JAROSŁAW JANUKIEWICZ: Od 13-tego do 13-tego

W 2004 roku publikowaliśmy w NGP wspomnienia Elżbiety Janukiewicz zatytułowane “Nigdy w życiu…” będące formą zapisków żony internowanego działacza Solidarności, Tadeusza Janukiewicza. Rodzina Janukiewiczów emigrowała do Szwecji w lipcu 1983 roku. Tym razem publikujemy fragmenty dziennika syna państwa Janukiewiczów, wówczas, w chwili ogłoszenia stanu wojennego, 16-letniego Jarosława.

Pisać wszystkie fakty i wydarzenia, jakie miały miejsce w czasie tych niepewnych dni, które nastały teraz w Polsce.

Sobota 12 grudnia 1981

Dzień minął spokojnie, w „Dzienniku Wieczornym” znowu mówili o strajkach i akcjach protestacyjnych Solidarności. Spać położyłem się po godzinie 24-tej.

Niedziela 13 grudnia

Zbudziło mnie mocne pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć, bo wszyscy jeszcze spali. Na progu stali żołnierze z WSW, którzy zaraz weszli do mieszkania, gdy tylko otworzyłem drzwi. Było ich czterech i wszyscy mieli broń. Zapytali o tatę. W tym czasie tata wstał i podszedł do nich zapytać się w jakiej sprawie przyszli. Kazali mu się ubierać i iść z nimi. Tata ubrał się i umył, a gdy już mieli wychodzić mama zapytała dlaczego biorą tatę. Odpo-wiedzieli mniej więcej tak: mąż zaraz wróci…, dziś w nocy wojsko przejęło władzę…. internowano 70 byłych członków rządu takich jak Jaroszewicz, Gierek… Teraz bierzemy się za drugą stronę… Mężowi nic się nie stanie… zaraz wróci. O godzinie dziewiątej Jaruzelski będzie przemawiał…

Zbliżała się akurat 9 więc skoczyłem do radia i włączyłem je. Akurat zaczął się hymn. Po hymnie zaczął przemawiać Jaru-zelski. Mówił wolno i w jego głosie można było wyczuć nutę smutku. /…/

O 9:30 poszedłem do kościoła. Miasto wyglądało normalnie i nawet nie było większego ruchu. W kościele także nie było mowy o zaistniałej sytuacji. Msza przebiegała normalnie. Po mszy poszedłem do domu, gdzie był akurat nasz znajomy, którego mama zaprosiła i rozmawiali o zaistniałej sytuacji.

Autor dziennika, Jarosław Janukiewicz

Zapomniałem napisać, że zaraz po wyjściu żołnierzy, którzy wzięli tatę, mama kazała pochować wszystkie gazety, biuletyny i komunikaty „Solidarności”, które tata przynosił do domu. Marek (brat Jarosława – dop. red.) wsadził wszystko do torby, a było tego sporo, i gdzieś wyniósł.

Około jedenastej tata wrócił do domu i zaczął opowiadać. Otóż wzięli go do jednostki i przesłuchali i kazali podpisać deklarację. Jedną o tym żeby tata przestał na czas stanu wojennego prowadzić jakąkolwiek akcję w „Solidarności”, a drugą, o ile pamiętam, żeby tata pracował na rzecz wojska, tzn meldował o nastrojach i ludziach „Solidarności”. Tej deklaracji tata nie podpisał.

Do wieczora czas upłynął spokojnie. Program w telewizji też nie był najlepszy, za to cztery wydania dziennika, w których czytano nakazy, zakazy i zarządzenia. Czytali to wszystko normalni spikerzy tylko ubrani w mundury wojskowe. /…/

Poniedziałek 14 grudnia

Zaczęło się normalnie. Rano rodzice poszli do pracy, my zostaliśmy w domu, bo szkołę odwołano. Ja byłem w mieście i szukałem choinki oraz chleba ponieważ nigdzie nie było. Gdzieś koło trzeciej przyszedł do domu tata. Był bardzo zdenerwowany. Bab-cia zrobiła mu coś do jedzenia, bo tata powiedział, że gdzieś teraz jedzie. Gdy tata zjadł poszedł z Markiem do samochodu. Mnie też udało się załapać. W samochodzie dowiedziałem się, że tata jedzie do stoczni strajkować oraz że go zwolnili dyscyplinarnie z pracy. Pod stocznią stało dużo ludzi, a na bramie był wywieszony napis „strajk generalny” czy coś takiego. Także autobusy i tramwaje miały wymalowane na bokach napisy o strajku. Tata został w stoczni i kazał Markowi przywieźć jedzenie, koc i papierosy.

