Litwini odnaleźli Polskę, a Polacy odnaleźli Litwę

Z ambasadorem Republiki Litewskiej w Polsce rozmawia Leszek Wątróbski.

Jak dziś wyglądają stosunki polsko-litewskie? Litewski Sejm przyjął ustawę o pisowni nielitewskich nazwisk, w tym polskich…

Zacznę od stosunków polsko-litewskie, które układają się dziś bardzo dobrze. Powiem szczerze, że tak od wielu już lat nasze wzajemne stosunki są coraz lepsze i to na najwyższym szczeblu. W naszym resorcie spraw zagranicznych odbywają się, w najlepszej zresztą atmosferze, liczne rozmowy, spotkania czy imprezy. Uważam, że to się bardzo opłaca naszym obu stronom. Kiedy w lutym tego roku inwazja Rosji w Ukrainie się rozpoczęła, to ani Polsce ani Litwie nie trzeba było odbudowywać czy polepszać wzajemne stosunki, bo one były naprawdę dobre. I teraz kiedy wszyscy widzimy, co Rosjanie naprawdę robią w Ukrainie, to dlatego podejmujemy wiele wspólnych działań.

Przejawem tego wspólnego działania naszych państw było niedawne przyjęcie ustawy litewskiego Sejmu o pisowni nazwisk nielitewskich…

Ustawa ta zezwoli na używanie łacińskich liter „w”, „q” i „x”, których nie ma w litewskim alfabecie. Niedawno zrobiono precedens, iż litewski obywatel będący potomkiem Polaków i mieszkający od pokoleń na Litwie chciał zmienić pisownię swego nazwiska na polską… i wygrał w sądzie. Mógł więc napisać swoje nazwisko w wersji dziadka, używając polskich liter. Tak więc teraz pisownia polskich nazwisk ze znakami diakrytycznymi będzie zdecydowanie łatwiejsza. Mam tu na myśli znaki graficzne używane w alfabetach i innych systemach pisma, umieszczane nad, pod literą, obok lub wewnątrz niej, zmieniające sposób odczytu tej litery i tworzące przez to nową literę.

Dlaczego to musiało tak długo trwało? Nie można było tej ustawy uchwalić wcześniej?               

Po pierwsze nasza konstytucja mówi, że język litewski jest pod szczególną ochroną. Mówi o tym artykuł 14, cytuję: Językiem państwowym jest język litewski. I cały czas nam mówiono, że to konstytucja zabrania wszelkich zmian w pisowni nazwisk nielitewskich. Uważano nawet, że jest alfabet litewki, który musi być szanowany i przestrzegany. Ale takiego litewskiego alfabetu przecież nie ma. Jest natomiast alfabet łaciński. W tym kontekście nie ma też żadnego alfabetu polskiego czy niemieckiego. Jest tylko alfabet łaciński i są znaki diakrytyczne, używane także przez nas Litwinów. Doszliśmy wreszcie do wniosku, że nasz upór zaczyna już nam wszystkim szkodzić – a szczególnie Litwinkom, mieszkającym zagranicą, które tam wyszły za mąż. I w tym kontekście  znaki diakrytyczne zaczęły być istotne, aby było to poprawnie zapisane w ich paszportach. Myślę, że podjęcie tej słusznej decyzji wymagało czasu. Moim zdaniem trwało to za długo…

Pszczelnik. Składanie wieńców przez delegację litewską (10.VII.2022)  (fot. Leszek Wątróbski) 

W przyszłym roku wspólnie uczcimy 90. rocznicę lotu litewskich lotników przez Atlantyk. Fascynująca jest historia ich tragicznego lotu…

Mam nadzieję, że dojdzie do tradycyjnego już spotkania z udziałem naszych najwyższych władz – podobnie jak działo się to w latach minionych, kiedy spotykali się tu w Pszczelniku nasi prezydenci Lech Kaczyński i Waldas Adamkus (2008) czy później, kiedy to miejsce odwiedziła prezydent Dalia Grybauskaite (2013).

Skąd dwóch litewskich lotników znalazło się w Pszczelniku? I jak doszło do tego wypadku?  

Stepas Darius i Stasyas Girenas jako młodzi ludzie wyemigrowali z Litwy w poszukiwaniu pracy do USA. Darius miał więcej szczęścia. Skończył tam studia, potem zaciągnął się do wojska. W czasie I wojny światowej trafił z armią do Francji, skąd po 1918 roku pojechał na Litwę, by w wolnym i niepodległym kraju budować lotnictwo. W randze kapitana lotnictwa wojskowego, w roku 1927, ponownie wyjechał do Ameryki, gdzie zaczął pracę w lotnictwie cywilnym. Girenas natomiast po przybyciu do Stanów Zjednoczonych pracował najpierw jako drukarz i kierowca taksówki. Potem trafił do armii jako mechanik. W 1919 zapisał się na kurs pilotażu. Do pracy przy samolotach nie zniechęcił go nawet poważny wypadek jakiemu uległ w 1925 roku.

