Anna Winner (Anna Wiśniewska) – pisarka sztokholmska, mieszkająca ostatnio także w Lublinie – wydała właśnie w Polsce najnowszą swoją książkę Na rasę (2021). Podejmuje w niej stosunkowo mało znany temat dzieci polskich uprowadzonych w czasie okupacji niemieckiej do III Rzeszy i publikuje tam nieznany dotąd pamiętnik dziewczynki – Emmy Lindeblum, dziecka programu Lebensborn.
Winner jest twórcą nie12zwykle płodnym. Chociaż debiutowała późno, w roku 2011 powieścią autobiograficzną Czarno-białe życie, do dzisiaj ukazało się już jej piętnaście kolejnych książek, w tym Piętno – ślad renifera; Trudne Miłości; Nici szczęścia – moje furosiki; Tamara; Nieprzewidziane skutki złamania nogi, czyli Stockholm’s Taxi Drivers; Wracam z niepamięci; Jak ziarnka piasku. Jest też autorką sag rodzinnych Patrzę na mój czas i Miód mi w serce lejesz oraz opowieści o swoim rodzinnym mieście Refleksje po powrocie – Lublina się nie zapomina. Swoje utwory wydaje pisarka głównie w Polsce. W Wydawnictwie Polonica w Sztokholmie ukazał się ostatnio zbiór jej wierszy W cieniu jarzębiny oraz drugi tom opowiadań Jak ziarnka piasku.
***
W kilku ostatnich dziesięcioleciach w centrum uwagi historyków i pisarzy znalazły się pamiętniki i dzienniki dziecięce, w których młodzi autorzy opisywali swoje doświadczenia z lat wojny. Okazuje się, że jest wiele świadectw przeżyć wojennych zarówno dzieci żydowskich jak i polskich, tych które spędziły wojnę w okupowanej przez III Rzeszę Polsce, i tych, które wywiezione zostały w głąb Niemiec lub znalazły się w gettach i obozach koncentracyjnych. Są też wspomnienia dzieci przesiedlonych z całymi rodzinami na Wschód, gdzie trafiały nawet do Kazachstanu, by tam pracować przy uprawach bawełny. Wiele dzieci z Kresów uciekło przed Armią Czerwoną ze swoimi rodzinami na Zachód, inne zaś spędziły dzieciństwo i młodość na północy Sowietów, w odleglej i zimnej Syberii, gdzie ich rodzice jako zesłańcy ciężko pracowali przy wyrąbie lasów, w cegielniach i w innych karnych zakładach pracy.
W Szwecji istnieje kilka utworów, powstałych pod piórem polskich pisarzy migrantów, opowiadających o przeżyciach wojennych dzieci: powieść wspomnieniowa Teresy Järnström-Kurowskiej Kartki mrocznych kalendarzy (2011), czy też spisane przez Zygmunta Barczyka wspomnienia Adolfa Szutkiewicza Dojrzewać na polu bawełny (2011). Tematem losu dzieci polskich w czasie wojny zajęła się również Ewa Sandin, pisząc oryginalną w swej treści i formie książkę Satans barn (1999, Dzieci szatana). Przeżycia wojenne dziewcząt w czasach Holokaustu ukazuje również książka Kazimiery Ingdahl Rywka och Janina. Två polskjudiska flickors vittnesbörd om Förintelsen (2019) (Rywka i Janina. Świadectwo o Zagładzie dwóch polsko-żydowskich dziewcząt). Autorka analizuje w niej sposoby reakcji dzieci na przetrwanie koszmaru wojny: walkę lub ucieczkę w modlitwę. Tutaj jednak poświęcę moją uwagę nieznanemu dotąd dziennikowi dziesięcioletniej dziewczynki, objętej nazistowskim programem Lebensborn (Źródło życia). Świat jej wojennych przeżyć ukazuje Pamiętnik Emmy Lindeblum, opublikowany niedawno po raz pierwszy w książce Anny Winner Na rasę (2021). Udostępniła mi go pisarka, kiedy jeszcze pracowała nad tą książką. Winner poznała w Szwecji Marzenę Zarzycką, czyli Emmę Lindeblum, i otrzymała od niej pamiętnik z lat pobytu w III Rzeszy wraz ze zgodą na jego dalsze, ewentualne wykorzystanie w twórczości literackiej autorki sag rodzinnych. Zanim spojrzymy na sam pamiętnik, warto tutaj przypomnieć cele i zasady działalności programu Lebensborn.
