ZYGMUNT BARCZYK: Efekt Bilbao

Kiedy Frank O. Gehry poproszony został o konsultację na temat lokalizacji i sylwetki muzeum w Bilbao, był już renomowanym architektem, z dokonaniami które wywróciły do góry nogami nawet to, co przyjęte było dotąd za nowatorskie rozwiązania. Nowator nowatorów, jak go nazywano, kiedy podejmował się zadania uformowania nowego muzeum Guggenheima w Bilbao, nie był chyba świadom tego, że to, co dla tego miasta wkrótce wymyśli, stanie się zarówno „flagowym okrętem” miasta jak i najbardziej rozpoznawalnym znakiem jego twórczości.

Mowa jest o mieście, które desperacko szukało pomysłu na siebie. Dostatnie, zapewniające ludziom najwyższe w Hiszpanii dochody z pracy, przemysłowe miasto w Kraju Basków, stało się na początku lat 90. XX wieku tęsknym wspomnieniem dobrobytu. Recesja w przemyśle stalowym i stoczniowym dotknęła region, powodując bezrobocie rzędu 25 %.

Bilbao, jak większość miast industrialnych w Europie, nie grzeszyło urodą. Kiedy, wskutek kryzysu, znalazło się w opłakanym stanie, najdrastyczniej rzucało się to w oczy wzdłuż rzeki Nervion, przepływającej przez śródmieście. Apokaliptyczna sceneria zastygłych w bezruchu zdezelowanych doków, martwych dźwigów portowych, nieład przemysłowych odpadów w samym sercu miasta, – oto Bilbao w tamtym czasie.

Włodarze  miasta i regionu mieli do wyboru tylko ucieczkę do przodu. Przyjęli strategiczny plan rewitalizacji miasta, w którym postawiono na potencjał kultury, wyrafinowaną infrastrukturę i szeroka ofertę usług. Uznano, że pojawiła się unikalna okazja na wywindowanie sztuki do roli animatora nowego sukcesu miasta. Dużego nosa mieli planiści miasta, skoro założyli, że w tym celu przydałaby się miastu emblematyczna budowla, architektoniczna ikona miasta, najlepiej taka, że „szczęka opada. Która byłaby magnesem i dała pchnięcie miastu w stronę rozwoju. Pamiętać trzeba, że dzieje się to w okresie, kiedy recesja związana z upadkiem przemysłu ciężkiego dotyka całą zachodnią Europą. W wielu miejscach zagrożonych recesją postawiono wtedy na odnowę „poprzez kulturę”. Dawano upust marzeniom o magicznych właściwościach budowli i kwartałów miasta, które ukształtowały by nowy „ikonostas” miasta. Taki był to czas i takie jego nadzieje.

20 maja 1991 roku Frank Gehry, wraz z dyrektorem Fundacji Guggenheima Thomasem Krensem i gospodarzami miasta, wspiął się na okoliczne wzgórze, by spojrzeć na miasto w dole. Stojącemu na wzgórzu Frankowi nie zajęło wiele czasu uznanie, że sugerowana przez włodarzy Bilbao, modernizacja dawnego składu win na nowe muzeum nie będzie fortunnym „nowym początkiem miasta”. Jak sam mówił wywiadach, tam na wzgórzu zrozumiał, że „nowe uderzenie” powinno dokonać się nad centralną dla miasta rzeka Nervión, nad jej brzegami, odstręczającymi póki co poprzemysłowymi zawalidrogami, szarymi placami i parkingami. Miasto, jego zdaniem, powinno się zwrócić i realnie i symbolicznie ku rzece, która nieopodal śródmieścia wpada do Atlantyku. Chodzi o rzekę która odgrywała w przeszłości kluczową rolę w tym, co dawało miastu powodzenie. Takie były konkluzje Gehrego, wtedy, w 1991 roku,  występującego w roli konsultanta władz Bilbao.

Efektem jego rekomendacji była koncepcja zabudowy terenu stoczni i doków przy rzece, w tym, usadowienie tam bryły muzeum. Rozpisano stosowny konkurs . Wygrał go, na podstawie doręczonych szkiców…Frank O. Gehry ( jego projekt, nota bene, odbiegał wtedy bardzo od końcowej zatwierdzonej wersji projektu). Był już wtedy słynnym autorem emblematycznych budowli ( takich jak Muzeum Weismana w Minneapolis, czy muzeum mebli w Weil am Rhein). Zaczął prace po swojemu, czyli  od …bazgrołów na serwetkach, różnych papierach, a było ich bez liku. Uważał, że to naturalna faza procesu twórczego. Ręka wykonuje posłusznie tylko to, co otrzymuje w postaci bezpośrednich impulsów z mózgu ( całość procesu świetnie jest przytoczona i ilustrowana rysunkami autora w pracy Coosje Van Bruggena).

Praca postępująca w rysunkach a następnie w modelach, coraz ściślej wyrażała pomysły twórcy, by, po iluś próbach, owocować projektem bryły nowego muzeum a następnie i jego wnętrza. Gehry kontaktował się z fachowcami swojej pracowni, projekt tężał, nabierał nie tylko kształtów ale i inżynierskiej precyzji. Stało się to możliwe dzięki zastosowaniu nowych podówczas technik wizualizacji, a co ważniejsze, dzięki symulacji konstrukcyjnej (przy zastosowaniu  programu komputerowego CATIA, stosowanego dotąd przy tworzeniu kadłubów samolotów i satelitów).