Darius i Girenas poznali się pod koniec lat dwudziestych. W roku 1932 wspólnie podjęli decyzję o próbie bicia rekordu, który rozsławiłby imię mało znanej Litwy na całym świecie. Dwaj piloci postanowili podjąć się bardzo ryzykownego przedsięwzięcia jakim był przelot bez lądowania na trasie Nowy Jork-Kowno. Wśród litewskich emigrantów przeprowadzono społeczną zbiórkę pieniędzy na zakup odpowiedniego samolotu. O lotnikach pisały wszystkie gazety.

Darius i Girenas zdecydowali się na zakup samolotu Bellanca CH 3000 Pacemaker. Ta 6 miejscowa maszyna została przed startem poważnie przerobiona. Zamiast foteli wstawiono dodatkowe zbiorniki paliwa. Samolot nazwano Lituanica. Zgodnie z planem Darius i Girenas wystartowali z lotniska Beneta w Nowym Jorku 15 lipca 1933 roku, rano o godzinie 6:24. Pozbawieni radia zmuszeni byli do zrzucania pisemnych meldunków. Pierwszy worek z relacjami wyrzucili nad Nową Funlandią, drugi wiele godzin później już nad Szkocją. Potem ze względu na silną burzę zrezygnowali z przelotu nad Londynem. Nieświadomi niebezpieczeństwa po prostu lecieli dalej…
… i 17 lipca 1933 roku, około 0:36 samolot z naszymi lotnikami rozbił się w lesie koło Pszczelnika. Szczątki aparatu i zwłoki pilotów znalazła nad ranem przypadkowa dziewczyna zbierająca jagody.   A w Kownie tysiące ludzi czekało na ich triumfalny przylot…

W końcu ogłoszono informację o tragedii pod Myśliborzem. W Kownie zapanowała żałoba. Wiele osób nie dowierzało, że dwóch tak znakomitych pilotów mogło zwyczajnie zginąć w wypadku.

Pierwszy pomnik litewskim bohaterom postawiono w Pszczelniku przed wybuchem II wojny światowej…

Obszar katastrofy został jeszcze przed wojną wykupiony na 99 lat przez rząd litewski. W miejscu, w którym w ziemię zarył silnik Lituanii, postawiono granitowy pomnik w kształcie podwójnego krzyża strzelców. Natomiast w miejscu, do którego doczołgał się ciężko ranny Stepas Darius ustawiono drewnianą kapliczkę na słupie. Pomnik odsłonięto 17 lipca 1935 roku (dwa lata po katastrofie) z udziałem delegacji z Litwy, przedstawicieli władz lokalnych i niemieckiego aeroklubu. Po wojnie pomnik popadł w zapomnienie.

Pierwsze uroczystości odbyły się 16 lipca 1958 roku. Później wszystko przycichło. Dopiero w 1989 roku, w pobliżu pomnika, ustawiono przywiezioną z Muzeum Budownictwa Ludowego w Rumszyszkach na Litwie chatę żmudzką, w której w dwóch izbach umieszczono gabloty i eksponaty związane z tragiczną śmiercią lotników. W roku 1995 umieszczono w zespole pomnikowym granitowy obelisk z opisem zdarzenia w czterech językach. Jest to miejsce wyjątkowe pod względem historycznym i przyrodniczym.

Pod pomnikiem spotykają się najwyższe władze państwowe i samorządowe. Prawdą jest, że w tym miejscu zawarto wiele znajomości i przyjaźni. Corocznie w połowie lipca odbywają się w tym miejscu bardzo uroczyste spotkania przedstawicieli władz państwowych Polski i Litwy oraz samorządowych – Myśliborza i Kowna.

Polacy mieszkają od dawna na Litwie, a Litwini w Polsce…

Wszyscy oni po prostu tu i tam są, choć ich liczby, po obu zresztą stronach, ciągle się zmniejszają  z obiektywnych zresztą powodów. Litwini z Polski wyjeżdżają na Litwę, aby uczyć się i studiować. Następnie żenią się lub wychodzą za mąż i zostają. Podobnie dzieje się z Polakami na Litwie, którzy w dużej liczbie studiują w Polsce. Zdecydowana ich większość mieszkająca w czasie studiów w dużym mieście nie bardzo chce po ich skończeniu wracać na Litwę. Zostaje więc w Polsce. W taki naturalny więc sposób populacja Litwinów w Polsce i Polaków na Litwie się zmniejsza. Liczba mieszkańców Litwy zmniejszyła się w ostatnich lata o ponad 800 tys. (w roku 2020 było nas 2,795 mln).