Program Lebensborn
Instytucja Lebensborn powołana została przez Reichsführera SS Heinricha Himmlera jeszcze przed wojną, w roku 1936. Organizacja ta na początku udzielała wsparcia niezamężnym niemieckim kobietom w ciąży, które w jej ośrodkach mogły w spokoju urodzić swoje nieślubne dzieci i przekazać je na wychowanie państwu. Po wybuchu II wojny światowej program Lebensborn został znacznie poszerzony i miał odtąd na celu stworzenie sieci instytucji, których zadaniem było zadbanie o odnowienie krwi niemieckiej, powiększenie liczby obywateli w wyniku przymusowej adopcji dzieci zrabowanych z innych krajów oraz ich germanizację w rodzinach niemieckich. Program Lebensborn obejmował dzieci, które spełniały pod względem wyglądu pewne kryteria i jeśli było to możliwie, miały w rodzinie niemieckich, nawet bardzo dalekich krewnych. Wybierano je przede wszystkim z uwagi na aryjski wygląd – jasne włosy, niebieskie oczy – oraz niebudzący najmniejszych zastrzeżeń rozwój fizyczny, psychiczny i intelektualny. W podbitych przez III Rzeszę państwach istniało wiele ośrodków Lebensborn, w Polsce znajdowały się one m.in. w Łodzi, Krakowie, Bydgoszczy.
W czasie okupacji niemieckiej około 200 000 dzieci objęto akcją Lebensborn. Działalność ta uznana została przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze za zbrodnię ludobójstwa. Rabunkom i eksterminacji dzieci z okupowanych przez III Rzeszę krajów Konferencja UNESCO z 1948 w Szwajcarii nadała miano zbrodni przeciwko ludzkości[1]. Po latach polskim rodzicom udało się odnaleźć zaledwie 30 000 dzieci wywiezionych w głąb hitlerowskich Niemiec. Część z nich po wojnie wróciła do kraju, inne, zwłaszcza młodsze, pozostały na zawsze za granicą. Wiele z nich nigdy nie dowiedziało się o swoim prawdziwym pochodzeniu, inne po latach, najczęściej przed śmiercią niemieckich rodziców, informowano, że poddano je w czasie wojny przymusowej adopcji.
Narracje dzieci o życiu w niemieckich rodzinach, są bardzo różne i zależne od tego, do jakich rodzin je przydzielono, jaki był ich wiek i związana z nim możliwość obserwowania świata w czasie przymusowego pobytu w III Rzeszy, jaka też była ich umiejętność porozumiewania się w języku niemieckim, wyniesiony z domu stosunek do okupantów, emocjonalne przywiązanie do matki, ojca i rodzeństwa, osobista wrażliwość na całkowitą zmianę otoczenia i języka itd. Nierzadko, przekazywane po latach informacje o rabunku już osobom dorosłym wywoływały w nich szok, rozdarcie wewnętrzne, głęboki kryzys tożsamościowy i wiele problemów psychicznych. Niekiedy wiadomość o polskim pochodzeniu doprowadzała do wewnętrznego buntu, całkowitego zanegowania swojego pochodzenia, dawnego imienia i nazwiska, śladów własnej przeszłości związanej z Polską i polską rodziną. Często już po latach, zrabowani odczuwali ogromną potrzebę określenia na nowo swojej zburzonej nagle tożsamości. Wybierali nierzadko identyfikację z niemiecką rodziną, jaką znały i w jakiej się wychowały, oraz język niemiecki, który stał się z czasem ich jedynym językiem ojczystym.
