Z Danką Jaworską rozmawia Ewa Teodorowicz-Hellman. Danka Jaworska to pseudonim artystyczny Danuty Jaworskiej, sztokholmskiej malarki, znanej i cenionej w świecie. Jej obrazy znaleźć można w kolekcjach państwowych i prywatnych w wielu krajach – w Belgii, Bułgarii, Danii, Egipcie, w dawnej Jugosławii, w Wielkiej Brytanii, we Francji i we Włoszech, i oczywiście, w Polsce i Szwecji. Ogromną rolę w twórczości Danki Jaworskiej odgrywają motywy kobiece, bogactwo kolorów, dynamika barw, różnorodność form i struktur malarskich. Szczególnym zainteresowaniem i uznaniem widzów cieszyły się jej obrazy z wystaw Dotyk (Beröringen) i Blisko ciała (Nära huden), do których wiersze napisała poetka sztokholmska – Dana Rechowicz. Obecnie Danka Jaworska pokazuje swoje nowe obrazy w Gallerian Eklund i to właśnie z tej okazji porozmawiałyśmy na temat jej twórczości artystycznej, która zawsze zadziwia oglądających swym niezwykłym pięknem.
Ewa Teodorowicz-Hellman: Byłam ostatnio na wirtualnym wernisażu organizowanym przez Towarzystwo Szwedzko-Polskie, gdzie prezentowała Pani swoje obrazy. Teraz odbywa się w Sztokholmie kolejna wystawa Pani malarstwa w Gallerian Eklund, przy ulicy Karlavägen 15. Z jakiej strony pragnie Pani tym razem pokazać swoją bogatą twórczość artystyczną?
Danka Jaworska: Obrazy, jakie będę tam prezentowane, są kontynuacją tego, co robię już od kilkunastu lat. W mojej pracy malarskiej nie widać, co prawda, wielu drastycznych zmian, ciągle jednak poszukuję czegoś nowego, innych niż dotychczas stosowanych form wyrazu… Dopiero kiedy się popatrzy na moją twórczość malarską z perspektywy lat, będzie można dostrzec rozwój warsztatu i tematyki mojej twórczości, mimo że w codziennym obcowaniu z moją sztuką zmian tych tak wyraźnie nie widać. Myślę jednak, że zaskoczę widzów paroma nowymi obrazami, jakie będą wystawione w Gallerian Eklund.
ET-H: Czy mogłaby Pani na początku naszej rozmowy opowiedzieć, jak powstawały pierwsze Pani obrazy? I może, co najważniejsze, od kiedy malarstwo stało się Pani pasją życiową?
DJ: Moje poważne zainteresowanie sztuką malarską zrodziło się dosyć wcześnie, kiedy miałam 14 lat i zaczęłam naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Warszawie. To były moje pierwsze spotkania się ze sztuką. Potem studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, później wyjechałam do Paryża, gdzie podjęłam studia na École Nationale Supérieure des Arts Décoratifs (NSAD) na Wydziale Sztuki Wizualnej. Stamtąd przyjechałam do Sztokholmu. Był rok 1975. Tutaj dostałam się na studia eksternistyczne na Wydziale Grafiki w Kungliga Konstakademien (Królewska Akademia Sztuki).
Studiowałam, jak widać, w sumie wiele lat. Mam ogólne wykształcenie malarskie w wielu kierunkach, realizowałam też różne projekty, np. z architektury wnętrz czy komunikacji wizualnej, projektowałam również modę dla firm odzieżowych, między innymi dla Marc O´Polo. Może dodam, że współpracowałam też ze sztokholmską Folkoperan (Opera Ludowa), dla której robiłam afisze. To zupełnie inny rodzaj sztuki: afisz kondensuje w sobie treść i ideę spektaklu, winien dlatego przyciągać uwagę widza i budzić jego zainteresowanie.
Przez długi czas pracowałam w zespole, z ludźmi różnych specjalizacji, ale wspólnie tworzyliśmy jakiś projekt. Życie ułożyło się jednak inaczej. Zainteresowanie malarstwem sprawiło, że od lat sama pracuję w mojej pracowni…, bez ekipy, bez wsparcia innych… Nigdy przedtem nie myślałam, że wybiorę pracę w samotności, ale dobrze się czuję w moim atelier. To jest miejsce, do którego codziennie przychodzę z radością, bo malowanie to moja praca i to w dodatku praca, jaką kocham.
ET-H: Znana jest Pani z tego, że na wernisażach prezentuje Pani często swoje płótna o motywach kobiecych. Czy to ulubiony i główny temat Pani twórczości?