Około 16 byliśmy w domu. Ja poszedłem do kościoła na rekolekcje, a oni zaczęli jeść obiad i szykować rzeczy dla taty. Po powrocie z rekolekcji zobaczyłem, że Marek wybiera się do taty więc chciałem pojechać z nimi, ale mnie nie wzięli.

Koło ósmej wrócił Marek, zjedliśmy coś, potem przyszli znajomi. Położyłem się wcześnie spać. Mój sen przerwało pukanie do drzwi. Było dziesięć po drugiej w nocy. Wrócił tata. Zaczął opowiadać, że koniec strajku, że rozpędzili wszystkich. Był zdenerwowany. Gdy się uspokoił zaczął opowiadać: pod stocznią tłum stał gdzieś do godziny dziewiątej wieczorem. Potem wszyscy się rozeszli bo zbliżała się godzina policyjna. Około 10 zaczęły pod stocznię zajeżdżać czołgi i samochody z wojskiem oraz milicja i bezpieka. Po kanale pływały okręty wojenne, które oświetlały stocznię pokładowymi reflektorami. Niedługo po tym Milczanowski wydał zarządzenie, że w wypadku ataku na stocznię uruchomić syreny stoczniowe i żeby stocznia „Gryfia” z którą utrzymywano łączność radiową, zrobiła to samo. W tym czasie radiowęzeł stoczniowy nadawał Wolną Europę, a wojsko zagłuszało audycję swoimi głośnikami. Około dwunastej jeden czołg wyważył bramę i na teren stoczni wdarli się milicjanci. Kazali opuścić wszystkim teren stoczni. Około 12:30 weszli do świetlicy gdzie był komitet strajkowy, a także mój tata, chociaż w komitecie nie był. Po sprawdzeniu dowodów wszystkich wypuścili, ale komitet aresztowali.

/…/

Po pierwszej w nocy było już po wszystkim i wojsko zagwarantowało, że nikomu nic się nie stanie w drodze do domu mimo godziny policyjnej. /…/

Wtorek 15 grudnia

Dziś tata wstał o wpół do dwunastej ponieważ nie musiał iść do pracy. Potem pojechał do szpitala gdzie pracował. Niedługo potem w domu zjawili się w domu ci WSW-owcy co w niedzielę rano. Pytali się o tatę. Przeszukali mieszkanie, niczego jednak nie znaleźli. Na odchodnym ich dowódca powiedział do nich, że tata zdążył uciec. Powiedział także żeby jak najszybciej zgłosił się do nich bo to jest w jego własnym interesie. Marek zaraz po tym po-jechał do taty do szpitala powiedzieć co zaszło, ale taty już tam nie było, ponieważ zaraz jak wszedł na teren szpitala został ujęty przez WSW. Gdy mama przyszła do domu bardzo się zde-nerwowała tym co zaszło. Opowiadała o niepokojach na mieście, o tym że widziała kolumnę czołgów jadącą przez miasto. Wieczorem wpadli do nas znajomi na herbatę. Spać położyliśmy się wcześnie.

Środa 16 grudnia

Dzień ten był u nas w domu nad wyraz spokojny. Przed południem Marek chciał zawieźć tacie ciepłe ubranie i papierosy, ale dyżurny oficer nie przyjął rzeczy. Wrócił do domu z niczym. Ale myśmy się niepokoili.