Na temat doświadczeń wojennych polskich dzieci objętych programem Lebensborn, istnieje obecnie parę obszernych opracowań, trochę miejsca poświęcają też ich przeżyciom pisarze, wplatając fragmenty dzienników i pamiętników dziecięcych w swoje utwory literackie. Wśród tych narracji wojennych szczególne miejsce zajmuje do niedawna niepublikowany, stąd też nieznany Pamiętnik Emmy Lindeblum, zawarty w książce Anny Winner Na rasę.
Pamiętnik Emmy
Emma rozpoczyna pisanie pamiętnika w sierpniu 1941 roku, kiedy ma niecałe dziesięć lat i kończy swe zapiski w lipcu 1945 roku. Jest już wtedy dorastającą panienką i ma 15 lat. Pamiętnik pisany jest najpierw ręką dziecka, potem zaś już dorastającej dziewczyny. Tekst nosi ślady daleko idącej redakcji językowej: pewne wyrazy i zdania zostały przekreślone, niektóre słowa zmienione lub wymazane przez Marzenę, kiedy po latach czytała swój pamiętnik. Pozostały natomiast błędy ortograficzne i gramatyczne, co dodaje dziennikowi cech autentyczności. W pierwszej części pamiętnika zachował się język niemal wolny od zapożyczeń z języka niemieckiego. Z czasem widać, że wzrasta słownictwo Emmy, ale też przybywa wyrazów niemieckich, głównie tych, które oznaczają realia kulturowe. Czasem Emma opisowo tłumaczy je na język polski. Dziewczynce najprawdopodobniej udało się zachować język ojczysty dzięki kontaktom z osobami mówiącymi po polsku, np. z księdzem w Dortmundzie. Nawet jeśli szata językowa oryginału uległa pewnemu retuszowi, jakiego dokonała Marzena Zarzycka, opisy wydarzeń i przeżyć Emmy świadczą dobitnie o jej wojennym losie w III Rzeszy.
Pamiętnik Emmy Lindeblum to właściwie dzienniczek Marzeny Zarzyckiej, która wraz z młodszym bratem Adasiem została podstępnie zrabowana w czasie okupacji polskim rodzicom. Po krótkim pobycie w obozie przejściowym, gdzie dzieci uczyły się podstaw niemieckiego i były poddawane dokładnym badaniom lekarskim, dziesięcioletnia Marzena zakwalifikowana została do adopcji. Zmieniono jej imię i nazwisko, a następnie jako Emma Lindeblum wywieziona została do Niemiec. Skierowano ją do bezdzietnej, niezbyt zamożnej rodziny mieszkającej w Dortmundzie.
Emma otrzymała pamiętnik w prezencie od mutti, która nie mogła mieć dzieci i wraz z mężem Peterem zaadoptowała dziewczynkę, pokochała ją i obiecała nawet, że po wojnie wraz z nią odwiedzi matkę w Polsce. Zgodnie z zaleceniami mutti Emma pisze o własnych przeżyciach po polsku: o nowej niemieckiej rodzinie, w której czuje się z czasem dobrze, ale nadal tęskni za bratem i matką (ojciec Marzeny zginął podczas działań wojennych w 1939 roku), o szkole, o śmierci „niemieckich rodziców”, o postępującej biedzie mieszkańców III Rzeszy, o brakach żywności, o trudnym pobycie u dalekiej krewnej, o strasznym bombardowaniu Drezna i niezwykle trudnym dla niej pobycie u dalekiej krewnej – frau Holm. Jest to wstrząsająca historia dziecka przeżywającego koszmar wojny z dala od swoich własnych rodziców, od mutti i Petera.
Dziesięcioletnia Emma rozpoczyna pamiętnik słowami:
Dortmund August 1941
Kochany pamiętniczku
Nazywam się Marzena Zarzycka, urodziłam się w Łodzi 21 czerwca 1931 roku. Mój Tatuś ma na imię Andrzej (ale on chyba nie żyje, mama mówiła, że zginął na wojnie i nawet nie wiemy, gdzie jest pochowany), moja prawdziwa mama ma na imię Gizela z domu Sobieszczańska, jest pianistką i mieszka w Łodzi. Chcę Ci powiedzieć mój pamiętniczku, że w Polsce miałam braciszka. Nazywa się Adaś i jest o 8 lat młodszy ode mnie. Urodził się 26 stycznia 1939 roku w Łodzi. Nie wiem gdzie teraz jest. Zabrali nas od mamy 20 grudnia 1940 roku. Mieszkaliśmy w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej numer 128. Mieliśmy telefon numer 14–59.