DJ: Ulubiony, ale nie jedyny. Interesują mnie także wnętrza, pejzaże, zwierzęta, motywy roślinne… Myślę, że łączenie flory i fauny ze światem kobiet jest świetnym tematem malarskim. Malowanie tego rodzaju obrazów sprawiało mi zawsze wielką przyjemność i było swego rodzaju zabawą, żartem malarskim. Kobiety z moich obrazów same mówiły mi, w jakim towarzystwie chciałyby się znaleźć… Często maluję również pejzaże, ale i w nich czasem zjawiają się postacie kobiet. ”Wmalowuję” je w przestrzeń i tajemniczość krajobrazu, łączę w jedno…
ET-H: Czy możemy jeszcze porozmawiać o ”portretach” kobiet? Nazwałam te obrazy portretami, chociaż nie są to tradycyjne, skonwencjonalizowane w swej formie portrety sensu stricto. Na wielu z nich widać przede wszystkim wspaniałe suknie skrywające kształty kobiecego ciała… Same postaci niby znajdują się w ukryciu…, ale jednak nie całkiem… Znamienne, że tak mało miejsca poświęca Pani twarzom, ukazywanym zwykle w cieniu lub półcieniu… To twarze bez jakiegoś szczególnego wyrazu… Nie ma w nich nic, co mogłoby zwrócić na siebie uwagę oglądających, zdradzić myśli i emocje namalowanej postaci.
DJ: Pyta Pani o postaci kobiet, o ich ”portrety”. Dla mnie postać na obrazie nie jest najistotniejsza, najważniejsze jest dla mnie wrażenie całości. Tak jak wspomniałam, czasami wprowadzam postać w pejzaż lub jakieś wnętrze i wtedy poświęcam dużo czasu samej postaci, ale i pejzażowi czy wnętrzu, w którym dana postać się znajduje. Istotna jest dla mnie przede wszystkim kompozycja, bogactwo form i struktur malarskich, dynamika barw… Dużym obrazom, kiedy wprowadzam tam postać kobiety lub paru kobiet, chcę dać trochę tajemniczości. Nie pokazuję emocji zawartych w twarzach kobiet, by nie zdradzić przesłania obrazu… Kiedy widz patrzy na taki… dopowiedziany wyraz twarzy, nie ma już nic więcej do odkrycia w obrazie, artysta sam za niego to zrobił. A ja, malując moje kobiece twarze w cieniu, staram się ukryć ich emocje, nic nie dopowiadam, nie wyjaśniam, nie podsuwam żadnej interpretacji. Oglądający może odebrać obraz na swój sposób. Mój obraz mówi do niego, ale nie mówi wszystkiego… Czy rozumie Pani tę grę z widzem?
ET-H: Chyba tak… Pozostawia Pani wolną przestrzeń dla indywidualnych interpretacji oglądających, wzbudza Pani w ten sposób ich kreatywność, wyzwala ich wyobraźnię … Ale powróćmy jeszcze do motywów kobiecych. Na obrazach widać przecież nie tylko postać jednej kobiety, czasem są to postacie dwóch, nawet trzech kobiet w różnych ”konstelacjach”.
DJ: To prawda. Czasami maluję na obrazie parę postaci kobiecych. Istnieją między nimi jakieś relacje, coś się między nimi dzieje, jest jakieś napięcie, a barwy ich ubiorów podkreślają nastrój i klimat ich spotkania. Wspólnie stwarzają jakąś historię… Nigdy nie nadaję moim obrazom tytułów i robię to świadomie. Gdybym dała obrazowi tytuł, pozbawiłabym widza możliwości jego własnej interpretacji, a ja chcę pobudzić jego własną fantazję…
ET-H: Rozumiem Pani intencje. Na jednym z obrazów ukazuje Pani dwie postaci kobiece zwrócone do siebie. Widzimy je tylko z profilu, ich twarze ukazane są w cieniu. Kobiety są bardzo do siebie podobne, ale są ubrane w suknie o różnych barwach. Żywo rozmawiają ze sobą… Dla mnie jest to malarskie przedstawienie rozmowy jednej i tej samej postaci z samą sobą – coś w rodzaju wewnętrznego monologu, w którym spierają się różne racje. Postać bije się z myślami, dyskutuje ze sobą… Czy pragnie akceptacji, czy pojednania..? Może ma jakiś poważny problem, którego nie umie rozwiązać? Może znalazła się w trudnej sytuacji i musi podjąć ważną decyzję… Może chce ugasić jakiś wewnętrzny ogień, a może spotkał ją niespodziewany zawód życiowy… Kobieta ta nie jest pasywna, stara się sprostać sytuacji, rozmawia ze sobą, poszukuje drogi wyjścia… Jednak dokąd ma ona prowadzić???
