Kilka, a może kilkanaście lat temu, byłem obecny na spotkaniu z grupą młodych rosyjskich pisarzy, zorganizowanym na wydziale slawistyki uniwersytetu w Sztokholmie. Powodem spotkania była publikacja w języku szwedzkim zbioru nowych rosyjskich opowiadań debiutujących autorów.
Prezentowali się i pewna dziewczyna, może przed 30-ką, powiedziała , że urodziła się w Symbirsku, także zwanym Uljanowsk w związku z postacią W.I. Uljanowa-Lenina (1870-1924). Wtedy zabrałem głos i zapytałem, czy słyszała o nieco młodszym od Lenina polityku, ostatnim premierze demokratycznego Rządu Tymczasowego do listopada 1917 roku, Aleksandrze Kiereńskim (1881-1970), pochodzącym z tegoż miasta i być może nawet uczęszczającym do tego samego gimnazjum co wódz rosyjskiego proletariatu. Nie czekając na odpowiedź zapytałem również, co by zrobiła stając wówczas (w 1917 roku) przed demokratycznym wyborem: głosować na Lenina czy Kiereńskiego? Odpowiedzią było długie zakłopotanie, z którego wybawili ją inni członkowie tej grupy, ale zdecydowanej odpowiedzi nie udzielił nikt.
Dla mnie był to jeszcze jeden dowód, że większość postsowieckiego społeczeństwa nie dorosła do demokracji, nawet nie bardzo wie co to jest i nie dorośnie jeszcze przez jakieś 500 lat.
Jak pamiętamy, w Rosji po rewolucji lutowej 1917 i abdykacji cara zaistniała t.zw. dwuwładza, t.j. Rząd Tymczasowy, ale także zdobywające coraz większe wpływy Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Dużo do powiedzenia w tych radach miał właśnie Kiereński, jeden z czołowych działaczy partii socjalistów-rewolucjonistów (s-r), a nieco mniejszy bolszewicy i inni socjaldemokraci (mieńszewicy). Eserowcy specjalizowali się za caratu w terrorze indywidualnym, którego ofiarą padali niekiedy wyżsi urzędnicy administracji, książęta, a raz nawet sam car. Bolszewicy byli bardziej humanitarni, bowiem szykowali terror masowy, państwowy, który wprowadzili niemal natychmiast po zdobyciu władzy. A z owych rad wzięli tylko nazwę, obecną później przez 70 lat w skrócie ZSRS.
Dwuwładza istniała przeszło pół roku. Nie wiem natomiast, czy zaistniała dziś dwuwładza – jeśli chodzi o Bibliotekę Polską w Sztokholmie – będzie trwała dłużej i jaki zamach stanu jest potrzebny, by ten spór rozstrzygnąć.
Obie strony roszczą sobie prawo do decydowania o być czy nie być (i jak być) biblioteki. Towarzystwo Przyjaciół Biblioteki Polskiej w Sztokholmie, istniejące i opiekujące się BP od połowy lat 1980. nie zostało rozwiązane i może wyłącznie rozwiązać się samo, czego zgoła nie zamierza. Kongres Polaków w Szwecji jest prawnym właścicielem lokalu przejętego od zlikwidowanej Rady Uchodźstwa Polskiego, ale mniej prawnie uniemożliwił TPBP dostęp do Biblioteki. Nowopowstała, samozwańcza (w imieniu Kongresu Polaków w Szwecji) Rada ds Biblioteki Polskiej nie podjęła jak dotąd żadnej działalności, choć zapoczątkowała dyżury, które ograniczają się do ”obwąchiwania” księgozbioru, by móc później, kłamliwie twierdząc urbi et orbi, że w BP panuje straszliwy bałagan, oczywiście zawiniony przez TPBP. Owa Rada nie bardzo jednak wie na czym ów bałagan polega, co każdy bibliotekarz z prawdziwego zdarzenia czy nawet drugi asystent bibliotekarza mógłby snadnie wyjaśnić. Tego sobie Rada nie życzy, bo sama wie wszystko najlepiej, proporcjonalnie do ilości obecnych tam tytułów naukowych.
Natomiast TPBP ma dostęp do katalogu BP w Internecie, w którym może dowolnie działać, katalogując nowe książki, przyjmując zwroty wypożyczanych i wypożyczając inne, wszystko na terenie dużego Sztokholmu, gdzie nie sięga władza Kongresu Polaków.
Rozmowy między stronami przed ponad rokiem, gdy obie podkreślały chęć współpracy, nie doprowadziły do niczego z racji absolutnej odmowy Kongresu. Stąd władza TPBP musi się ograniczać do chmurki w Internecie, a także w.w. regionu wielkiego Sztokholmu.
Istnieją jednak obawy, że ten stan rzeczy może się przeciągnąć w czasie ze szkodą dla czytelników. I że przedłuży się w nieskończoność, co oznacza, że imponujący zbiór 11.000 książek nie będzie niczemu służył, stanie się martwym skarbem, nie docierającym do czytelników ani na drodze wypożyczeń ani poprzez regularnie organizowane kiermasze taniej książki. Obie te drogi pozytywnie wpływały na rozwój czytelnictwa sztokholmskiej Polonii.
Sic transit gloria mundi?
Aleksander Kwiatkowski
przewodniczący TPBP