Teraz nazywam się Emma Lindeblum mieszkam w ładnym domu u mutti i Petera oraz psa Dicka, którego kocham. Mutti jest dla mnie bardzo dobra kocham ją jak mamę [To zdanie zostało skreślone przez Marzenę]. (PEL w: A.Winner, Na rasę, 2021, s. 82).
Czas spędzony przez Emmę w Dortmundzie jest spokojny i nawet w pewnym stopniu szczęśliwy, ale wkrótce dziewczynka traci całe swe oparcie w dorosłych i w samotności przeżywa naloty samolotów alianckich nad Dreznem. Raniona i w ciężkim stanie zostaje przewieziona do szpitala, odzyskuje tam zdrowie, po czym skierowana jest najpierw do sierocińca, a z czasem do placówki przesiedleńczej dla Polaków w Ebersbergu. Po wojnie wraca Polski – do domu dziecka w Łodzi, gdzie spotyka matkę. Jednak spotkanie, na które czekała kilka długich lat i o którym marzyła, nie jest takim, za jakim tęskniła. Matka dopytuje jedynie o małego Adasia i zdaje się nie widzieć przed swoimi oczyma córki, która z dala od rodziny doświadczyła wielu cierpień rozłąki oraz grozy wojny. Zimne przyjęcie rodzi w Emmie głębokie rozgoryczenie i budzi równocześnie jej dystans wobec matki.
Pamiętnik ukazuje wewnętrzne przeżycia Emmy i jej osobistą rozterkę po czterech latach życia w III Rzeszy. Z opisanych wydarzeń i przeżyć można odczytać poglądy dziewczynki na wojnę, na rolę rodziny w tak trudnym czasie, na znaczenie przychylnych ludzi pomagających jej w życiu. Kiedy wojna się kończy Emma jest starsza i lepiej rozumie siebie samą, swoje dwie matki – polską i niemiecką – oraz sytuacje, w jakich znalazły się dzieci, które podobnie jak ona zrabowano rodzicom i wywieziono do Rzeszy. Emma miała szczęście, że trafiła do rodziny, która traktowała ją jak własne dziecko. Dlatego pokochała mutti i pod koniec w swoim pamiętniku napisała:
Wojna jest okrutna. Wyobrażam sobie, co musiały przeżywać te niemieckie matki, które zdążyły pokochać adoptowane dzieci i traktowały je jak własne. Z drugiej strony rozumiem, że wobec całego ogromu krzywd, jakiego Polacy doznali od Niemców, nie do pomyślenia była sytuacja, że polskie dziecko mogłoby pozostać w niemieckiej rodzinie.
Gdyby tak mnie zabrano od mutti, gdy jeszcze żyła? Byłaby to dla niej życiowa katastrofa. Dla mnie chyba też. Wybacz, mój pamiętniczku, że tak piszę. Może grzeszę, ale bardzo pokochałam mutti, co nie oznacza, że przestałam kochać mojej polskiej mamy! Bo można mieć dwie matki! Mutti nie żyje, a ja chcę wrócić do mojej polskiej mamy. I to jak najprędzej. Już widzę, jak się cieszy i przytula mnie. To cudowne odzyskać dziecko po czterech latach. Opowiem jej o wszystkim, co tu przeszłam. (PEL, w: A. Winner, Na rasę, 2021, s.122-123).
Emma rzadko komentuje w pamiętniku wydarzenia wielkiej historii, zwycięstwa i klęski niemieckich żołnierzy. Krąg jej obserwacji zamyka się najpierw w najbliższej przestrzeni – na życiu codziennym i rodzinnym, by w miarę dorastania dziewczynki coraz bardziej poszerzać się o informacje na temat wojny. Dużo miejsca w pamiętniku zajmują własne przeżycia Emmy i jej wewnętrzne rozterki. Dziewczynka zapytuje samą siebie – Kim ja właściwie jestem? A jest to pytanie niebagatelne w sytuacji, kiedy zamazuje się jej przed oczami obraz matki, bledną wspomnienia życia w Polsce i sama coraz bardziej przywyka do nowego środowiska i języka niemieckiego.
