”Uparłam się na fortepian. To jest moje życie”

Rozmowa z mieszkającą w Sztokholmie pianistką Dorotą Żarowiecką, laureatką Nagrody Artystycznej – Poloniki 2020, przyznawanej przez Nową Gazetę Polską. Rozmawia Ewa Korolczuk.

Poznałam Dorotę Żarowiecką kilka lat temu. Los prawdopodobnie los chciał byśmy się spotkały. Przed kilku laty zaczęłyśmy wpadać na siebie przypadkiem w różnych miejscach miasta: w metrze, na ulicy, na wystawach. W ten sposób zaczęła się nasza przyjaźń. Ucieszyłam się, że Dorota została laureatką nagrody – w pełni na nią zasłużyła swoją pracą, talentem oraz pogodnym, pełnym życzliwości dla innych, usposobieniem, za którą ją bardzo cenię.

Siedzimy w jednej z kawiarni znajdujących się przy deptaku Nybrogatan popijając popołudniową kawę. Dorota lubi wyraziste kolory, które starannie dobiera szyjąc własne kreacje. Lubi, podobnie jak ja, dodatki w postaci kolczyków, torebek i naszyjników. Stworzyła własny styl ubierania się artystki. Dziś przyszła w kostiumie w kolorach tęczy.

Moja babcia była artystką musickalową, tańczyła i śpiewała w operetce warszawskiej oraz  w Teatrze Ateneum, kształciła się na piosenkarkę, a została artystką musickalową – rozpoczyna opowiadanie o sobie Dorota. – To ona mnie zainspirowała i dzięki niej ja sama chciałam stać na scenie. Moja druga babcia była magistrem języka polskiego. Z obiema miałam bardzo bliski kontakt w dzieciństwie. Pamiętam jak mi ciągle powtarzały, że kobieta ”musi stać na własnych nogach”.

Urodziłam się w Warszawie, tam też spędziłam okres szkolny. Zaczęłam jako szęściolatka uczęszczać na lekcje pianina, później chodziłam do szkół o profilu muzycznym, między innymi szkoły średniej imienia Józefa Elsnera. Od początku interesowało mnie pianino jako instrument. Od wczesnego wieku grałam codziennie po kilka godzin. Dostałam się później do Gimnazjum imienia Batorego, gdzie codziennie spędzałam też 2-3 godziny przy pianinie.

W wieku 15 lat Dorota postanowiła wyjechać do Szwecji, gdzie mieszkał jej ojciec.

Na początku było mi w Szwecji bardzo ciężko, ale wcześniejsze wychowanie moich babć bardzo mi się przydało. Chciałam grać, więc opłacałam swoje lekcje sama, zarabiając w wolnym czasie prostymi pracami. Po ośmiu miesiącach pobytu w Szwecji poszłam do Hvitfeldtska Gimnasiet. Po trudnych początkach w nowym kraju, dostałam się do Konserwatorium muzycznego w Göteborgu, w którym bardzo pomogła mi pedagog, pianistka Stella Czajkowska, która notabene przeżyła Oświęcim. Jestem jej bardzo wdzięczna do dziś za wsparcie, jakie mi okazała. Zawdzięczam jej wiele, ponieważ zauważyła mój talent, podtrzymywała na duchu i pomogła uwierzyć w siebie. Tam zrozumiałam nad czym będę przez całe życie pracować, i co mam rozwijać. Mam tu na myśli oczywiście mój muzyczny warsztat.

W göteborskim konserwatorium Dorota uczyła się pięć lat. Była bardzo ambitna, zaczęto zapraszać ją na koncerty do Finlandii, Paryża, grała wtedy przede wszystkim Szopena oraz muzykę skomponowana przez innych polskich kompozytorów. Przede wszystkim Grażyny Bacewicz, znanej polskiej kompozytor, która komponowała muzykę na skrzypce i na fortepian.

Każdy muzyk wiedział w tym czasie, kim jest Grażyna Bacewicz, jedna z pionierek polskich kobiecych kompozytorek. Poza tym interesowała mnie muzyka Itenzi Itonegez, Johana Sjögrena, Witolda Lutosławskiego. Moim marzeniem był wyjazd do Francji, dokąd się też udałam. W Paryżu spędziłam pięć lat, pamiętam mój mały pokoik na poddaszu, który wynajmowałam od eleganckiej paryskiej damy, o której mówiono, że jest kochanką Mitteranda. Były to wspaniałe lat, miałam wielu polskich przyjaciół w Paryżu, z niektórymi do tej pory utrzymuję kontakt. Życie muzyczne i kulturalne było tam w tym czasie bardzo ciekawe, świat młodych artystów bardzo inspirował i napełniał optymizmem. Inspirowaliśmy się nawzajem. Był to niekończący się świat bodźców artystyczno-intelektualnych.

Do Szwecji Dorota wróciła mając 28 lat. Chciała nadal rozwijać wszystko czego się nauczyła. Wyszła za mąż. Jej mąż był także muzykiem i to z jego inicjatywy wrócili do Szwecji. Ona sama chciała zostać w Paryżu.

W Sztokholmie zaczęłam uczyć muzyki, pianina, od tej pory zawsze miałam swoich uczniów. W międzyczasie udało mi się wystąpić w Teatrze Dramatycznym w Sztokholmie, grałam sonatę Szopena w przedstawieniu Andrzeja Wajdy z Maxem von Sydovem w roli głównej. Wygrałam też stypendium imienia Jenny Lind, dzięki któremu mogłam wyjechać na 6-tygodniowe tournée po USA. Byłam zdeterminowana i czułam głód, by pracować z muzyką poważną, niewiele osób może na przykład zrozumieć, jak to możliwe, że od 1997 roku wynajmuję piwnicę, którą przejęłam po Käbi Laretei, pianistce i jednej z żon Ingmara Bergmana. Jak to możliwe, że mogę siedzieć samotnie w piwnicy i grać godzinami? – pytano mnie o to wielokrotnie.

Z  determinacją w głosie, ale też z uśmiechem na ustach, Dorota mówi:

Uparłam się na fortepian. To jest moje życie. Postanowiłam, że to jest moja życiowa droga. Podczas koncertu przeżywam coś niezwykłego, kiedy czuję kontakt z publicznością. To przeżycie daje mi potwierdzenie, że to właśnie jest moje przeznaczenie.

Przez całe dotychczasowe życie artystyczne towarzyszyły Dorocie potrzeba rozwijania oraz pogłębiania swoich umiejętności. Zarówno tych czysto technicznych, jak i emocjonalnego wyczuwania się w muzykę, odnajdywania w niej niuansów.

To jest praca, która nigdy nie będzie dokończona, ale droga do celu już daje mi dużo satysfakcji. Dzisiaj, dzięki mediom socjalnym, można samemu dawać się poznać szerszej publiczności, więc planuję więcej nagrań różnego typu. Od kilku lat pracuję nad jednym z najtrudniejszych utworów na fortepian Igora Strawińskiego i mam nadzieję, że niedługo będę mogła go zaprezentować publicznie.

W planach Doroty jest wiele koncertów solowych, jak również występy z mezzosopranem Nadją Kolecką, oboistą Jean Christophe Robert oraz tenorem peruwiańskim Johnem Schofieldem.

Zapraszam melomanów do słuchania moich płyt solowych na Spotify. Ale dla mnie najpiękniejszy jest kontakt z publicznością na żywo!

Ewa Korolczuk

Lämna ett svar