu Soso zrobił kuku?
W dodatku film raz jeszcze dowodzi, że szef filmy November Film Martin Sörnäs nadal przejawia znakomite wyczucie w wyszukiwaniu interesujących, niecodziennych filmów.
Aleksander Kwiatkowski