Historia Emmy to opowieść prosto z życia wyjęta. Emma – dziecko Lebensborn – spotyka w czasie pobytu w Rzeszy różnych ludzi. Bez względu na narodowość, pochodzenie etniczne, czy wyznanie są oni albo dobrzy albo źli. Nie ma w jej pamiętniku stereotypowego podziału na czarne i białe charaktery, na okrutnych Niemców i dobrych Polaków, nie ma tam również wspaniałych Amerykanów… ani – „dobrych” wyzwolicieli – Rosjan.
Pamiętnik Emmy – jak już wspomniałam wcześniej – opublikowany przez Annę Wiśniewską w nowo wydanej powieści Na rasę – jest ważną i integralną częścią książki. Pisarka opowiedziała także w niej dalsze losy Marzeny Zarzyckiej, jej skomplikowane relacje z matką, problemy miłosne, emigrację do Szwecji i poszukiwania brata Adasia, które m.in. dzięki wsparciu Szwedzkiej Telewizji zostały pomyślnie zakończone. Spotkanie rodzeństwa po wielu latach rozłąki pokazała Telewizja Szwedzka w niezwykle popularnym programie Spårlöst försvunnen (Zaginiony bez śladu).
Utwór Na rasę ma charakter pamiętnikarsko-dokumentalny. Winner przytacza wiele faktów historycznych i realiów kulturowych. Jak zwykle, i w tej książce lekkość pióra autorki przyczynia się do łatwości lektury, a sam przebieg zdarzeń budzi zainteresowanie czytelnika. Pisarka przyjmuje w opowieści pozycję osoby relacjonującej swoje rozmowy z Marzeną Zarzycką, co wpływa wyraźnie na strukturę całości. Z wyjątkiem pamiętnika Emmy, prawie każdy rozdział rozpoczyna się jej spotkaniem z Marzeną i jest relacją pisarki z ich wzajemnej rozmowy.
Kiedy poprosiłam Annę Winner o opowiedzenie mi dalszych losów Pamiętnika Emmy Lindeblum, okazało się, że jego autorka – Marzena Zarzycka, już nie żyje. Syn jej najlepszej przyjaciółki, Maciej, opowiedział pisarce o jej chorobie i pobycie w sztokholmskim hospicjum. Przytaczam fragment listu A. Winner do mnie:
Jedyną rzeczą, którą (Marzena, przypis ETH) zabrała ze sobą, był pamiętnik. Maciej, który na jej zlecenie, likwidował jej mieszkanie, widział, jak leżąca na noszach Marzena trzymając skrzyżowane ręce chroniła na piersi pamiętnik – swój skarb. Odwiedzał ją kilka razy w hospicjum. Prosiła, żeby czytał jej fragmenty pamiętnika. Nie śmiał poprosić, by mu go przekazała. Powiedziała mu, że ja przepisałam jego treść. Nie było go w kraju, gdy Marzena zakończyła życie. Po powrocie dowiadywał się w hospicjum, co stało się z pamiętnikiem Marzeny. Odpowiedziano mu, że wszystkie jej rzeczy zostały spalone w kotłowni. Szwedzi nie mają szacunku dla rzeczy, które ich nie interesują. A pamiętnik napisany był po polsku… (Anna Winner, dnia 12. 05. 2021 roku).
Warto przeczytać pamiętnik Emmy i książkę Anny Winner Na rasę. Pisarka przybliża w niej mało znane do niedawna problemy dzieci programu Lebensborn, a skomplikowane losy bohaterki nie tylko potrafią zaciekawić i wzruszyć Czytelnika, ale potwierdzą także istotną prawdę życia, że nie jest tak, że wszystko jest białe albo czarne, gdyż między nimi istnieje wiele odmian szarości, a stereotypy są jedynie stereotypami i należy się ich wystrzegać.
Ewa Teodorowicz Hellman