 

Czwartek 17 grudnia

Dzień zapowiadał się spokojnie, ale tak nie było. Dzisiaj miał przyjść do domu tata ponieważ mija 48 godzin od aresztowania, ale nie przyszedł. Ja próbuję zrobić bilard elektryczny, ale nie wiem co z tego wyjdzie. /…/

Piątek 18 grudnia

Dzień był spokojny. Nie wydarzyło się nic specjalnego. Wieczorem wpadł tylko pan Roman porozmawiać, i to wszystko.

Sobota 19 grudnia

Do południa w domu pracowaliśmy. Ja z Markiem sprzątaliśmy skrytkę, mama wymyła okno, a ja potem zrobiłem inwentaryzację w piwnicy naszych zimowych zapasów. /…/

Niedziela 20 grudnia

Przed szóstą przyszedł jakiś pan, którego ani ja ani Marek ani mama nie znamy, ale zna go prawdopodobnie tata (z „Solidarności”) i przyniósł paczkę, którą pewnie sam dostał. Była to paczka żywnościowa z Holandii, która przyszła do kościoła. Pięknie postąpił /…/ to ładny gest.

Tadeusz Janukiewicz

Poniedziałek 21 grudnia

Mija tydzień odkąd wzięli tatę z domu. Do tej pory nie wiadomo co się z nim dzieje. Poza tym w domu nic ciekawego i także w mieście spokojnie.

Niedziela 27 grudnia

Minęły święta. Były to pierwsze moje święta przy których nie było taty, który jest prawdopodobnie internowany, tylko nie wiadomo w którym obozie go przetrzymują. Nuda coraz większa bo i w telewizji nie ma co już oglądać (kilka wyjątków zrobili w święta, puścili jakieś porządne filmy), ale tak, w dni powszednie, to tylko komunikaty, jakiś program publicystyczny i cytują ruskie gazety w których piszą o tym co dobrego nasz rząd zrobił. Wszystko to przeplatane żołnierskimi piosenkami z festiwalu w Kołobrzegu. /…/

Poniedziałek 28 grudnia

Mija drugi tydzień bez taty, który jest internowany w MIEJSCU ODOSOBNIENIA. Podobno warunki tam są okropne. /…/ Do stoczni przyjmują tylko tych ludzi, którzy wystąpią z „Solidarności”. Nie dotyczy to spawaczy bo jest ich mało. Cieszą mnie wiadomości podawane w „radio Londyn”, że Zachód ostro protestuje, a Stany Zjednoczone zawiesiły pomoc gospodarczą dla Polski do czasu odwołania stanu wojennego i zwolnienia wszystkich aresztowanych.

Czwartek 31 grudnia

Już niedługo dwunasta i nowy rok 1982. Co nam przyniesie? Czy przeżyjemy go w spokoju, czy nie?

Dziś dowiedzieliśmy się z całą pewnością, że tata jest internowany i przebywa w Goleniowie w obozie dla internowanych z innymi działaczami Solidarności między innymi z Marianem Jurczykiem. Powiedział nam o tym pan Roman, który wpadł do nas dziś wieczorem. Pan Roman dowiedział się o tym od pana Zenka, który miał prawdopodobnie listę internowanych.

Poniedziałek  4 stycznia 1982

Dzień ten nie był normalnym dniem, takim jak wiele dotychczas. Był to pierwszy dzień szkoły od chwili ogłoszenia stanu wojennego, a także pierwszy dzień pracy stoczni po świętach.

Wieczorem przyszła do nas pewna pani, osoba nam nieznana. Powiedziała, że przynosi wieści od taty. Rano była u męża, który też jest internowany razem z naszym tatą. Opowiedziała nam wszystko co się dowiedziała; że internowani są w Goleniowie, w jakimś więzieniu, ale mają swobodę ruchu i mogą porozumiewać się ze sobą. Można dawać paczki z odzieżą i żywnością do 3 kilogramów. Można dać 4 paczki papierosów na miesiąc (a nasz tata pali i to dużo), ale nie można dać przyborów do golenia więc wszyscy zapuścili brody. Ta pani mówiła, że wśród internowanych panuje głęboka solidarność, że dzielą się wszystkim między sobą co przyniesie rodzina. /…/ Jutro będę mieć już aparat fotograficzny i zacznę robić zdjęcia do tego pamiętnika. /…/

