Dzisiaj 100-rocznica urodzin Polaka Stulecia: Czesława Słani

Gdy w roku 1999 redakcja polskiego dwutygodnika ”Nowa Gazeta Polska” ukazującego się w Sztokholmie ogłosiła plebiscyt na Polaka w Szwecji ostatniego stulecia, spośród 58 zgłoszonych kandydatur, zwyciężył Czesław Słania. Wybór nie był łatwy, ale większość czytelników gazety zrozumiała, że chodziło o wybór osoby, której zasługi będę tak samo oceniane ”dzisiaj” jak i na przykład za 20 lat.

Pierwsza ”piątka” na liście zwycięzców plebiscytu to osoby, które nie tylko zrobiły wiele dla Polski, ale również zyskały uznanie wśród Szwedów. Na kolejnych miejscach po Słani znaleźli się: Adam Heymowski, Norbert Żaba, Henryk Bukowski, Andrzej Nils Uggla i Jacek Kubistky.

Być może ponadczasowo najbardziej znany jest Bukowski, ale niewątpliwie wybór Czesława Słani był wówczas trafny. Od plebiscytu minęło ponad 20 lat, a sława „króla grawerów”, „obywatela świata” i „czarodzieja rylca” – jak był nazywany często, wcale nie zmalała, chociaż zmarł w 2005 roku.

Właśnie dzisiaj mija 100 rocznica urodzin Czesław Słania. Urodził się 22 października 1921 roku w Czeladzi, w rodzinie górniczej. Rodzinne miasto nigdy nie zapomniało o nim: w 1999 roku przyznało mu tytuł honorowego obywatela miasta. Wcześniej taki tytuł otrzymali m.in. Józef Piłsudski i Edward Rydz-Śmigły.

Relacje o „cudownym dziecku” powtarzają się niemal w każdym opracowaniu poświęconym Czesławowi Słani. Gdy miał sześć lat jego rodzice przenieśli się do Osmolic na Lubelszczyznę, w rodzinne strony jego matki. Tam też po raz pierwszy ujawnił swoje zdolności manualne. Jego przyjaciele z lat dzieciństwa wspominają, że nigdy nie rozstawał się z brulionem w którym rysował dosłownie wszystko. Sam Słania mówił zaś w wywiadach, że jego talent do rysowania objawił się zanim nauczył się czytać i pisać. „Rysunki chłopca były miniaturowe, oddawały rzeczywistość z dokładnością fotografii. Kiedy poszedł do szkoły sprzedawał swoje rysunki kolegom. Oni otrzymywali za nie piątki, a ich autor – dwóje, bo nie nadążał z oddawaniem prac nauczycielowi.

Podobnie o życiu Słani pisał w „Tygodniku Powszechnym” (nr 13/2003) Michał Kuźmiński.

Marzył nie o byciu artystą, lecz leśnikiem. Tymczasem gdy kończył 18 lat, wybuchła wojna. Pracował jako księgowy, grywał na wiejskich weselach – i walczył: był oficerem Armii Ludowej. W czasie okupacji złapał ciężkie przeziębienie, które rozwinęło się w gruźlicę. Choroba miała wpłynąć na jego dalsze losy”.

Jego umiejętności przydawały się w partyzantce do podrabiania niemieckich dokumentów. Z oddziałami polskimi dotarł do Zagłębia i tam zastał go koniec wojny. Opuścił armię w randze porucznika. W 1945 roku zdał egzaminy na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie rozpoczął studia pod okiem prof. Witolda Chomicza, który szybko potwierdził jego niezwykły talent. Profesor zaproponował nawet Słani by ten zilustrował  podręcznik anatomii (siedem tomów) dla Akademii Medycznej. Wywiązał się z tego zadania znakomicie. Wykonał większość plansz, wykresów i rysunków, wiernie oddających budowę człowieka.

Mimo ujawnionego talentu po pierwszym roku na ASP, Słania postanowił przenieść się na leśnictwo. Całe szczęście nie pozwolił mu na to prof. Chomicz. Kontynuował więc studia. Na II roku wybrał wydział graficzny. Praktykował w Drukarni Narodowej w Krakowie, gdzie zapoznał się z zaawansowaną techniką grawerską. To zadecydowało, że następne dwa lata studiów na Akademii Słania poświęcił tajnikom sztuki grawerskiej.

Jako pracę dyplomową wykonywał staloryt według “Bitwy pod Grunwaldem” Matejki; pracował nad tym dwa lata. Studia skończył jako jeden z trzech wyróżnionych, razem z Danielem Mrozem, ilustratorem “Przekroju”, i scenografem Józefem Szajną” – pisze Michał Kuźmiński.

Otrzymał dyplom z cennym odznaczeniem – Summa Cum Laude.

