W zasadzie mógłbym zacząć ten artykuł od słów: ”A nie mówiłem?!”. Tyle tylko, że zabrzmiało by to zbyt pretensjonalnie. A przecież taki rozwój sytuacji można było przewidzieć, ale dzisiaj ”mądry Polak po szkodzie”. Rzecz będzie o Instytucie Polskim w Sztokholmie.
Wszystko zaczęło się 11 lat temu, gdy zapadła decyzja o przeniesieniu Instytutu Polskiego w Sztokholmie z prestiżowego pałacyku przy Villagatan 2 (na ekskluzywnym Östermalmie) do lokali biurowych w ”hipsterskiej” dzielnicy Söder. Przez długi czas decyzja ta była gorąco komentowana (także na łamach Nowej Gazety Polskiej), wzburzyła wiele osób związane z polsko-szwedzkim życiem kulturalnym w Szwecji. Argumentami za wyprowadzką były kwestie finansowe (chodziło o to by siedziba przy Villagatan 2 stała się rezydencją ambasadora – to miało być korzystne finansowo, gdyż wynajmowana na rezydencję willa kosztowała zbyt drogo) i kwestie programowe – Instytut miał przecież służyć jako animator polskich przedsięwzięć kulturalnych w Szwecji w miejscowych placówkach kulturalnych. Czyli – jak tłumaczono – działalność miała ”wyjść na zewnątrz”.
Taką wizję i nowe funkcje IP promowała ówczesna, nowa dyrektor Instytutu Katarzyna Tubylewicz, tłumacząc to także ”zaleceniami z Warszawy”. Ale ani jeden, ani drugi powód zmiany siedziby nie był do końca przekonywujący. Od czasu wyprowadzki z Villagatan 2 dawny budynek Instytutu czekał aż cztery lata na konieczny remont i przebudowę (czy raczej adaptację na potrzeby rezydencji) cp oczywiście podważa argument oszczędności finansowej wynikłej z przeprowadzki. Nieprawdziwy też był argument, że zgodnie z nowymi wytycznymi należy prowadzić obecnie działalność menadżerską i organizować imprezy ”na zewnątrz” Instytutu – i wcześniej (chociażby za dyrektorowania Instytutem Piotra Cegielskiego) prowadzono taką działalność, imptrezy organizowana we własnej siedzibie były ”dodatkiem” do całej działalności.
Dzisiaj to już historia. Przeprowadzka na Mosebacken Torg 4 zapoczątkowała zupełnie nowy etap działalności Instytutu, czy lepszy, czy gorszy – trudno osądzić, z pewnością można jednak stwierdzić, że to samo w tym okresie można było robić mając siedzibę nadal na Villagatan 2. Trwające długo dyskusje i polemika z Katarzyną Tubylewicz doprowadziły do wielu animozji wśród tutejszego, opiniotwórczego polskiego środowiska działającego na styku polskiego i szwedzkiego życia kulturalnego, których nie udało się później zaleczyć.
Był to czas, gdy w Instytut Polski w Sztokholmie pompowano znaczne finanse, sporą część pochłaniał koszt utrzymania biur na Mosebacken Torg. Do czasu. Polityka finansowa promowania polskiej kultury za granicą podatna jest na fluktuacje i stan kasy Państwa Polskiego. Właśnie okazało się, że z Mosebacken trzeba będzie się wynieść – i koszta wynajmu i utrzymanie personelu pochłaniają zbyt wiele jak na obecny budżet Instytutu. Pytanie tylko: dokąd?
Villagatan funkcjonuje obecnie jako rezydencja pani Ambasador, więc powrotu tam nie ma. Można przenieść się do biur dawnego przedstawicielstwa handlowego na Friggegatan, ale pod warunkiem, że budynek przejdzie remont, a to może potrwać (znając realia)… parę lat. W dodatku przenosiny na Friggegatan (choć to nadal Östermalm) to jednak degradacja, bo to boczna uliczka równoległa do Vallhallavägen. Więc wszystko wskazuje na to, że Instytut wyląduje w Sundbyberg, w części pomieszczeń wydziału konsularnego.
A miało być tak pięknie. Jeszcze w 2009 roku ukazywały się publikacje (inspirowane przez zwolenników przeprowadzki) w których chwalono się, że
”polska kultura w Szwecji, wraz z przeprowadzką Instytutu Polskiego w Sztokholmie do nowego lokalu, zyskała nowoczesne zaplecze. Meble, tapety, dywany – każdy szczegół wyposażenia pokazuje, że polscy projektanci mają wiele do zaoferowania wrażliwym na piękno Skandynawom. Nowe biuro mieści się w kamienicy przy Mosebacke Torg 4, w artystycznej dzielnicy Sztokholmu – Södermalm. W nowym miejscu nic nie jest przypadkowe. Specjalnie zaprojektowane przez polskich architektów (biuro SomaArchitekci) wnętrza mają dowodzić, że nasz design nie tylko nie odstaje od światowych trendów, ale także może odnieść sukces w ojczyźnie IKEI. To dlatego lokal Instytutu został wyposażony m.in. w meble firmy Balma z kolekcji MIXT, wyprodukowane według projektu Piotra Kuchcińskiego, sofę oraz fotele Noti czy krzesła Iker Alterego.”
Jak bardzo krótkowzroczne były to wizje, pokazuje zbliżająca się w październiku przeprowadzka do (tu trochę złośliwie) przaśnej, robotniczej dzielnicy w Sundbyberg.
Warto zdać sobie sprawę, że ta obecna sytuacja nie ma nic wspólnego z nowym kierownictwem Instytutu Polskiego. To wszystko błędy, które popełniono wcześniej. Od czasu zakończenia pracy przez dyrektor Katarzynę Tubylewicz, Instytutem zarządzało kolejnych trzech dyrektorów (niektórzy bardzo krótko). Z mniejszymi i większymi sukcesami.
Wspominając zmarłego przed paru laty Piotra Cegielskiego, nasz redakcyjny kolega Ludomir Garczyński Gąssowski pisał:
Cegielski zreformował i postawił Insytutu na najwyższym z możliwych poziomie. Kochał ten Instytut i poświęcił mu ciekawą monografie ”Villagatan 2, dobry adres”. Adres nadal jest dobry, bo mieści się tam obecnie Rezydencja Ambasadora RP.
Ale co z kulturą?
(ngp)
Aby IP nie był w gestii MSZ ? Władza się zmieniła, to się zmieniły priorytety.
Wcześniej wystawiał np. p. Tadeusz Słobodzianek, który jest dyrektorem Teatru Dramatycznego w Warszawie. Jego najbardziej znany utwór to ”Nasza Klasa”. Przedstawia stosunki polsko-żydowskie z punktu widzenia autora. Czyli pogromy i wojny, przedstawia żydów jako ofiary, a Polaków jako agresorów.
Zaś p. Katarzyna Tubylewicz jest znana jako publicystka ”Krytyki Politycznej” i ”Gazety Wyborczej”.
Obecnie IP przygotował wernisaż z okazji 100-lecia JP2. Ale w kościele Św. Jana w Sztokholmie. Wygląda na stosunkowo skromną propozycję kulturalną.
I jak było źle, tak nadal jest niezbyt dobrze. Choć krytykować łatwo, a zrobić coś samemu trudno.