Jak dziś Litwini postrzegają Polaków?

Duża zmiana w stosunku do Polski i Polaków nastąpiła w ostatnich kilku latach. Dziś 81% Litwinów postrzega Polskę jako kraj nam przyjazny. Wcześniej, kilkanaście lat temu, postrzegało Polskę jako kraj przyjazny mniej niż 50%. To zaczynało być trochę niebezpieczne. Kraje sąsiednie, żyjące obok siebie w bliskości dużego i coraz bardziej niebezpiecznego sąsiada, musiały spojrzeć na siebie inaczej. I tak się na szczęście stało.

Dziś spoglądamy na siebie bardzo pozytywnie. W czasach niedawnej pandemii Litwini odnaleźli Polskę, a Polacy odnaleźli Litwę. Ponieważ ruch turystyczny do innych krajów był mocno ograniczony zaczęliśmy się wzajemnie odwiedzać. To także wpłynęło na nasze wzajemne stosunki międzypaństwowe.

Eduardas Borisovas, ambasador Republiki Litewskiej w Polsce (fot. Leszek Wątróbski) 

Skąd u Pana taka dobra znajomość języka polskiego?

Od roku 1990 pracuję w litewskim MSZ, gdzie przez lata zajmowałem się Europą Wschodnią. Najwięcej spraw do załatwienia mieliśmy tam właśnie z Polską. Nie miałem żadnych polskich korzeni w rodzinie. Jestem 100% Litwinem z Taurogów – w zachodniej części kraju.

Co jeszcze ważnego dzieje się w polsko-litewskich relacjach?   

Mamy bardzo bogatą wspólną historię i wzajemnie bliską sobie kulturę europejską. Widać to np. w architekturze Wilna, Kowna, Warszawy czy Krakowa. Wspólne świętowanie Unii Lubelskiej oraz wzajemnego zaręczenia Obojga Narodów – przyjęcia szczegółowych przepisów wykonawczych do Konstytucji 3 Maja uchwalonej przez Sejm Czteroletni w roku 1791. Przepisy te były wyjaśnieniem niesformułowanych w Konstytucji 3 maja przepisów dotyczących stanu unii polsko-litewskiej. Powoływało wspólny zarząd nad wojskiem i skarbem. Komisja Wojskowa Obojga Narodów i Komisja Skarbowa Obojga Narodów miały się składać z równej liczby przedstawicieli Korony i Litwy. To pokazuje, że mogliśmy w przeszłości znaleźć dużo pozytywnych i wspólnych elementów, które nas łączyły i które nam pomagały w przejściu przez trudne czasy.

Czy Litwa ulegnie staraniom niektórych państw Unii Europejskiej w blokadzie obwodu Kaliningradzkiego?

Po pierwsze to nie jest żadna blokada, lecz wypełnienie sankcji nałożonych przez Unię Europejską. Zatrzymujemy bowiem tylko te ładunki, które objęte są sankcjami. Sankcje nie objęły natomiast wielu innych rzeczy – w tym ruchu pasażerskiego. Litwa nie zrobiła blokady Kaliningradu. Chcemy jedynie dbać o to, aby w polityce sankcyjnej nie było żadnych luk, które umożliwiłyby w przyszłości uniknąć Rosji nałożonych na nią sankcji. Nie chcemy takich precedensów jak zrobiła ostatnio Kanada. Aby temu na przyszłość zapobiec, trzeba mieć twarde i konsekwentne stanowisko. Wszystko co jest objęte sankcjami nie powinno być przewożone przez terytorium Unii Europejskiej. Robienie zaś precedensu dla Rosji może okazać się w przyszłości furtką obchodzenia unijnych sankcji przez to państwo.

Jest Pan z wykształcenia… 

Z wykształcenia jestem dziennikarzem. Pracowałem w czasie studiów w redakcjach dwóch dzienników: Lietuvos rytas i Respublica. A potem w litewskim MSZ.

Rozmawiał: Leszek Wątróbski

Foto: Pszczelnik. W chacie żmudzkiej, w której mieści się Izba Pamięci lotników litewskich (10.VII.2022)  (fot. Leszek Wątróbski)      

Lämna ett svar