Zaraz po studiach w 1950 rozpoczął współpracę z Pocztą Polską. Najpierw pracował w krakowskiej filii Wytwórni Papierów Wartościowych, później w Warszawie, gdzie szlifował talent pod okiem znanego grawera Mariana Polaka. Tam właśnie, na początek otrzymał zadanie wykonania na próbę znaczka z portretem Józefa Stalina.

Ponieważ Słania nie był zadowolony z projektu, według którego miał zrobić znaczek, skorzystał z dużego afisza przyklejonego na murze, potajemnie przez siebie zerwanego. To właśnie widniejąca na plakacie postać wodza posłużyła mu za wzór projektu, a następnie do grawerowania znaczka – próby. Ku zdumieniu wszystkich znaczek został wykonany w ciągu miesiąca, latem 1950 r. Niestety, próba pracy grawerskiej Słani, w postaci znaczka, nie ujrzała światła dziennego.

W marcu 1951 wykonał swój pierwszy znaczek, który został wydany. Był to okolicznościowy znaczek na 80-lecie Komuny Paryskiej. Później zleceń było coraz więcej. Wykonał m.in. portret gen. Jarosława Dąbrowskiego i wespół z Marianem Polakiem przygotowali serię znaczków na 7-mą rocznica Manifestu Lipcowego.

Kiedy w sprzedaży znalazł się znaczek – 60-groszówka w serii “Igrzyska Olimpijskie w Melbourne 1956” – przedstawiający postać Janusza Sidły, jego autora nie było już w Polsce. W sierpniu 1956 roku Czesław Słania był na statku „Mazowsze” w drodze do Sztokholmu. Było regułą, że z każdego rejsu co najmniej kilku pasażerów zostawała w Szwecji…

Gdy przybył do Szwecji był postacią zupełnie nieznaną. Jego los nie różnił się od losu wielu innych artystów, którzy w roku 1956 opuścili Polskę i osiedlili się w różnych częściach świata. Pierwsze lata w Szwecji były dla niego trudne, nie pomogły także rekomendacje jakie uzyskał od swego mistrza – M. R. Polaka do słynnym szwedzkiego grawera Svena Everta. Poczta szwedzka grawerów miała pod dostatkiem… Przez pierwsze trzy lata mimo wielokrotnych starań Poczta Szwedzka nie chciała go zatrudnić bojąc się… szpiegów. A przybysz zza żelaznej kurtyny nie mógł w tamtych czasach budzić zaufania.

Czesław Słania podzielił los wielu emigrantów, zaczynając od zmywania naczyń w restauracji. Rylec i lupa leżały na dnie walizki, w oczekiwaniu na lepsze czasy. A że te nie nadchodziły, w wolnych chwilach, aby nie wyjść z wprawy, Słania wykonywał grawerunki, prywatne znaczki bez nazwy kraju i nominału, a tylko niekiedy realizował drobne zlecenia szwedzkiej poczty czy telekomunikacji.

Wreszcie pomógł przypadek i to w chwili gdy zaczął starać się o wizę do Kanady (gdzie miał już załatwioną pracę w Wytwórni Papierów Wartościowych). Zachorował jeden z głównych sztycharzy (Sven Evert) i polecił Czesława Słanię do dokończenia jego projektu – wygrawerowania portretu Gustawa Frödlinga. Znaczek ten ukazał się w 1960 roku. Jeszcze w tym samym roku wydany został oficjalnie drugi znaczek grawerowany przez Słanię, przedstawiający znanego i cenionego malarza szwedzkiego Andersa Zorna.

Prace młodego emigranta tak się spodobały, że 1 kwietnia 1960 roku został zatrudniony na stałe, w biurze znaczków pocztowych. Posypały się zamówienia, wyróżnienia i nagrody. Wykonane po mistrzowsku przez Słanię szwedzkie znaczki zwróciły uwagę Duńskiego Zarządu Poczty, z którym – jak go zaczęto nazywać – czarodziej rylca nawiązał współpracę w 1962 roku. Wkrótce też nawiązał kontakty z innymi państwami, m.in. z księstwem Monako, dla którego zaprojektował i wygrawerował wiele pięknych znaczków, choćby serię sławnych władców czy widoki Monako. Współpraca z pocztą tego państwa doprowadziła do nawiązania bardzo bliskich, przyjacielskich stosunków z rodziną książęcą. Później zresztą Czesław Słania poza mieszkaniem w Sztokholmie, miał również stały adres w Monako, gdzie chętnie przebywał.

Z biegiem lat prasa szwedzka zaczęła o nim pisać „najbardziej popularny artysta szwedzki”. On sam na pytanie, czy uważa się za artystę szwedzkiego czy polskiego, odpowiadał: „Cały świat wie, że jestem Polakiem ze Szwecji”.

Tadeusz Nowakowski

Lämna ett svar