Wtorek 5 stycznia

Dzisiejszy dzień przebiegł nad wyraz spokojnie, mimo że zapowiadano rozruchy. Dziś po lekcjach byłem pod stocznią, ale nie stałem tam, ale przejeżdżałem dwa razy autobusem. /…/ Jutro już prawdopodobnie zacznę robić zdjęcia. Miałem już je robić dzisiaj, ale kolega nie przyniósł mi aparatu. To nawet dobrze się składa, bo jutro mam mało lekcji i będę miał więcej czasu.

Tadeusz Janukiewicz

Niedziela 10 stycznia

Dzisiaj byliśmy u taty na widzeniu. Pojechaliśmy tam samochodem, bo mama wystarała się od pana Władka 5 litrów benzyny. Co prawda niebieskiej, ale zawsze to benzyna. Z domu wyjechaliśmy o ósmej w trójkę, bo babcia nie chciała jechać. Po drodze wzięliśmy jeszcze tę samą panią co była u nas. Na miejscu byliśmy około 8:35. Dyżurny wpisał nas na listę odwiedzających i kazał czekać. Widzenie dostaliśmy gdzieś około 10:30. Wpuścili nas na teren więzienia i kazali zostawić paczki jakie mieliśmy ze sobą. Później zaprowadzili nas do takiej niby świetlicy, gdzie czekali na swoje rodziny internowani i wśród nich nasz tata. Z tatą witaliśmy się długo, tak samo jak i żegnaliśmy. Tata mówił, że traktują ich tu bardzo dobrze, nie tak jak w normalnych więzieniach. Mówił, że z nudów zaczął się uczyć języka niemieckiego. Mówił, że niedługo mają ich przenieść gdzie indziej, gdzieś w województwo koszalińskie. Tata mieszka w celi z Kocjanem, wiceprzewodniczącym MKR w Szczecinie, z jednym rolnikiem i jednym z Polic, a mieszka w celi 47. Widzenie trwało około 45 minut. /…/

Środa 13 stycznia

Dziś mija pierwszy miesiąc stanu wojennego. Jestem ciekaw co by się działo teraz w Polsce, gdyby nie było stanu wojennego. Może i lepiej że nasi rządzą bo prawdopodobnie mielibyśmy już na głowach do żywienia nie tylko polskie ale i ruskie wojsko oraz ruskie władze jak na Węgrzech w 1956 roku. Zaznaczam, że nie chwalę rządów Jaruzelskiego, ja staram się tylko przewidzieć, co by było, gdyby…

W mieście spokój, żadnego ruchu, a nocy to już w ogóle – miasto jak wymarłe. Marek, mój brat, mówił że u niego w szkole zamknęli dwóch uczniów z trzeciej zasadniczej za to, że przenosili ulotki. Dostali trzy lata, a są to chłopaki, którzy mają po 18 lat. Bez komentarza. /…/

Jarosław Janukiewicz

Tekst publikowany był w Nowej Gazecie Polskiej w grudniu 2005 roku.
Jarosław Piotr Janukiewicz urodził się 22 lutego 1965 roku w Szczecinie. Wykształcenie średnie niepełne, przerwane emigracją. Wyemigrował z rodzicami i bratem do Szwecji w 1983 roku z paszportem w jedną stronę. Osiadł w Smalandii, gdzie najpierw pracował jako kreślarz w Nordiska Trähus we Vrigstad. Później pracował w Sävsjö Trähus.
Tadeusz Janukiewicz. Urodził się 1934 w Wilnie, zmarł 15 stycznia 2015 roku w Gnieźnie. Technik dentystyczny, założyciel komórki Solidarności w Szpitalu Wojskowym w Szczecinie w 1981 roku. Członek Regionalnej Komisji Koordynacyjnej Służby Zdrowia. Internowany w stanie wojennym. W Szwecji mieszka od 1983 roku, dd 1987 roku w Sztokholmie.

Lämna ett svar