Pytanie dobre na grudzień: Wierzyć w Świętego Mikołaja, czy nie wierzyć? Dorosły człowiek kręci i nie odpowiada jasno. Niby tak, tradycja i w ogóle, ale trochę wstyd żeby dorosły facet lub pani na stanowisku głośno deklarowali, że wierzą, bo faktycznie sympatycznie i miło, starszy pan z białą brodą, sanki, reny, prezenty, ale co tu kryć, bajeczka dobre dla dzieci! Nie jest łatwo wierzyć w bogów, w eteryczne postacie duchów, w jakieś formę istnienia niematerialnego, w świadomą egzystencję „czegoś” po śmierci ciała. To wymaga mocnej, silniejszej od rozumu wiary.
Żal po tych, co odeszli, a także brutalny, biologiczny strach przed „plocka ner skylten”, jak mówią moi szwedzcy gospodarze o odejściu „zdjęcie szyldu”. Ów strach idzie przez epoki i kultury, nieobcy ludziom mającym choć minimum wyobraźni i wymiata. Jednocześnie człowiek lubi być pocieszany, jest to potrzeba wyjątkowo silna i niezależna od czasów, oraz łatwa do eksploatowania, a kto lepiej pocieszy od aniołów, kto przywoła uśmiech na twarzy jeśli nie Święty Mikołaj z workiem prezentów? Wiedzieli to zawsze i wiedzą dziś teolodzy, a przede wszystkim ideolodzy kościoła.
Przedmiotowe badania wskazują, że dwadzieścia procent Europejczyków wierzy w istnienie duchów osób zmarłych. Że istnieją „gdzieś”, na przykład w niebie i mogą, jeśli mają takie życzenie, kontaktować się z ludźmi. Równie wiele (dwadzieścia parę procent), trzyma drzwi otwarte i dopuszcza taką możliwość, wierzą trochę, nie są w pełni przekonani. Amerykańskie badania dają nieco wyższe cyfry, przypuszczalnie za przyczyną eksplozji – w połowie lat 1800-ych, spirytyzmu i teozofii. W ostatnich dziesięcioleciach XX wieku zaroiło się od spirytystycznych mediów i niestety od zwykłych szarlatanów demaskowanych przez dziennikarzy i naukowców. Zawodowi iluzjoniści parokrotnie wyłapywali triki, jakimi posługiwał się indyjski guru Sai Baba.
To na szczęście nie podważało, wówczas jak i dziś, wiary ludzi przekonanych o obecności w astralu świadomego istnienia, zaś dyskusje i spory obracające się wokół tego tematu trwają i trwać będą, bowiem ludzka ciekawość jest ponadczasowa i ponadreligijna. Historia owych sporów jest równie stara co bogata. Demokryt i Epikur mieli zdecydowanie trzeźwe spojrzenie na fenomen istnienia poza naturalnego. Podobnie jak Seneka, Cicero i wielu wielu innych. Należał do nich również Święty Augustyn, wielka postać chrześcijaństwa, który programowo wierzył w istnienie piekła a także, że zapewne nieomal wszyscy się tam znajdziemy, ale przekroczenie progu życia i śmierci za życia uważał za niemożliwe.
Wieki później, w Średniowieczu i okresie triumalnego pochodu chrześcijaństwa, królował kościół doktrynalny, odsuwający w cień filozoficzne refleksje lepiej wykształconych i mądrzejszych przedstawicieli kleru (laikat praktycznie istniał jedynie śladowo), zaś brak wiary i różne odchylenia od doktryny karane były torturami i śmiercią w męczarniach.
Etos prosty był wówczas jak przysłowiowa pałka policyjna, bowiem człowiekowi życie miłe. Kto odważyłby się zapytać inkwizytorów, a mamy ich i dziś, które dusze mają iść do piekła – katów czy ich ofiar? Można odnieść wrażenie, że niewiele się od tamtych czasów zmieniło w głowach katolickich hierarchów w ogóle, a w naszej umiłowanej przez Boga, Jezusa i Maryję ojczyźnie w szczególności.
Andrzej Szmilichowski