Efekt, uciekając się do wytartej emfazy,- przeszedł wszelkie oczekiwania. Mówiąc dosadnie, wymyślona bryła muzeum, którego gospodarzem stała się Fundacja Guggenheima, okazała się dotykiem geniuszu jego twórcy. Gmach nowego muzeum wtargnął z impetem do historii architektury w roku 1997 ( projekt był gotowy w 1994), do dziś będąc nie tylko najbardziej rozpoznawalnym elementem zabudowy Bilbao ale i nowym cudem architektury światowej (bryłę muzeum obejrzeć można w licznych zbiorach internetowych, acz najlepiej, rzecz jasna, na żywo).

Powiada się, że projekt Gehrego to wybitne dzieło dekonstrukcjonizmu, powstałe  na powierzchni 24 tys. kv. metrów, z  tego 11 tys. to przestrzeń wystawiennicza, w trzech rożnej wielkości pomieszczeniach. Kompleks muzealny okryty jest blachą tytanową i szkłem, bryła pełna jest krzywizn, falistych linii, płynnej formy, słowem, skrzy się masą zdumiewających efektów, niemożliwych do uzyskania przy użyciu tradycyjnych technik i materiałów.

Widziany z rożnych miejsc obiekt, budzi różne skojarzenia. Widoczny ze wzgórza, zdaje się być wielką stalową różą, oglądany z nadrzecznego bulwaru, jest niczym kadłub koraba, spojrzenie od strony miasta skłania do skojarzeń ze statkiem o wielu żaglach; nietrudno dojrzeć w nim i ogromna rybę z płetwami, ślimaki rozmaite  (ulubione formy Gehrego). Płynność, wydaje się stosownym określeniem formy tego dzieła. Przede wszystkim przemawia jednak siłą autorskiej pomysłowości, nawet jeśli się wie, że jest to rezultat kunsztu i profesjonalizmu zastępu specjalistów, ale i wynik samozaparcia polityków i ludzi dobrej woli, którzy znakomicie wykorzystali pomysły twórcy nowego muzeum Guggenheima.

Nowej ikonie miasta zawtórowały inne obiekty postawione przy rzece nieopodal: hala koncertowa i konferencyjna, centrum kultury wraz z nowym mostem pieszym przez Nervion, projektu Santiago Calatravy, jak i zbudowanym od podstaw bulwarem nadrzecznym. Całość zaczęła funkcjonować jako nowa strefa miasta.

W licznych publikacjach przyjęło się określenie „efekt Bilbao”. Chodziło o to, by ukazać korzyść, jaką może przynieść  przezwyciężenie schematyzmu w myśleniu, uporczywość w przekraczaniu zapór. W przypadku Bilbao oznaczało to moc przezwyciężenia przeszkód takich, jak brak zainteresowana państwa hiszpańskiego, zawiłości związane z własnością gruntów przy rzece, sceptycyzm a nawet niechęć wpływowych osób ( skoro nie ma nawiązania do tradycji baskijskiej). Muzeum, zaraz po otwarciu, przyciągnęło ponad 3.5 mil osób, w tym ponad trzy czwarte odwiedzających przybyło z zagranicy. Dochody muzeum po trzech latach od jego otwarcia sześciokrotnie przekroczyły poniesione koszty. Muzeum okazało się oczekiwanym pozytywnym „pchnięciem” dla miasta.

„Efekt Bilbao” pokazuje jak przedsięwzięcie drogie i efektowne ale „jakby nie praktyczne”, może mieć znakomite przełożenie na bardzo konkretne efekty mierzone zasobnością kasy miasta, firm, mieszkańców. Napływać zaczął bowiem do miasta kapitał, powstawały nowe siedziby firm, ulokowały się tam  hotele znanych sieci, rozwinął się przemysł turystyczny, gastronomia, powstał nowy image miasta, do którego wielu teraz zdążało. Miasto na powrót odżyło i do dzisiaj przyciąga wielkie rzesze ludzi ciekawych tego cudu architektury.

Zygmunt Barczyk

Tekst publikowany był w Nowej Gazecie Polskiej w 2018 roku.
Foto: © CC0 Public Domain

2 reaktioner på ”ZYGMUNT BARCZYK: Efekt Bilbao

  1. Świetny tekst i świetna analiza!
    Ciekawy jestem jakie wydarzenie architektoniczne, zdaniem autora (wybitnego znawcy sensu i filozofi miasta), spowodowałoby podobny efekt w Sztokholmie? Nobelcenter? Wieżowce wyższe niż na Manhattanie? Piaskownice dla dziecina środku całej Sveavägen?
    Pozdrowienia
    Rejtan

    1. Drogi Rejtanie!
      Azaliż, Stockholm jest OK, nie potrzebuje nowej ikony, nie jest zapadłym industrialnym miastem, jak Bilbao w swoim czasie. Poza tem, Bilbao jest wyjątkowo udanym przykładem na ożywienie miasta, gdzie indziej tak dobrze nie było. Myślę ze nowa filharmonia w Szczecinie może mieć podobny efekt dla miasta.
      z

Lämna ett svar till Jan Rejtan Avbryt svar