Wokół tego obrazu można snuć długą i ciekawą opowieść… Tak więc unikając podpisów pod obrazami otwiera Pani swoją twórczość malarską na różne interpretacje… Przyznaję, że to prosta, ale jakże efektywna strategia… Dlatego na wystawach przed Pani obrazami oglądający przystają na dłużej, patrzą uważnie, analizują i zastanawiają się… – Co też ten obraz chce mi powiedzieć???
Proszę wybaczyć tę przydługą dygresję, ale właśnie ten obraz szczególnie mnie zafascynował.
DJ: Pani Ewo, pięknie to Pani ujęła. Tak właśnie bym chciała, żeby widzowie reagowali, przystając przy moich obrazach.
ET-H: Wymieniłyśmy już wcześniej parę słów na temat motywów Pani twórczości. Czy mogłaby Pani bliżej scharakteryzować swoją technikę malowania?
DJ: Wydaje mi się, że przez wszystkie lata pracy stworzyłam sobie własny warsztat malarski, w jakim poruszam się z łatwością i dokładnie wiem, za pomocą jakich środków uzyskam zamierzone przeze mnie efekty. Wiele lat temu zaczynałam od czarno-białego rysunku ołówkiem na papierze, potem przyszły kolorowe, suche pastele, potem tłuste, olejne pastele, no i w końcu oleje, a teraz już tylko akryle. Dawniej bardzo lubiłam malować farbami olejnymi, ale z powodu alergii na rozpuszczalniki używam dziś tylko wodnych farb akrylowych. Wykorzystuję różne techniki malarskie. Powierzchnie moich obrazów są często bogate w liczne struktury, wzory, kleksy, kropki… Stosuję różne materiały: farby, lakiery, szpachle itd. Wszystkie te metody są od dawna znane, ale ja je wykorzystuję po mojemu. Na tyle opanowałam mój warsztat, że czuję się w nim pewnie, ale jednocześnie każdy kolejny obraz jest dla mnie nowym wyzwaniem i niespodzianką zarazem. Mam dziś, po wielu latach ”uprawiania” malarstwa, ogromną swobodę w stosowaniu różnych technik i wiem, z czego mogę czerpać… Jeśli ktoś mnie pyta, chętnie opowiadam o moich ”tajemnicach warsztatu” i nie mam nic przeciwko temu, by inni artyści stosowali je we własnej działalności artystycznej.
ET–H: Co dzieje się z obrazem, o którym Pani pomyśli – a sytuacje takie zdarzają się każdemu twórcy, że nie bardzo się udał?
DJ: To prawda, czasami jest tak, że mimo wielu godzin mozolnej pracy nie jestem zadowolona z rezultatu… Poprawiam, zmieniam i w końcu, kiedy widzę, że i tak nic z tego nie wychodzi, po prostu, zamalowuję płótno i zaczynam od nowa. Tak jest najprościej. Najgorsze są ”przemęczone” obrazy, których i tak nic nie uratuje.
ET-H: Jaki był dla Pani ten rok licznych obostrzeń i restrykcji związanych z pandemią covid 19. Czy ma już Pani bliżej określone plany na przyszłość? Co będzie Pani malować w najbliższych miesiącach? To kilka pytań naraz, zacznijmy może od pierwszego.
DJ: Ten rok był dla mnie intensywny, nawet powiedziałabym, bardzo pracowity. Miałam dwie duże wystawy w Szwecji i jedną w Danii. W październiku w Willi Domańskich koło Krakowa odbył się wernisaż wystawy fotograficzno-malarskiej Powroty z zapomnienia, przygotowanej przeze mnie we współpracy z fotografką Anną Berglöf. Była to wystawa niekomercyjna, a pomysł jej stworzenia zrodził się z mojej własnej potrzeby serca. Najpierw wystawa ta miała być pokazana na Festiwalu Trzech Kultur we Włodawie, jednak z powodu wprowadzenia stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią festiwal odwołano, ale udało nam się zaprezentować tę wystawę w Willi Domańskich. Przypominam w niej o ludziach, których już nie ma i o zapomnianych miejscach, których dzisiaj też już nie ma. Materiał zebrałam w czasie wycieczek na Ukrainę, Białoruś i do Rumunii. Na starych, opuszczonych cmentarzach robiłam zdjęcia rozbitych medalionów nagrobnych i przywracałam na nowo do życia twarze z tych medalionów, malując portrety.
Mam też serię obrazów pod roboczym tytułem Hafty i koronki, którą może uda mi się pokazać w Polsce w przyszłym roku.
ET-H: Bardzo dziękuję za rozmowę i możliwość oglądnięcia wielu Pani obrazów, które zawsze urzekały mnie swoim pięknem.
*Parę słów o tytule naszej rozmowy. Jedna z galerzystek sztokholmskich napisała kiedyś, że Danka Jaworska to w naszych czasach jedna ze znanych jej artystek, która ma odwagę malować pięknie…